poniedziałek, 29 kwietnia 2013

III. Rozdział VI - Harrington



Obróciłam się dookoła, jednak wśród mroku, gęstych drzew i krzaków nie mogłam zbyt wiele zobaczyć. Moje kostki oplatała mgła znad jeziora, z daleka słyszałam stłumione odgłosy przyjęcia. Tu jednak panowała cisza, niezmącona nawet powiewami wiatru.
– Seon, co ty tu robisz? - usłyszałam znienacka znajomy głos. Zdziwiona i lekko przestraszona obróciłam się gwałtownie i o mało nie upadłam, gdy moje czółenko poślizgnęło się na wilgotnej trawie...
– Seon, co ty tu robisz? - usłyszałam znienacka znajomy głos. Zdziwiona i lekko przestraszona obróciłam się gwałtownie i o mało nie upadłam, gdy moje czółenko poślizgnęło się na wilgotnej trawie...

Stone błyskawicznie złapał mnie za łokcie i uchronił przed niefortunnym upadkiem.
– Powinnam spytać o to samo, panie Stone – odparłam poprawiając włosy.
Nie odpowiedział, tylko wbił wzrok w coś nad moim ramieniem. Zaciekawiona chciałam się odwrócić, jednak znów poczułam mocny uścisk, tym razem złapał mnie za drugie przedramię.
– Powinnaś wejść do środka – powiedział z naciskiem.
– Ale... - znów spróbowałam się odwrócić, gdy usłyszałam za sobą jakiś szelest, jednak uścisk Stone'a powstrzymał mnie. Był zaskakująco silny.
– Bez dyskusji, Seonidal. Odprowadzę cie do środka.
– Nie ma potrzeby, panie Stone – uśmiechnęłam się maskując poirytowanie. Ten typ zaczynał działać mi na nerwy. Próbowałam się wyślizgnąć z uścisku, choć moje próby spełzały na niczym.
Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł.
Westchnęłam teatralnie.
– No, dobrze skoro pan nalega, wejdę do środka, jednak nie rozumiem po co się tak upierać - pozwoliłam, by do mojego tonu wkradła się rezygnacja.
Stone uśmiechnął się z ulgą i gestem wskazał drogę. Skierowałam się w stronę domu, kątem oka obserwując towarzysza. Głęboki wdech, kilka zdań wypowiedzianych w myślach i lekkie uderzenie powinno być wystarczające, by ogłuszyć go na chwilę i pobiec sprawdzić, co takiego wyszło z portalu. W porządku, jedziemy. Złączyłam dłonie, udając, że ogrzewam je pocierając o siebie. Trzy wersy formułki i dyskretny pocisk skierowany w stronę towarzysza.
Nie miałam nawet czasu na reakcję, gdyż mój atak zupełnie niespodziewanie odbił się od niewidzialnej przeszkody i skierował prosto na mnie.
– Co do cholery?! - pomyślałam czując jak uderzanie ścina mnie z nóg. Wylądowałam na zimnej trawie, pokrytej lekką rosą, a od chłodu chroniły mnie tylko cienkie rajstopy, sukienka niestety podwinęła się nieco za wysoko, by uchronić moje szacowne cztery litery. Jęknęłam cicho i oparłam się na łokciach. Zauważyłam, że w trakcie upadku czółenko ześlizgnęło mi się ze stopy i leżało teraz pod nogami Stone'a. Spojrzałam w górę i zobaczyłam jego rozbawioną twarz, którą usilnie starał się ukryć pod maską opanowania.
– Szczerze mówiąc, Seonidal, słyszałem, że jesteś nieprzewidywalna, ale tym mnie naprawdę rozbroiłaś. Żeby atakować bezbronnego człowieka, tylko po to by zaspokoić swoją ciekawość? - mówiąc to z gracją schylił się i podniósł samotny bucik.
Nie odezwałam się. Nie wiedziałam co się stało, ani tym bardziej co się dzieje.
Stone kucnął przede mną. Objął dłonią moją kostkę i wsunął but na stopę. Złapał mnie za ramiona i jednym ruchem podniósł do pozycji stojącej. Otrzepał moje ubrania z mokrej trawy i innych paskudztw. Po tym dopiero spojrzał mi prosto w oczy. Miał bardzo poważny wzrok.
– Musisz wiedzieć, Seonidal, że są sprawy do których egzorcysta z tak niską rangą nie powinien się mieszać – oznajmił surowym tonem.
– Najpierw dobrze byłoby wiedzieć, że w okolicy jest inny egzorcysta, a nie tylko gogusie z City – burknęłam strącając dłonie Stone'a z ramion. Czułam, że moje policzki robią się czerwone ze złości, a moje myśli wypełnione są obelgami pod adresem tego kretyna, które tylko czekają by znaleźć upust, najlepiej wykrzyczane prosto w twarz.
Wysiliłam się jednak na krzywy uśmiech.
– W takim razie nie będę przeszkadzać – odwróciłam się i skierowałam w stronę podjazdu.
– Nie ma mowy – powiedział zrównując się ze mną i ujmując za łokieć - po pierwsze zobowiązałem się odprowadzić cie do środka, a po drugie myślę, że nazywanie mnie tym nazwiskiem nie będzie już na miejscu w naszych oficjalnych relacjach w Zakonie. I tylko w Zakonie. Tu mogę pozostać Stone'm. Jednakże w każdej innej sytuacji przedstawiam się jako Lance Harrington.
Słysząc to nazwisko, ze zdziwienia przestałam kontrolować swoje kończyny, co skończyłoby się niechybnym upadkiem, gdyby nie podtrzymująca mnie ręka.
Kolejny raz nie wiedziałam jak się zachować.
– Co? – wypaliłam zduszonym szeptem puszczając go. - Niemożliwe, przecież poznałabym kogoś... to znaczy...
Przez ułamek sekundy miałam ochotę krzyczeć wniebogłosy do samego Pana, no do cholery jasnej, dlaczego mój idealny egzorcysta, mój przykład, moja motywacja, idol, prawie-bóg okazuje się takim... takim idiotą?! Dlaczego najmłodszy w historii Niezależny Egzorcysta, który zawsze stawiałam sobie za wzór jest takim dupkiem? Boże, moje dzieciństwo zostało właśnie zrujnowane.
Odwróciłam się z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Wewnątrz się jeszcze telepałam.
– Nie poznałam pana, proszę o wybaczenie, ale mam fatalną pamięć do twarzy.
Cóż trzeba przyznać, że więcej o nim czytałam i słuchałam plotek, niż wgapiałam się w jego zdjęcie, które w wołającej o pomstę do nieba jakości widniało w Historii Najnowszej Zakonu. Tak jest taka książka. Zresztą niejedna. Nie wnikajmy w szczegóły.
– Możemy wracać? - zapytał jakoś niewzruszony moją reakcją.
– Oczywiście – uśmiechnęłam się zrezygnowana, kierując się w stronę schodów.
Miałam ochotę płakać. W wyobraźni setki razy wyobrażałam sobie nasze spotkanie. I w żadnym go nieudolnie nie atakowałam. Nagle stanęłam i odwróciłam się na pięcie.
– Mistrzu Harrington, dlaczego nie przedstawiłeś mi się od razu. Przecież doskonale wiedziałeś, że jestem egzorcystą.
– Owszem, twoje ostatnie wybryki, przyniosły ci trochę sławy – powiedział tonem bynajmniej szyderczym, co mnie zdziwiło, bo zazwyczaj ludzie wypowiadają się o tym z cynizmem i ironią. - Nie mogłem się przedstawić prawdziwym imieniem, bo ludzie kręcili się wokół, poza tym nie chciało mi się wszystkiego tłumaczyć. Musisz mi to wybaczyć.
Nie wiedziałam jak zareagować na ostatnie zdanie, więc tylko skinęłam głową i ruszyłam do góry.
– Nie będę Mistrza zatrzymywać, proszę już iść.
– W takim razie do zobaczenia na sali – powiedział i odwrócił si. Jeszcze przez chwilę gapiłam się na jego szczupłą sylwetkę, po czym z powrotem skierowałam się w stronę drzwi.
***
Gdy Seon i Harrington oddalili się spoza zasięgu słuchu pary ukrywającej się za drzewami. Hitomi niepewnie zerknęła na towarzysza.
– Nie wiedziałam, że tu będzie i do tego z moim przełożonym – oznajmiła – to przypadek Uchiha, więc mnie nie zabij.
– Kolejny raz tego dnia uwierzę ci na słowo – odpowiedział ironicznie.
– Wolę sobie nie wyobrażać co by było gdyby nas zobaczyła – ruda przejechała dłonią po twarzy – ale to i tak nie ma znaczenia, bo zaraz zginę z ręki Harringtona – jęknęła.
– O ile to nie będzie coś ważnego, to owszem Hitomi, szykuj się na powolną, bolesną śmierć.
– Mistrzu! Dobrze sobie poradziłeś z Seon! Ma pan rękę do krnąbrnych nastolatek! Nawet się nie opierała za bardzo, a to już wyczyn!
– Wystarczy - przerwał jej. - Mogę cie spytać kto to jest? – egzorcysta nie spuszczał wzroku z Itachiego. I nawzajem.
Hitomi wyglądała jakby się miała zamknąć w sobie.
– Zostałam nakryta – bąknęła – jego warunkiem było spotkanie z tobą, mistrzu.
Harrington przez chwilę przewiercał ją wzrokiem, po czym skierował go na Uchihę.
– Słucham więc?
– Skoro już załatwiliśmy formalności – czarnowłosy przerwał na chwilę i wymierzył błyskawiczny i precyzyjny cios w szyję rudej. Ta osunęła się nieprzytomna na kolana.
Lance obserwował to z niezmiennym wyrazem twarzy.
– Wiem, że to w celu uniknięcia publiczności, ale – niespodziewanie znalazł się tuż przed Itachim – na drugi raz nie atakuj moich ludzi przede mną. Dobrze ci radzę – zakończył szorstkim tonem.
– Nie sądzę, żeby był jakikolwiek drugi raz – oznajmił Itachi włączając sharingan i w ułamku sekundy obezwładniając jednego z najsilniejszych egzorcystów w całym Zakonie. Tym razem iluzja była ulepszona, na bazie doświadczeń walki z Seon i bardziej złożona.
– A teraz słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzał – zaczął Uchiha grobowym głosem nie spuszczając wzroku z przykutego do krzesła egzorcysty. Nad ręką Itachiego zamigotał mały sześcian. - Pozwól, że wytłumaczę ci co to jest, nie przerywaj, pytania później – uśmiechnął się szyderczo, po czym zaczął wykład.
***
Kręciłam się bez celu po sali. To stałam przy stole z jedzeniem, zamieniłam kilka słów z gośćmi, wypiłam odrobinę słodkiego szampana. Cokolwiek bym nie robiła, mój wzrok nieprzerywanie ześlizgiwał się od drzwi do drzwi. Którędy wejdzie? Co powie? Co ja powiem? Nie wyglądał jakby chciał wyciągać konsekwencję z moich wygłupów, ani nic takiego.
Czułam, że wewnątrz trzęsę się z emocji. Nie mogłam tego wytrzymać. Jednym haustem dopiłam resztkę szampana i sięgnęłam po kolejny kieliszek, i kolejny. Po czterech zdałam sobie sprawę, że jak tak dalej pójdzie to nie dość, że wyrobię sobie opinie fatalnej pijaczki to jeszcze zaliczę drugą wpadkę przy Harringtonie. Spojrzałam na staromodny zegar stojący przy ścianie. Kwadrans po dwunastej. O tej porze takie dzieciaki jak ja powinny już dawno spać, skonstatowałam ironiczne w myślach i ruszyłam do wyjścia.
– Gdzie się wybierasz? - usłyszałam za plecami.
– Śpiąca jestem – odpowiedziałam odwracając się w stronę matki.
– O tej porze?! Nie żartuj młoda damo, co najmniej do drugiej powinnaś być tu obecna. Inaczej będzie to odebrane jako przejaw lekceważenia i bezczelności oraz...
– W porządku – westchnęłam – nie unoś się tak, zostanę skoro tego chcesz – poddałam się nie chcąc wysłuchiwać zrzędzenia tej kobiety. A z tego co widzę dopiero się rozkręcała.
– Dobrze – poprawiła ręką i tak perfekcyjną już fryzurę – porozmawiamy później.
– Nie mogę się doczekać – mruknęłam odwracając się. Gdy szłam w stronę stolików czułam zabójczy wzrok matki na swoich plecach. Chyba sobie nagrabiłam. Próbowałam sobie urządzić jakoś czas, jednak moje myśli kręciły się wokół Harringtona. Zadawałam sobie pytanie czy jednak chce go zobaczyć. Ucieczka była tak kuszącą opcją.
Może wymknę się wejściem dla personelu, pomyślałam ukradkiem spoglądając w stronę małego, oddalonego wejścia. Czemu nie spróbować? Ruszyłam spokojnym krokiem, tak jakbym zmierzała w stronę gości, wmieszałam się w tłum, a drzwi rosły przed moimi oczami. Jeszcze tylko kilkanaście kroków.
– Seonidal? - poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię o odciąga na bok. Podniosłam oczy i zobaczyłam Harringtona, na którego twarzy malowało się dziwne napięcie, a zielone oczy nieustanie przewiercały mnie na wskroś. Z planu nici westchnęłam w myślach.
– Słucham? - zapytałam, widząc, że nie ma zamiaru zaczynać. - Coś nie tak? Coś z Zakonu?
Zero reakcji.
– Mistrzu Harr... znaczy się panie Stone? - złapałam go za ramię i ścisnęłam lekko.
– Wybacz Seonidal, zamyśliłem się. O której jutro wracasz?
– Emm, nie wiem. Coś koło południa.
– Świetnie. Po lunchu będę czekał na dziedzińcu.
– Tak? - zapytałam zdziwiona nie wiedząc jak zareagować.
– Tak, jutro. Seonidal nie pytaj mnie o więcej na razie. Jutro ci wszystko wytłumaczę. Sprawy Zakonu.
– Rozumiem – odparłam natychmiast. - Mistrzu, czy coś się stało przed chwilą? - zapytałam nie mogąc wytrzymać z ciekawości.
– Małe kłopoty w moich oddziałach – uśmiechnął się lekko – ale sytuacja już opanowana, także jest jak najbardziej w porządku.
– To świetnie – również się uśmiechnęłam – w takim razie udam się już do spania. Dobranoc, mistrzu.
– Dobranoc, Seonidal.
***
Rano, a raczej chwilę przed południem, jako jedna z niewielu szczęśliwców obudziłam się bez kaca, ani żadnych dolegliwości poprzyjęciowych. W lustrze naprzeciwko łóżka zobaczyłam jednak swoje odbicie i stwierdziłam, że muszę się doprowadzić do mniej więcej reprezentatywnej postawy. Wzięłam prysznic, a w trakcie rozczesywania wysuszonych już włosów, weszła, a raczej wparowała do pokoju moja matka. Myślałam, że będzie jęczeć o wczorajszą ucieczkę z przyjęcia, jednak nic takiego się nie stało. Za to podeszła do mnie i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, poczułam jak jej szczupła, aczkolwiek silna dłoń wymierza mi siarczysty policzek, a pierścionki na jej palcach boleśnie obcierają delikatną skórę na policzku.
- Do cholery Seon! Czy ty zgupiałaś już do reszty?! Te wszystkie magiczne duperele poprzewracały ci w głowie!
- O co ci chodzi? - zapytałam drżącym głosem nie rozumiejąc co się dzieje. Czułam jak policzek pulsuje nieznośnym bólem.
- Zrezygnowałaś z udziałów w firmie! Całkowicie! Dziewczyno, zadbaj jakoś o swoją przyszłość! Ojciec teraz może kogokolwiek obsadzić na swoim miejscu, bo ty jesteś tak naiwna i głupia, żeby tak po prostu odpuścić - wykrzyczała mi to wszystko w twarz, a jej wzrok był czystą furią.
- Po co mi to?! - wydarłam się równie zdenerwowana. - Po co mi jakaś cholerna robota, skoro robię to w czym jestem dobra i nie mam zamiar ojcu rujnować jego firmy! Przecież wiesz, że kocha ją bardziej niż mnie lub ciebie.
Ostatnie zdanie musiał ją zaboleć, bo nie odezwała się więcej, tylko odwróciła na pięcie i wyszła z pokoju.
Odwróciłam się w stronę lustra czując jak moje oczy wypełniają się łzami. No pięknie. Teraz tylko rycz Seon. Twój piękny i miły wyjazd zakończył się bardzo udanie. Dlaczego ona jest tak przywiązana do pieniędzy? Przecież ojciec jej nie zostawi, już nie. Boże, pieprzona artystka zawsze tak dramatyzuje.
Zamrugałam kilka razy by pozbyć się mgły przed oczami. Lustro przede mną pokazywało zmarnowane oblicze z czerwoną szramą na policzku i zaczerwienionymi oczami. Podniosłam rękę, która lekko drżała do policzka, ale nie mogła się skupić i światło wywodzące się z dłoni tylko pogorszyło sytuację. Poczułam jak krew spływa mi po policzku. Kurwa, przydał by się Sam teraz, pomyślałam przykładając chusteczkę do policzka.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Co znowu, do cholery, pomyślałam otwierając. Za drzwiami stał Stone... znaczy się Harrington. Pięknie. Znaczy on też...
- Dzień dobry, Seon. Gotowa? - przywitał się całkiem rześko. Spuściłam głowę i zerknęłam w bok.
- Jeszcze kwadrans, jeśli to nie problem - mruknęłam, ale zamiast odpowiedzi, wlazł mi bezczelnie do pokoju, wcześniej upewniwszy się, że nikogo nie ma na korytarzu. Zamknął drzwi, odwrócił się w moją stronę i ujął mnie za podbródek zmuszając do spojrzenia na niego.
- Twoja matka ma więcej siły niż na to wygląda - ocenił przewiercając mnie tym swoim spojrzeniem. Wyglądał zupełnie tak samo jak wczoraj. W świetle dziennym zauważyłam urocze zmarszczki wokół zielonych oczu.
- I jest większą histeryczką - odparłam - chociaż to na policzku to nie całkiem jej zasługa.
- Medyk z ciebie żaden - mruknął przykładając dłoń do mojej twarzy. Poczułam ciepłe światło i zaraz ból ustąpił.
- Proszę bardzo - powiedział - a teraz pakuj się, czekam na dziedzińcu. Na pewno wszystko w porządku? Nie masz czasem gorączki? Jesteś czerwona. Lepiej weź coś przed wyjazdem - skonstatował i nie czekając na odpowiedź wyszedł z pokoju.
Przyłożyłam dłonie do rozpalonych policzków. O nie, co jak co ale nie czuję się źle. Ciekawe jak by zareagował, gdyby osoba, która była dla ciebie wzorem wlazła ci do pokoju, zaczęła obmacywać po twarzy, leczyć i oferować podwózki. Boże, co się dzieje, myślałam pakując się automatycznie. Zapięłam plecak, upewniłam się, że wszystko wzięłam, pożegnałam z ojcem oraz obrażoną matką i wyparowałam na dziedziniec. Harrington stał przy niskim, sportowym wozie i palił fajkę. Rysa na idealnym obrazku. Mógłby rzucić. Zbiegłam po schodach, a on zgasił papierosa czubkiem buta.
- Gotowa? - powtórzył.
Na co, miałam odpowiedzieć. Zamiast tego jednak pokiwałam głową z lekkim uśmiechem. Mam tylko nadzieję, że nie jest typowym "playeram" i nie pomyli mojego kolana z lewarkiem. Nie, to na pewno niemożliwe. W końcu to mistrz Harrington. Facet, który w wieku 26 lat został Egzorcystą Niezależnym, ideał, a nie jakiś byle babiarz.
Wpakowałam się do auta i kątem oka obserwowałam jak uruchamia maszynę, wrzuca bieg i rusza do przodu. Włosy zaczesane do tyłu, prosty nos, prościutki wręcz, wąskie usta. Piękny profil. Uświadomiłam sobie, że się gapię, więc przeniosłam wzrok na przednią szybę. Wjechaliśmy na ekspresówkę. Nie zmienił biegu, zatem to automat. W sumie czego się spodziewać, sportowy merc, prawie nowy. Jechał szybko, ale pewnie, więc nie czułam się niekomfortowo. Włączył kierunek i zmienił pas na lewy i wtedy się odezwał.
-  Powiedz mi wszystko, co wiesz o świecie, w którym byłaś przeszło pół roku.
Zamrugałam ze zdziwienia i popatrzyłam na egzorcystę. Nie było sensu pytać się po co.
- Wszystko?
- Tak, jeśli możesz bądź szczegółowa.
- W porządku - dopowiedziałam lekko zawiedziona.
W duchu wyobrażałam sobie, że chce mnie uhonorować jako fankę nr 1, choć zapewne nie miał o tym pojęcia. No cóż... Zaczęłam opowiadać, co bezpieczniejsze informacje, pomijając większość detali, tych bardziej osobistych, tych o których nie chciałam myśleć, a co dopiero rozpamiętywać. Ani o osobie, którą zobaczę dopiero za miesiąc... Jak dobrze pójdzie.

**********
W końcu nowa notka! Wybaczcie spóźnienie. Dużo się dzieje w moim życiu osobistym przez co blog na tym ucierpiał. Trochę umiejętności zardzewiały. Mam nadzieję, że nie bije to tak po oczach. W każdym razie czekam niecierpliwie na Wasze opinie.
Pozdrawiam
Black

9 komentarzy:

  1. Brakuje mi twojego wcześniejszego pisania. Mimo, iż wiem, że to już nie wróci to nadal za tym tęsknie. Bardzo rzadko dodajesz notki co mnie trochę boli. Brakuje mi ciebie. Takiej która była dawniej, pisała o Akatsuki, o pięknych chwilach z nimi i kłótniach, jednak to się zmieniło. Wiedz, że cię uwielbiam i będę z tobą do końca, bo pięknie piszesz, ale brakuje dawnego klimatu, tej pasji i szczęścia z pisania. Mam nadzieje, że nadal kochasz pisać i nie robisz tego na przymus. Pisz dalej, pragnę by wrócił Itachi i niezbyt zagmatwana fabuła. Pozdrawiam bardzo <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety do Akatsuki już raczej nie wrócę (hahaha jak to brzmi) wiem, że to miało swój klimat i takie narutowskie cuś, ale opowiadanie ewoluuje i żeby wybrnąć z impasu musiałam przenieść akcję ;)
      Dziękuję Ci bardzo za ciepłe słowa ;) Oczywiście, że nadal pisanie jest dla mnie formą niesamowitej rozrywki i tylko czasu i siły jakoś coraz mniej ;) Ale sesja się kończy, więc będzie luz teraz ;D

      Usuń
    2. Och, te sesje :D Cieszę, że nadal pisanie sprawia Ci przyjemność i jest dla ciebie niesamowitą rozrywką. Fakt, że nie wrócisz do Akatsuki mnie dołuje, ale prawda, trzeba brnąć dalej z opowiadaniem. Jest okropnie ciekawa jak to zakończysz, bo mnóstwo rzeczy jest niewyjaśnionych O.o Czekam na następne notki i Itachiego oczywiście :D

      Usuń
  2. Przepraszam, ale jeśli nie będzie Akatsuki to nie ma sensu dla mnie czytać tego opowiadania... a już myślałam, że znowu wejdzie do teleportu i wyląduje u Peina...
    Ale jak widać to tylko marzenia... na prawdę uwielbiałam jak piszesz...
    Pozdrawiam Weronika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam mniej więcej tak samo...
      ,,Seon w Akatsuki'' mówisz? Przepięknie piszesz, jednak bez nich to nie to samo. To nie to co kiedyś i ciągniesz to wszystko na siłę. Zgadzam się z kimś u góry. Nie chcemy się w żaden sposób hejtować, jednak...szkoda.

      Usuń
    2. @Anonimowy nr 1 (wybacz muszę Was tak rozróżnić) ;) Rozumiem i szanuję Twoją wolę, fabuła leci do przodu, także nie ma mocnych, Akasie już raczej nie zagoszczą na dłużej ;) Dziękuję za komplement ;*

      @Anonimowy nr 2 ;) Jak napisałam fabuła poszła do przodu, nie uważam, że ciągnę opowiadanie na siłę ;) Raczej staram się go zamknąć, a nowe wątki wyskakują w mojej głowie jeden po drugim... Również dziękuję za pochwałę pisania ^^

      Usuń
  3. Przeczytałam twoje całe opowiadanie :) I bardzo mnie wciągnęło, uwielbiam twoja historię. szkoda, że nie chcesz wracać juz do akatsuki i zmieniłaś trochę fabułę :) Ale z Itachiego mi nie rezygnuj i go zostaw z nami :D Bo bardzo chcę aby on był z Seon :D
    Mam nadzieje, że szybko sie pojawi rozdział u Ciebie :)


    W wolnej chwili zapraszam również do siebie
    http://in-world-of-darkness.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze gratuluje przebrnięcia tasiemca ;D Cieszę się, że Ci się spodobało ;) Akasie już raczej nie zagoszczą, fabuła poszła dalej, także musiała się trochę zmienić ;P Itach zostanie, póki co nie zamierzam go wyrzucać na bruk ;)
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  4. Przeczytałam wszystkie rozdziały jakiś czas temu. Teraz dopiero wzięło mnie na komentarz - gdzie jest kolejna część ? :v Przyznam, że w te wakacje, również zamieniłam się całkowicie w leniwca ( jak ja zrobię te wszystkie prace na B2 do września ;-; ). Mam nadzieje, że weźmiesz się za siebie i napiszesz kolejną część niebawem.
    Też żałuje, że do Akatsuki nie wrócisz :P Jestem ciekawa co stanie się z bohaterką. Mam wrażenie, że opowiadanie zmierza do finiszu ( to samo uczucie jak jest się przy ostatnich 30 stronach ulubionej książki).
    Życzę duuużo komentarzy i udanych wakacji :)

    W wolnej chwili zapraszam na http://akira-nowezycie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń