poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział XXX - Finał [koniec cz.I]


                Wcześniej myślałam, że wszystkie moje dotychczasowe doły były najgorszą rzeczą jaka mnie spotkała. Teraz, gdy sobie to przypominam, zbiera mi się na śmiech. 
                Człowiek z natury dąży do rozwiązania swoich problemów jak najszybciej chcąc pozbyć się tego niewyobrażalnie dręczącego uczucia, które za każdym razem powoduje zamęt w głowie, czasem zrzuca nas w głąb rozmyślań. Ów problem trzeba jak najszybciej rozwiązać by nie oszaleć. Można go też w sobie zdusić, zapomnieć o nim. Jednak w moim przypadku to nie było możliwe. A raczej powinnam powiedzieć, że moja duma nie zniosłaby tryumfalnego wzroku Madary na sobie. 
                Ciemna kuchnia, dobrze po północy, nie zagrażała mi niczyim towarzystwem. Zacisnęłam dłoń na kubku gorącej kawy. Nawet cztery łyżeczki cukru nie są w stanie poprawić mojego samopoczucia. Zrezygnowana sięgnęłam po cukierniczkę i wsypałam kilka kopiastych łyżeczek do jasnobrązowego płynu. Paroma wielkimi łykami wypiłam słodką breję, zostawiając na dnie warstwę nierozpuszczonego cukru. Skrzywiłam się czując mdły smak w ustach.
                Kurwa. Głowa opadła mi na ręce oparte na stole. Kurwa, brakuje mi go. Tak cholernie. Obraz rozmazał się, zamknęłam oczy, choć to nie powstrzymało tych zjebanych łez. Dlaczego ryczę? Kurwa, dlaczego?
                Wstałam. Wycierając łzy wierzchem dłoni podeszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej butelkę z jasnym, klarownym płynem. Sake, inaczej zwane winem ryżowym, lekkie, nic w porównaniu z wódką, jednak będę się musiała tym zadowolić. Uśmiechnęłam się kpiącą i odkręciłam nakrętkę. Łapczywie upiłam kilka ogromnych łyków, a kilka strużek spłynęło mi po brodzie i szyi. Znajome ciepło rozeszło się w żołądku. Krótka przerwa i znów pociągnęłam kilka solidnych łyków; chwilę później  połowa butelki została opróżniona. 
                Chłód sprawił, że skropliła się na niej woda, a moje palce ślizgały się na gładkim szkle. 
                Nagle poczułam jak szybkie szarpnięcie wyrwało mi ją z rąk. 
- Hej! - krzyknęłam zdenerwowana, odwracając się.
- To jest sposób, w który rozwiązujesz swoje problemy? - nie mogłam znieść jego opanowanego głosu; starałam się nie słyszeć nuty smutku, której nawet nie próbował ukryć.
- Coś ci się nie podoba, Itachi? - uśmiechnęłam się lekko, alkohol powoli dawał mnie się we znaki.
- Żałosne – mruknął swoim typowym, chłodnym, lekko ironicznym głosem.
- Dawno tak nie mówiłeś – zaśmiałam się, opierając się plecami o lodówkę – mógłbyś mi to oddać? - wskazałam na butelkę.
- Jak chcesz – położył alkohol na blacie – to ją sobie weź.
Wiedziałam, że jeżeli oderwę się od bezpiecznego oparcia, nie zrobię kilku pewnych kroków. Raczej chwiejne, upokarzająco pijackie. Prychnęłam.
- Pierdol się.
                W tej chwili nienawidziłam go za tą stoicką postawę, obojętność. Wzrok niezmiennie utkwiony w mojej osobie. Ten pierdolony wzrok...
                Zaryzykowałam. Oparłam się dłonią o lodówkę i zrobiłam kilka niepewnych kroków. Stanęłam tuż przed nim i przybliżyłam do jego twarzy. Zebrałam się w sobie i cicho wyszeptałam.
- Wiem.
- Co?
- Przepraszam – zacisnęłam dłoń na jego koszuli.
- Seon jesteś pijana – ujął moje ramię – lepiej będzie jak się położysz spać.
                Ogarnęła mnie lekka irytacja i złość, która w połączeniu z alkoholem sprawiły, że krzyknęłam.
- Nie! Nie jestem pijana! Słuchaj! Czy ty mnie kurwa, kiedykolwiek słuchasz? Czy jestem ci potrzebna tylko do jednego? Ha, ha, jak to mówił Madara? Rozrywka?  Jestem twoją rozrywką? Czuję się zaszczycona – zupełnie nie panowałam nad słowami, które wypowiadam. Wszystko było proste, cudownie proste.
- ... mówisz? – usłyszałam jego cichy głos.
- O czym ty mówisz? – powtórzył; na jego twarzy malowały się różne uczucia: od zdziwienia po coś, czego nie mogłam rozszyfrować.
- O wszystkim, o wszystkim... o... - oparłam czoło o jego tors - zabij mnie, błagam- szepnęłam - mam dość... Albo nie! - zaśmiałam się histerycznie - zabij go! 
- Seon? - jego szept, aż drżał od niepewności – kogo?
- Masz już wprawę w zabijaniu krewnych – mimo że nie chciałam tego powiedzieć, słowa same wychodziły z moich ust. 
                Jego palce gwałtownie wsunęły się w moje włosy i szarpnęły moją głowę do tyłu, zmuszając bym spojrzała mu w oczy. 
Poczułam jak kręci mi się w głowie, a żołądek skręca się boleśnie. 
- Niedobrze mi – jęknęłam wyrywając się z uścisku Itachiego. Nachyliłam się nad zlewem, zachwiałam się mocno, ale udało mi się czegoś przytrzymać. Kurtyna łez zasłoniła mi oczy, żołądek odmówił posłuszeństwa, moim ciałem targnął dreszcz. Zwymiotowałam prosto do umywalki, przy okazji zarzygując sobie włosy. W gardle poczułam palący ból. Wymacałam kran, puściłam letnią wodę i przepłukałam nią przełyk. 
                Nagle, poczułam jak ktoś wyciera mi usta i delikatnie odgarnia włosy.
Dłoń Itachiego subtelnie gładziła moje plecy. Odwróciłam się gwałtownie i wtuliłam w niego szukając jakiegokolwiek ciepła. Czułam jak moje ciało drży.
- Miałeś rację – szepnęłam – jestem żałosna. Przepraszam, teraz chyba tylko to mogę zrobić.
Poczułam jak jego palce zaciskają się na moich plecach.
- Skąd wiesz o Madarze? - zapytał głosem wypranym z emocji- czy on...?
Tym razem to ja kurczowo zacisnęłam dłonie na jego koszulce. 
- Seon? - w jego tonie pobrzmiewała irytacja – powiedz mi, przecież może...
                - Co ma ci powiedzieć? - usłyszałam doskonale znany głos.
Natychmiast spojrzałam w stronę jego źródła. 
- Madara – szepnęłam zrozpaczona. Co on tu robił?
- Mówiłem ci, że nie wypada mówić do mnie w tak bezpośredni sposób. Dodaj jakieś - san, albo - sama – zmarszczył brwi - choć w sumie zważywszy na nasze relacje, mogę ci to podarować, prawda? - zaakcentował ostatnie pytanie. 
- Zamknij się – warknęłam – zamknij się i daj mi święty spokój! - tym razem krzyknęłam, nie dbając szczególnie o późną porę. 
                Jego rozbawiony uśmiech sprawił, że moja nienawiść do niego gwałtownie wzrosła. 
- Seon – ręka Itachiego wylądowała na mojej – uspokój się. 
- Ależ po co, Itachi – zapytał Madara – nie lubisz, gdy twoja ukochana się złości. Mnie prawdę powiedziawszy bardzo to podnieca. 
- Radzę ci uważać na słowa – warknął młodszy Uchiha.
- A jej twarzyczka jest cudowna, gdy wykrzywia ją ten grymas wściekłości – kontynuował niezrażony – zwłaszcza tej bezsilnej.
                Przez chwilę Itachi przytrzymywał jeszcze moją pijaną osobę, dosłownie przez krótką chwilkę, ponieważ zaraz zniknął pojawiając się tuż przed Madarą. Nie widziałam co się wydarzyło, zachwiałam się i gdybym nie oparła się o blat, zapewne zaliczyłabym bliskie spotkanie z podłogą. 
                Stojąc już mniej więcej pewnie omiotłam wzrokiem scenerię. Starszy Uchiha leżał na ziemi patrząc z nienawiścią nad Itachiego, z jego wargi ciekła strużka krwi, a na policzku wykwitał czerwony siniak. Nagle wzrok Madary stał się szklisty, a sylwetki obu mężczyzn zastygły w bezruchu. Mogłam tylko przypuszczać, jak wygląda ich mentalna walka.
***
                Itachi wiedział, że nie łatwo będzie złapać Madarę w Tsukuyomi. Mimo wszystko pomógł mu w tym obecny – fatalny – stan krewnego, co finalnie zaowocowało uwięzieniem go w wyimaginowanym świecie tortur. Zniewolił swojego przeciwnika przywiązując go do standardowego pala i zabrał się za przeczesywanie jego umysłu. 
                Z każdą myślą, wspomnieniem jego ręka mocniej zaciskała się na katanie, poczuł jak drętwieje z bólu, jednak nie przejął się tym. Jego całą uwagę pochłonęły obrazy, obrazy niedalekiej przeszłości . 
- Seon – szepnął nie mogąc uwierzyć w to co zobaczył.
- Kurwa, spierdalaj w końcu z mojej głowy – warknął Madara – boli mnie łeb – jęknął.
- Jesteś żałosny – mruknął cicho brunet. Zaraz potem zanurzył katanę w trzewiach kuzyna – i ty nazywałeś się głową naszego klanu?! Jesteś naprawdę odrażający. 
                - Odezwał się pan idealny - zadrwił. - Nigdy nie wykorzystałeś nikogo dla własnej przyjemności? Co z tego, że jest słabsza? Taki właśnie jest świat – silniejszy wykorzystuje słabszego – zaśmiał się drwiąco - no może tylko w twoim przypadku było inaczej.
- Zamknij się! – Itachi czuł, że opuszcza go opanowanie. Katana wbiła się tuż obok głowy Madary.
- Niedobrze – mruknął starszy Uchiha – rzadko widuję cię złego, a co dopiero wkurwionego.
- Seon jest moja – warknął Itachi – i nie zbliżaj się do niej, bo cię...
                Madara nigdy nie usłyszał co  zrobiłby mu krewny, ponieważ w tym samym momencie obydwoje poczuli mocne szarpnięcie. W następstwie tego, Tsukuyomi rozpadało się, a mężczyźni zostali brutalnie przywróceni do rzeczywistości.
***
                Zobaczyłam jak Itachi opada na kolana, a Madara gwałtownie otwiera oczy, po czym jego powieki znów opadły, a na twarz powrócił spokojny, beztroski wyraz. 
- Wystarczy – warknął Lider wchodząc do kuchni.
Podbiegłam do Itachiego i jakimś cudem udało mi się przy nim przykucnąć. Zakrywał dłonią lewe oko, a jego twarz znaczył grymas bólu. 
- Liderze, co zrobiłeś? - krzyknęłam.
- Złamałem Tsukuyomi i uratowałem dupę temu palantowi – mówiąc to rudy stawiał do pionu Madarę.
- Ale...
- Nie przejmuj się, Seon – usłyszałam cichy, jakby zmęczony głos Itachiego – nic mi nie jest.
- Ale...
- Liderze – zignorował mnie Itachi zwracając się do Paina – radzę ci trzymać go w ryzach, bo kolejnym razem możesz nie zdążyć mu pomóc – wydawało mi się, że słyszę w jego głosie nutę groźby.
                Spodziewałam się, że Lider się zdenerwuje, ale on tylko nieznacznie pokiwał głową i westchnął.
- Wracajcie do siebie – mruknął zarzucając sobie rękę nieprzytomnego Madary na szyję - coś mi się wydaję, że poleży chwilę u Ayumi.
 
***
                W pokoju panował półmrok; zanim wyszłam zapomniałam zgasić nocnej lampki, która teraz rzucała wątły promień światła na łóżko. 
Żadne z nas się nie odzywało, a ja modliłam się by ktoś rozluźnił tą przytłaczającą atmosferę między nami. 
- Itachi – zaczęłam niepewnie – ja... - zawahałam się – wiesz?
- Tak, widziałem u niego – jego głos pozbawiony był jakichkolwiek emocji. 
- Ah – odezwałam się cicho. Znów wahanie – jesteś... jesteś zły?
- Nie – zaśmiał się ironicznie – skądże! Czuję się wyśmienicie z myślą, że nie mogłaś, nie, nie chciałaś mi powiedzieć, że mój kochany krewny dobiera się do ciebie i traktuje jak... - przeczesał włosy nerwowym gestem i usiadł na łóżku. - Po prostu dziwię się, że mi nie powiedziałaś.
                Teraz to mnie ogarnęła irytacja.
- Co? - wykrztusiłam – myślisz, że podeszłabym sobie do ciebie i rzuciła: „a wiesz Itachi, ostatnio chce mnie przelecieć prawdziwy Lider Akatsuki, możesz coś z tym zrobić?”. 
Naprawdę, tak to sobie wyobrażasz? - również zła usiadłam na łóżku. Zaraz potem zerwałam się na równe nogi.
- Czyli teraz to moja wina, że nie mogłam sobie z nim poradzić?! Myślisz, że nie próbowałam? Traktowałam to jak własny problem i chciałam go sama rozwiązać. Widać nie dało się, bo jak zwykle musiałam polegać na kimś innym. Kurwa, odkąd jestem w tym zasranym świecie ciągle na kimś polegam! Nienawidzę tego świata, tej organizacji, popierdolonych ludzi, takich jak Madara, którzy mogą mnie zabić, bo tak im się zachce!
                - Cholera – usiadłam na podłodze i podciągnęłam kolana pod brodę – wszystko jest do dupy. 
Nastała długa chwila ciszy.
- To może zabrzmi banalnie, ale na mnie możesz polegać ile chcesz – odezwał się Itachi.
- Yhm– mruknęłam cicho. Z niewiadomych powodów moje oczy zrobiły się mokre, więc ukryłam głowę w kolanach. Nie będę ryczeć, nie przy nim. Już wytrzeźwiałam, nie ma mowy, żeby... Czyjaś dłoń pogładziła moją głowę. Zepchnęłam ją.
- Przestań. Nie jestem dzieckiem – wykrztusiłam, czując wilgoć na policzkach. 
- Wiem – ręka znów wylądowała wśród moich włosów.
- Wcale nie – podniosłam głowę. – Będziesz mógł jeszcze ze mną wytrzymać? 
- Zastanowię się – rzucił lekko ironicznym tonem, jednak po chwili Itachi złapał mnie za ramiona i przyciągnął do siebie. – Przepraszam – szepnął – już nigdy nie pozwolę, żeby ktoś taki jak on, cię skrzywdził. 
                Słysząc jego słowa coś we mnie pękło i rozryczałam się na dobre. Zacisnęłam dłonie na gładkim materiale jego koszuli, opierając czoło o tors Itachiego. On sam nic nie mówił, tylko delikatnie gładził moje włosy. Mój cichy szloch wypełniał pomieszczenie. Czułam jednocześnie ulgę i zażenowanie. 
                Po długiej chwili łzy przestały płynąć, a moje zaczerwienione ze wstydu policzki zakrywała kurtyna włosów. 
- Lepiej? - upewnił się Itachi, który prawdopodobnie wyczuł to, że się uspokoiłam.
- Yhm... przepraszam za te sceny – burknęłam odwracając wzrok.
Podniosłam oczy napotykając jego ciemne tęczówki. 
Uśmiechnął się lekko.
Odwzajemniłam gest.
KONIEC  CZ.I
********
Trzydziesty rozdział - ostatni z części pierwszej - już za nami. Dość nieudana końcówka, ale cóż poradzić. Ostatnio mój nastrój jest niezmiennie dobry, więc nie idzie mi pisanie smętnych tekstów. 
Tym kończę cz. I, nie wiem kiedy napiszę coś z części II, bo nie bardzo mam czasu, ale postaram się nie zapuszczać bloga ;) 
Ahh, życie ;)
Buziaki ;***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz