poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział XVI - Nad przepaścią


Obudziły mnie promienie jasnego słońca wpadającego przez brudne, ponaznaczane  pajęczynami pęknięć szyby. Rozchyliłam powieki i rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym nawiasem mówiąc nikogo poza mną tam nie było. Wstałam i przeciągnęłam się, mimo że podłoga była twarda wyspałam się bardzo dobrze. Ściągnęłam z siebie kurtkę Itachiego kładąc ją na względnie czystym kawałku ziemi. Wyszłam przed domek przecierając oczy i rozkoszując się świeżym, porannym powietrzem. Na dworze panowała piękna, słoneczna pogoda, a po wczorajszym deszczu nie było ani śladu. Rozejrzałam się po polanie otaczającej domek, ale tu też nie było czarnowłosego. Gdzie on do cholery polazł? Z westchnieniem weszłam z powrotem do wnętrza domu. Stanęłam na środku pomieszczenia, które było jedynym pokojem w całym domu. Zwykła drewniana, pokryta kurzem podłoga, ściany również pokryte drewnianymi panelami, jedyną rzeczą oprócz wszechobecnej pustki był kominek umiejscowiony dokładnie naprzeciwko drzwi. Ciekawe dlaczego tu nikt nie mieszka, zastanawiałam się. Nagle moje przemyślenia przerwał huk i na środku, dokładnie przede mną w chmurze dymu zmaterializował się Itachi. Stanął tak blisko mnie, że mimowolnie moje serce zaczęło bić w szybkim tempie, a przez ciało przeszedł przyjemy dreszcz. Czarnowłosy zrobił krok do tyłu i rzucił mi jakiś pakunek. Dalej pogrążona w dziwnym transie złapałam go automatycznie.
- Śniadanie – wyjaśnił Itachi – Seon? W porządku?
- Taa – odpowiedziałam – O śniadanie, umieram z głodu!   
Rozpakowałam opakowanie i wyjęłam z niego dwa średniej wielkości pudełka w kształcie prostopadłościanu. Jedno podałam Itachiemu i usiadam obok niego przy ścianie. Bento – jak się okazało po otwarciu pudełka – składało się z kilku onigiri i innych dodatków. 
- Niedaleko jest wioska - zaczął Itachi otwierając swoje pudełko – od niej jest tylko dwa dni drogi do Kiri-gakure.
- Wiesz tak sobie pomyślałam, że może odwiedzimy jakieś onsen. Nigdy nie byłam w gorących źródłach.
- Nigdy? - choć każdy inny człowiek okazałby choć krztę zdziwienie to głos Itachiego nie wyrażał żadnych uczuć. Zastanowiłam się ile siły wymaga takie panowanie nad sobą? Na pewno jest  męczące i uciążliwe, w końcu większość ludzi nie potrafi nawet dobrze ukrywać swoich uczuć, a Itachi robi to jakby tak było mu wygodnie. Nie wiedzieć dlaczego chciałabym zobaczyć go wkurzonego, bądź wesołego. Heh, ta wizja jest równie nierealna jak fakt, że Lider przefarbował włosy na różowo. Chciałabym również wiedzieć dlaczego Itachi tak się zachowuje. Co o tym zdecydowało? Jakie wydarzenia? Ale te wszystkie pytania na razie pozostaną bez odpowiedzi, bo jakoś nie widzi mi się, żeby Itachi chciał mi opowiedzieć o swoim życiu. 
- Jak spotkamy hotel z gorącymi źródłami po drodze to się w nim zatrzymamy.
- Ok, a jak nie spotkamy?
- W Wiosce Mgły na pewno będą jakieś, nie martw się w naszym kraju nie brakuje gorących źródeł.
- A czego brakuje? - zapytałam.
- Egzorcystów – odpowiedział, a ja zaniosłam się śmiechem.
- Może, ale duchów też. 
Zapadła chwila ciszy, jednak nie była ona niezręczna. Po prostu każde z nas zajęło się swoimi myślami.
- Seon, od ilu lat zajmujesz się egzorcyzmami? - zapytał znienacka Itachi.
- Od około – zrobiłam krótką pauzę – dziewięciu lat. 
- Czyli zaczęłaś się uczyć jak miałaś osiem lat?
- Tak, w sumie tak – dokończyłam zamyślona.
- Dlaczego chciałaś zostać egzorcystką?
- Chciałam, nie chciałam nikogo to nie obchodziło – mówiłam przesuwając pałeczkami jedzenie z jednego kątka pudełka na drugi – musiałam się uczuć, bo inaczej nie opanowałabym swojej mocy i mogłaby się to źle skończyć – z ostatnimi słowami podniosłam głowę i z lekkim uśmiechem spojrzałam na Itachiego.
- Więc nie chciałaś być egzorcystą?
- Nie, to nie do końca tak, w sumie sama nie wiem kim bym była jak nie egzorcystą.
- Ale z tego co widziałem nie przeszkadza ci zajmowanie się egzorcyzmami.
- Nie – uśmiechnęłam się – zdążyłam to polubić, chociaż moje zdolności zniszczyły mi całe życie.
- Zniszczyły?
- Yhm – nie przestawałam się lekko uśmiechać.
- I mówisz to z uśmiechem?
- Hmm, a co innego mi pozostaje?
- Czasami cię nie rozumiem, zagadko.
- Kto to mówi, łamigłówko. Mógłbyś się zrewanżować i powiedzieć dlaczego zostałeś shinobi.
Przez chwilę Itachi się nie odzywał pogrążony we własnych myślach.
- Dlaczego? - zaczął w końcu – Myślę, że z podobnych powodów co ty. Miałem do tego zdolności i predyspozycję.
- A chciałeś być shinobi?
- Patrząc z perspektywy czasu nie chciałem, jednak nie miałem wyjścia. Pochodzić z najsilniejszego klanu w Konoha i nie zostać ninja. Na to nigdy w życiu nie zgodziła by się starszyzna klanu, ani mój ojciec.
- Nie chciałeś być?
- Chciałem, bardzo chciałem, tylko teraz myślę, że nie wyszło mi to na dobre, ale wystarczy tych pytań Seon.
- Ty zadałeś mi więcej - upierałam się. Teraz chciałabym wiedzieć o nim wszystko.
- Nie musiałaś odpowiadać.
- No nie, to nie sprawiedliwe – jęknęłam.
- Jak wszystko – westchnął i wstał. – To co idziemy?
- Ok – również wstałam i otrzepałam ubranie – Chodźmy.
Po około piętnastu minutach, gdy już ogarnęliśmy trochę siebie i pozbieraliśmy rzeczy z domu, gotowi i w dobrym humorze ( przynajmniej ja miałam dobry humor, nie wiem jak z tym u Itachiego) ruszyliśmy w drogę do Wioski Mgły.
Zapadał zmierzch. Ostatnie promienie zachodzącego słońca rzucały pomarańczowe refleksy na ziemię, drzewa, tańczyły w liściach, rozkładały się na trawie. Prawie cały dzień bez ustanku podążaliśmy w stronę Wioski Mgły. Nasze tempo nie było szybkie, a czarnowłosy specjalnie się ni śpieszył, choć czasami moja paplanina, bądź narzekanie doprowadzały Itachiego na skraj cierpliwości. Oczywiście nie dawał po sobie tego poznać. Czasami tylko przyspieszał kroku bądź posłał mi zirytowane spojrzenie lub lekko podniósł głos. Swoje zachowanie tłumaczyłam trzema rzeczami. Po pierwsze nudziło mi się, po drugie byłam zmęczona, a po trzecie z natury byłam nieznośna i trudno było ze mną wytrzymać. Dochodziła dwudziesta pierwsza kiedy zaproponowałam postój . 
- Poszukamy jakiejś polany na przenocowanie. Chodź. I tym razem się nie zgub – dodał, gdy wkraczaliśmy na ścieżkę w części, gdzie las był wyjątkowo gęsty. Ruszyłam za nim bez słowa z trudem powstrzymując ogromną ochotę złapania go za rękę. Cholera, było już późno i zewsząd otaczała nas nieprzenikniona ciemność. Delikatny powiew chłodnego wiatru sprawił, że na poczułam lekki dreszcz przechodzący przez moje ciało. Próbowałam nie tracić Itachiego z oczu, ale w tym mroku było to prawie niemożliwe. Zrównałam się z czarnowłosym i spróbowałam nie myśleć co może czaić się w gęstwinach. Myśleliście, że egzorcyści w ogóle się nie boją? Co prawda duchy, zjawy i demony to dla mnie chleb powszedni, ale jakieś leśne stwory przyprawiają mnie o dreszcze.
- Widzisz już jakąś polanę? - zapytałam naglącym tonem Itachiego.
- Nie. Pytasz się mnie tak jakbym mógł widzieć więcej niż ty. 
- A shar...
- Nie widzę dzięki niemu w ciemności, chociaż w tej chwili przydałoby się to.
- Zatrzymajmy się w końcu gdzieś.
- Proszę bardzo, możesz spać  tych krzakach. 
- Dlaczego nigdy nie możemy znaleźć miejsca do spania! Przyciągasz jakieś negatywne fale i nigdy nie wyśpię się dob... - przerwałam. Nagle gdzieś w mojej podświadomości odezwał się dawno uśpiony głos – dusza, pojedyncza. biała – te trzy słowa oznaczały, że gdzieś niedaleko jest jedna, zbłąkana, niegroźna dusza. Przystanęłam i zamknęłam oczy skupiając się. Jakieś dwieście – dwieście pięćdziesiąt metrów na północny wschód. Cholera, chyba wyszłam z wprawy. 
- Seon? - zimny głos Itachiego przywrócił mnie do rzeczywistości – co...hej, gdzie idziesz?
Minęłam czarnowłosego i ruszyłam biegiem w kierunku skąd pochodził nikły sygnał, który nasilał się z każdym krokiem. Nagle zauważyłam, że jestem na ogromnej polanie przeciętej w połowie korytem rzeki. Podchodząc bliżej spostrzegłam, że to jednak nie jest rzeka tylko ogromny, głęboki wąwóz. Tuż przy brzegu stała przeźroczysta, niematerialna postać, od której sączyło się blade światło. Dusza. Najzwyklejsza dusza, która jakimś cudem dalej tkwiła na ziemi. Nie było sensu się z nią bawić. Wyciągnęłam przed siebie dłoń i wymruczałam cichy egzorcyzm. Z mojej dłoni wydobyła się cienka nitka, fioletowego światła – energii. Owa nitka dotarła do duszy i owinęła się lekko wokół niej. Zaraz potem rozbłysło światło i dusza zniknęła przeniesiona w wymiar przeznaczony dla dusz tuż po śmierci. Rozglądnęłam się po polance i podeszłam na brzeg wąwozu. 
- Łaa, ale tu wysoko! 
- Seon jak już wszystko załatwiłaś to chodź – te słowa wypowiedział Itachi znudzonym tonem pojawiając się nie wiadomo skąd obok mnie.
- Tak, tak wybacz, że nic ci nie wyjaśniłam, ale nie było czasu.
- Nie szkodzi, wystarczy chwilę z tobą pobyć i człowiek się przyzwyczai. A teraz chodź, chyba, że koniecznie chcesz skończyć na dnie tej przepaści.
- Wcale... - nagle poczułam jak ziemia się pode mną zapada. A ściślej mówiąc pod nami. Wydarzenia potoczyły się jak lawina. Gdy poczułam, że spadam instynktownie chwyciłam za wystający odłamek skały czując tym samym jak rozcina mi wewnętrzną stronę dłoni. Wszystko nie byłoby takie złe, gdyby nie dodatkowy ciężar w postaci Itachiego, który złapał się mojej kostki i powiedział.
- Mówiłem ci, żebyś...
- Wisimy nad przepaścią, a ty mi będziesz udzielał kazania! - krzyknęłam nieco histerycznym tonem. Czułam jak moja ręka - śliska od krwi – długo nie utrzyma naszej dwójki.
- Uspokój się.
- Ale ja... - w tym momencie moja dłoni ześlizgnęła się z odłamka skalnego. Ułamek sekundy później poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i podciąga nas do góry. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Itachiego. Zaraz! Skoro on tam był dlaczego ciężar z mojej kostki nie zniknął. Czyżby klon?
Bez zbędnych wyjaśnień klon czarnowłosego jednym, mocnym pociągnięciem wyciągnął nas znad przepaści. Upadłam na trawę, a na mnie upadł Itachi. Ten prawdziwy. Bushin zaraz zniknął w kłębie gęstego dymu. 
Czułam, że moje serce bije w zawrotnym tempie,a oddech jest nierówny. Zarówno z powodu wydarzeń sprzed chwili, jak i z faktu, że Itachi leży na mnie również oddychając ciężko.
- Przez chwilę myślałem, że spadniemy – powiedział schodząc ze mnie. Musiałam przyznać, że poczułam wtedy ukłucie żalu. Nie miałaby nic przeciwko, gdybyśmy poleżeli tak dłużej.
- Heh, ja też. Uff, dobrze, że przynajmniej jedno z nas ma głowę na karku – powiedziałam z uśmiechem. 
- Pokaż rękę – polecił Itachi i nie czekając na moją reakcję delikatnie ujął moją dłoń  i uważnie obejrzał. 
- Rana jest niezbyt głęboka, więc obejdzie się bez szwów – mruknął rozpieczętowując swój bagaż. Wyjął z niego apteczkę i otworzył ją. 
- Trochę zaboli – ostrzegł polewając ranę wodą utlenioną. Skrzywiłam się lekko i wysiłkiem woli powstrzymałam wyrwanie ręki z pewnego, mocnego uścisku. Itachi oczyścił ranę i owinął dłoń bandażem. Wszystkie czynności wykonywał dokładnie i jak mi się wydawało z lekkim ociąganiem. Może mi się tak tylko zdawało, co jest bardzo możliwe. Choć każde, nawet najdelikatniejsze muśnięcie jego szczupłych palców było dla mnie niesamowicie przyjemnym doznaniem.
- Może przenocujemy tutaj? - zapytał przerywając moje zboczone przemyślenia.
- Jasne, tylko z daleka od przepaści – zastrzegłam z uśmiechem. Czarnowłosy o dziwo odwzajemnił go przystając na propozycję.
***
Yatta! Udało mi się opublikować nowy rozdział przed Nowym Rokiem ^^Ah, ale ten czas leci (wiem mówię jak stara babka ;)
Następna notka ukaże się już na pewno w Nowym Roku i powiem Wam, że wiele ciekawego się w niej wydarzy ;)
Na Sylwestra życzę Wam kochani szalonej zabawy w gronie przyjaciół i znajomych :*
I żebyście mogli wstać rano (albo w południe) bez bólu głowy ^^ 
Jak zwykle z niecierpliwością czekam na Wasze opinie i komentarze na temat notki :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz