poniedziałek, 29 kwietnia 2013

II. Rozdział VII - Seon


    Założyłam ciemne spodnie, luźną koszulkę, do tego narzuciłam na siebie wyciągnięty sweter. Skierowałam wzrok na Itachiego, który ubierał się niespiesznie. 
–    Zamawiam żarcie, chcesz coś konkretnego?
–    Nie, wybierz coś sama.
Zamówiłam pierwsze lepsze potrawy z menu, a do tego dzbanek zielonej herbaty. 
    Miałam beznadziejny, prosty jak budowa cepa plan. Modliłam się, żeby był skuteczny. Gdyby nie wypalił, miałam jeszcze gorszy plan B w zapasie. 
    W czasie, gdy tępo wpatrywałam się w słuchawkę telefonu, na której wciąż trzymałam rękę, Itachi zaczaił się i objął mnie od tyłu. Jego wargi wpiły się w moją szyję, chłodne ręce wsunęły się pod bluzkę torując sobie drogę do stanika.
–    Jeszcze ci mało? - zapytałam cicho.
Zamiast odpowiedzi odwrócił mnie przodem do siebie, złapał w tali i posadził na niewysokiej szafce. 
–    Zawsze jest za mało – mruknął ściągając ze mnie sweter i bluzkę.
–    Jesteś niewyżyty – odparłam mocując się z guzikami od koszuli Uchihy.
–    To chyba dobrze – uśmiechnął się lekko wprawnymi ruchami pozbawił mnie jeansów. 
    Jego miękkie usta przylgnęły do moich. Niespieszne pocałunki, subtelna, powolna pieszczota. Wsunęłam ręce w jego włosy, obejmując go nogami w pasie. Jęknęłam cicho, gdy dłoń bruneta zacisnęła się na mojej piersi pieszcząc ją wprawnymi ruchami. 
    Wargi Itachiego zsunęły się niżej na moją szyję, dekolt, język wyznaczał wilgotną ścieżkę wzdłuż obojczyka. Przy wtórze cichych westchnień wygięłam się w jego stronę pragnąc więcej pieszczot. Przysunął się bliżej i lekko przygryzł moją skórę.
–    Itachi, nie – mruknęłam przeczuwając co się święci, jednak brunet przytrzymał moje nadgarstki i przyssał się do mojej szyi. No, cholera tylko mi malinki brakuje...
–    Kiedyś się zemszczę – obiecałam, choć od razu zapomniałam o swojej groźbie, gdy gorący pocałunek bruneta prawie zmiażdżył mi wargi. 
    Oderwał się ode mnie, nasze spojrzenia się spotkały, przesunęłam się nieco w dół, by było nam wygodniej. Wszedł we mnie szybko, jakby niecierpliwie. Jego ręce mocno zacisnęły się na moich udach. Objęłam go ramionami wyciskając na jego ustach namiętny pocałunek. Moje dłonie wędrowały po plecach, barkach, muskały kosmyki włosów bruneta. We wtórze westchnień, jęków i cichych szeptów, zatopieni we własnym rytmie, oddając się rozkoszy, przymykaliśmy oczy skupiając się na wypełniającej nas przyjemności. 
    Nasze ruchy z subtelnych, falujących przeradzały się w szybsze, bardziej intensywne. Zacisnęłam ręce na pośladkach Uchihy chcąc poczuć go głębiej. Odchyliłam głowę o tyłu. Po kilku chwilach poczułam jak Itachi dochodzi w moim wnętrzu. Zaraz potem z moich warg wydobył się gardłowy jęk, a całe ciało poddało się temu nieopisanemu uczuciu. 
    Głowa Itachiego wylądowała na mojej klatce piersiowej, jego oddech muskał moją rozpaloną skórę. 
W tym momencie rozległo się ciche pukanie. 
–    Widzę, że tam na dole nie próżnują – mruknął Itachi poprawiając spodnie. 
    Narzuciłam na siebie bluzkę, zeskoczyłam z szafki i podeszłam do drzwi. Z uśmiechem odebrałam zamówienie dając chłopakowi spory napiwek. Biedak cały czas uparcie omijał wzrokiem moje zaczerwienione policzki, niedbale zarzucone ciuchy oraz brak stanika.
    Czas przystąpić do mojego „genialnego” planu. Przełożyłam wszystkie talerze z jedzeniem na stół, który znajdował się przy oknie. Wokół niego stały dwa drewniane, sprawiające wrażenie wygodnych, krzesła. 
    Zerknęłam na Itachiego, który grzebał w torbie, zapewne w poszukiwaniu gumek, pomyślałam z rozbawieniem, zgodnie z przysłowiem musztarda po obiedzie.
    Szybkim ruchem wsypałam do jego filiżanki biały proszek i natychmiast zalałam go gorącą herbatą, zmieszałam i prawie od razu się rozpuścił.
Na proszek składały się, wcześniej rozgniecione z trudem, tabletki nasenne. 
    Dlaczego planowałam uśpić bruneta?
    Tu przechodzimy do kwestii decyzji, którą w trudach i mękach zdołałam podjąć. Jednak nie mam odwagi powiedzieć Itachiemu, że tak po prostu się zmywam, wracam do Zakonu pozamykać niektóre sprawy, a jego zostawiam na nieokreślony czas. 
    Postanowiłam zrobić to w bardziej finezyjny sposób. Jeżeli finezją można nazwać zostawienie krótkiej notatki z wyjaśnieniami i zwianie jak tchórz, być może nawet na rok. 
–    Wygląda smacznie – mruknął Itachi tuż nad moim uchem. Zamrugałam wydarta z zamyślenia. 
–    Hmm? A, jedzenie, widać mają tu dobrą kuchnię – wysilałam się na błyskotliwą uwagę siadając na krześle. Nie spuszczałam z bruneta oczu.
–    Coś nie tak? - zapytał podchwytując moje spojrzenie.
–    Nie, nic – by ukryć zażenowanie skupiłam się na talerzu przede mną. 
Brunet widocznie uznał, że jestem przed okresem czy coś, bo zajął się jedzeniem. Bawiłam się pomidorkami koktajlowymi przesuwając je z jednego końca talerza na drugi. Jakoś nie miałam ochoty na jedzenie. 
–    Seon, jesteś w ciąży?
–    Co? - gwałtownie uniosłam głowę. Itachi przewiercał mnie przenikliwym spojrzeniem.
–    Twoje zachowanie..., no nie wiem... tak mi przyszło do głowy, że może ty... - o dziwo Uchiha zaczął się plątać.
–    Nie, nie jestem w ciąży – zapewniłam go i zadałam pytanie, które aż się prosiło, żeby je wypowiedzieć  – a co byś zrobił, gdybym była?
Odłożył widelec i by przykryć podenerwowanie chwycił filiżankę i upił kilka łyków. 
Odstawił ją z cichym brzdękiem.
–    Nie wiem – popatrzył mi prosto w oczy. - Nie mam zielonego pojęcia, jesteśmy w organizacji przestępców, poza tym jesteśmy młodzi, więc to nie czas, ani miejsce.
    Atmosfera przy stole zrobiła się ciężka i jakby niezręczna. Zawsze rozmawialiśmy na tematy bieżące, czasami trochę o przeszłości, ale nigdy nie snuliśmy planów na przyszłość. Przyszłość tutaj? To brzmiało wyjątkowo śmiesznie. 
–    No cóż, to tylko hipotetyczne pytanie.
–    Seon – znów ten niepewny ton. Przeczesał włosy palcami – wiem, że czasem się zapędzimy i zapominam...
–    Daj spokój – zaśmiałam się – jakieś dwa miesiące temu zaczęłam łykać pigułki.
Na jego twarzy odmalowało się zdziwienie. 
–    Mogłaś mi powiedzieć – powiedział z wyrzutem.
–    Nigdy nie pytałeś – odparłam z lekkim uśmiechem. Sięgnęłam po filiżankę i wypiłam herbatę w kilku łykach. Skrzywiłam się, jakoś dziwnie smakowała. 
–    Skończmy ten temat – mruknęłam. 
–    W takim razie mam jeszcze jedno pytanie – zaczął, spojrzał na mnie uważnie, po czym kontynuował – co ty planujesz? - jego ton stał się dziwnie chłodny. 
–    Hmm? - zapytałam zbita z tropu.
–    Smakowała ci herbata?
Co?! Nie, to nie możliwe...
–    O czym ty... - zaczęłam, jednak przerwał mi zdenerwowanym tonem.
–    Seon, pomyśl przez chwilkę. Czy skrytobójcy nie umieją wykryć takich tanich sztuczek? - nie mogłam znieść tego prawie litościwego spojrzenia. 
No, to się wkopałam. Wkopałam.
Itachi nie czekał na moje wymówki.
–    Porozmawiamy jak się obudzisz – mruknął, a na widok mojego zdziwionego spojrzenia powiedział z lekkim uśmiechem – zamieniłem filiżanki.
***
    Widocznie tabletki nasenne w takiej ilość niezbyt dobrze działają na organizm. Gdy się obudziłam czułam okropną suchość w gardle, a głowa bolała mnie niemiłosiernie. 
    Jednak nie miałam odwagi rozchylić powiek, ani nawet się poruszyć. Gorączkowo myślałam jak wyplątać się z tej sytuacji. Co mu powiedzieć? Żadna sensowna wymówka nie przychodziła mi do głowy. 
–    Nie udawaj, że śpisz – rozległo się obok mnie.
–    Nie udaje – mruknęłam zaciskając powieki. Wymacałam kołdrę i zakryłam się po czubek głowy.
–    Boże, Seon. Co ty wyprawiasz? - westchnął.
Heh, dobre pytanie, pomyślałam.
    Odrzuciłam kołdrę i usiadłam na łóżku. Lekko zakręciło mi się w głowie, a pulsujący ból rozsadzał mi czaszkę. Zacisnęłam dłonie na skroniach. Czas na plan B, czyli po prostu szczerą prawdę.
–    Wracam do Zakonu – wypaliłam na jednym wydechu.
Cisza. 
–    Nie chciałam ci tego mówić – patrzyłam na swoje uda– nie wiem kiedy wrócę, więc nie chciałam żebyś...
–    Dlaczego chcesz tam wracać? - zapytał zimnym tonem.
–    Itachi... to najlepsze wyjście... na obecną chwilę. Muszę wybrać to co dla mnie ważniejsze. Muszę sprzątnąć ten cały bałagan, który narobiłam. Jeżeli teraz nie wrócę, potem będzie tylko gorzej. 
    Tym razem wydawało mi się, że cisza przeciąga się w nieskończoność. 
Podniosłam głowę, nasze spojrzenia spotkały się. Poczułam jak moje wnętrzności skręcają się ze strachu. Minęły wieki odkąd ostatni raz widziałam u niego takie spojrzenie. 
–    Ważniejsze, tak? - wstał i zaczął spacerować po pokoju. - Więc uważasz, że wyjdzie ci najlepiej powrócić z podkulonym ogonem do Zakonu i zdać się na ich dobrą wolę? Chyba nie jesteś taka naiwna, wierząc że kiedykolwiek pozwolą ci tu wrócić.
–    Itachi nie znasz zasad Zakonu! - wstałam gwałtownie i stanęłam przed nim. - Nie mogą mi tego zabronić. Po tym jak do nich pójdę Rada zdecyduje się na jakąś lekką karę, nie mogą mnie uziemić w Zakonie, bo jest za mało egzorcystów, każdy jest potrzebny.
–    Tak, więc zdając się na miłosierdzie Rady wrócisz tu najwyżej za pięć lat. I co oczekujesz, że będę tu czekał?!
–    Nie, do cholery, możesz robić sobie co chcesz! Pomyśl trochę, kurwa! Co się stanie, gdy nie wrócę do Zakonu? Już mnie raz złapali i to tylko kwestia czasu kiedy znajdą mnie znowu! Myślisz, że w Akatsuki będę bezpieczna?! Skoro Madara tak bardzo chce mnie się pozbyć, że układa się z Zakonem?! 
–    Madara nie jest Liderem! - krzyknął łapiąc mnie za ramię, jego palce mocno wpiły się w moją skórę. - Myślisz, że po co Pein mnie tu przysłał? Madara nie ma takiej siły, żeby decydować o członkach Akastuki...
–    Czy ty jesteś ślepy? Nie ma możliwości, żebym tu została – powiedziałam zadziwiająco zimnym tonem.
–    Raczej tak ci jest wygodniej – poczułam jak jego uścisk staje się mocniejszy.
–    Puść mnie! – warknęłam próbując się wyrwać.
–    Wygodniej ci jest wrócić teraz do Zakonu, by nie pogorszyć swojej dotychczasowej pozycji. Zdałaś sobie sprawę, że wakacje się skończyły i wolisz spalić za sobą mosty.
–    Nieprawda! Itachi, nie wiesz jak ciężko...
–    Nie pierdol głupot! 
    Uchiha popchnął mnie do tyłu. Moje plecy natrafiły na zimną, twardą ścianę. Gdy podniosłam głowę zobaczyłam go przed sobą. Chwycił mój podbródek i uniósł go do góry. Jego wzrok był pełen wściekłości.
–    Przydaj mi się na coś ten ostatni raz – syknął wpijając się w moje wargi. Próbowałam się wyrwać, ale przygwoździł mnie swoim ciałem do ściany, dłońmi objął moje nadgarstki unieruchamiając je w żelaznym uścisku. Jego pocałunek był mocny i brutalny, pełen żalu.
    Z całej siły próbowałam go od siebie odepchnąć, ale wszelkie wysiłki spełzały na niczym. Poczułam jak coś mokrego spływa po moich policzkach, słony smak wplótł się między nasze wargi. 
–    Potrafisz tylko ryczeć – powiedział tonem pełnym złości – jesteś żałosna. Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem... myślisz, że tylko ty się poświęciłaś? Myślisz, że tylko ty jesteś męczenniczką? 
Jego uścisk wzmocnił się, wydawało mi się, że zaraz drobne kości nadgarstków zmiażdżą się pod tym naciskiem. 
Nie chciałam płakać, ale moje oczy same wypełniały się łzami. Chciałam to skończyć, uciec jak najdalej stąd, żeby nie widzieć tego wzroku. Boże jaka jestem głupia...
–    Puść mnie – jęknęłam.
–    Dlaczego? Daj mi się nacieszyć tobą póki nie odejdziesz w cholerę, tylko po to by zadbać o własny tyłek. W sumie całkiem niezły tyłek. 
    Brutalny pocałunek znów zmiażdżył mi wargi. Jedną rękę przytrzymał oba moje nadgarstki, a drugą mocną zacisnął na mojej piersi. Stłumiłam jęk bólu. Język Uchihy gwałtownie wsunął się w moje usta. Ręka zsunęła się niżej. Zacisnęłam powieki . Czułam jak moje ciało trzęsie się ze strachu. Nigdy nie widziałam Itachiego w takim stanie. Był wściekły, czułam to w każdym nawet najmniejszym, geście.
    Nie stawiałam już bezsensownego oporu, mogłam jedynie modlić się by skończyło  się to jak najszybciej. 
–    Nie cierpię ludzi takich jak ty – warknął lodowatym tonem. Podniosłam wzrok napotykając jego zimne spojrzenie – żałosnych i bezsilnych.
–    Jesteś taki sam jak Madara – odparowałam tonem pełnym obrzydzenia, mimo że mój głos drżał niebezpiecznie. Słowa same wychodziły z moich ust. Nie miałam zamiaru tego mówić, ale to było silniejsze ode mnie – widać macie to we krwi. 
–    Zamknij się – powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
–    Bo co? - mój głos znów zadrżał lekko. - Popatrz, Itachi, samą siłą nie zdobędziesz wszystkiego czego być chciał. Ale, wy Uchiha, tego nie rozumiecie. 
–    Myślisz, że twoja pozycja jest odpowiednia do prowokowania mnie? - zapytał z ironicznym uśmiechem. 
–    Mam to gdzieś – syknęłam. 
Żadne z nas nie spuszczało wzroku z drugiego. Trwało to przez dłuższą chwilę.
    Niespodziewanie Itachi pochylił się i wycisnął na moich wargach pocałunek. Zrobił to z zadziwiającą subtelnością. Uwolnił moje nadgarstki z mocnego uścisku. Mimo bólu, ogarnięta irracjonalnym uczuciem, objęłam go wtulając się z całej siły w jego szczupłą sylwetkę. Nasz pocałunek przerodził się z delikatnego w pełen namiętności. Łzy które tym razem popłynęły z moich oczu były pełne żalu i smutku. 
    Przerwaliśmy, by zaczerpnąć oddech. Uchiha obejmował mnie tak mocno, że ledwo mogłam oddychać. Oprałam głowę o jego klatkę piersiową. Przymknęłam powieki.
–    Nie chcę iść – szepnęłam. 
–    Nie musisz, Seon możesz zwodzić ich dalej – jego ton mógłby przekonać mnie nawet do skoczenia z najwyższego szczytu górskiego. 
–    Nie mogę, nie chcę – jęknęłam. Musiałam to szybko skończyć.
 Czułam ogromy ciężar spadający na moje barki. Rozluźniłam uścisk, mimo że brunet wciąż nie wypuszczał mnie z objęć. 
–    Muszę już iść – powiedziałam stanowczo. 
Nagle odsunął się ode mnie. Jego wzrok na powrót stał się ostry, przeszywający. 
–    W takim razie wracaj do tego cholernego Zakonu i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy – usłyszałam jego zimny głos.
    Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć zniknął w kłębach białego dymu.
Przez chwilę stałam jak sparaliżowana patrząc na mlecznobiałe obłoki, które z każdą chwilą bladły coraz bardziej.
    Osunęłam się na podłogę. Zakryłam twarz w dłoniach i rozryczałam się na dobre.
***
    Itachi otworzył drzwi pustego apartamentu. Seon już dawno nie było. Wszytko było poukładane i wysprzątane. Sterylne.
Usiadł na krześle, przy oknie. Pogoda doskonale odzwierciedlała jego nastrój. Typowa jesienna szaruga, niebo pokryte ciemnymi chmurami płakało cicho deszczem łez. 
Uchiha oparł dłoń na czole zatapiając się w nieprzyjemnych myślach. 
    W pewnej chwili dostrzegł mały skrawek papieru leżący na szafce obok telefonu.
Rozłożył kartkę, od razu rozpoznając pismo Seon.
„Nie mam zamiaru znikać ci z oczu.”
Pod spodem napisała miejsce i datę. 
Itachi zerknął na kalendarz. Dokładnie za miesiąc. 
    Mimo setki sceptycznych myśli kwestionujących możliwość tego spotkania, coś na kształt uśmiechu przemknęło przez jego usta.
Koniec cz. II
No i teraz módlcie się o wenę dla Black, żeby trzecia część wyszła jej jakoś znośnie. To zakończenie i ich "pożegnanie" jest nieco dramatyczne, ale jakoś tak mi się chciało ;) 
W kolejnej części poznamy życie Seon od nieco innej strony, ale nie martwcie się, Itacha nie zabraknie ;)
Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie i jak przy poprzedniej notce w miarę możliwości postaram się na nie odpowiedzieć, więc jeśli macie jakieś uwagi, zastrzeżenia, czy pytania to piszcie. 
Pozdrawiam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz