poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział XXIV - Skradziona chwila


                Skończyłam! Ah... czytanie tego wszystkiego było naprawdę upierdliwe. Ale dzięki temu moje wiadomości wzrosły o jakieś trzysta procent. Jednak w tej chwili wolałam  nie myśleć, w jak błogiej nieświadomości dotąd żyłam. Nasz Liderek naprawdę posiada potencjał godny przyszłego boga. Odchyliłam się na krześle i wyciągnęłam ręce do góry. Z przyjemnością usłyszałam jak kości i stawy cicho strzeliły. Potarłam dłonią oczy i rzuciłam spojrzenie na sylwetkę Tobiego, który dalej był pogrążony w lekturze. 
                Musiał poczuć na sobie moje spojrzenie, ponieważ podniósł głowę i wbił we mnie wzrok. 
- Seon-chan skończyła?
- Tak, a ty co czytasz?
- Nic, Tobi nie czyta nic ważnego. 
- Yhm – zrezygnowałam z nawiązania rozmowy. Wstałam z fotela i ruszyłam pomiędzy regały po brzegi wypełnione książkami. 
- Seon-chan – nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń – tam nie wolno wchodzić. Tobi słyszał, że Lider sam znalazł ci wszystkie potrzebne materiały, żebyś nie musiała ich szukać. Bo Tobi wie, że tam są jakieś dziwne książki.
- Hm? Pein nic mi o tym nie mówił. 
- Może zapomniał, przecież Seon-chan widziała, że się spieszył.
- No tak – odwróciłam się w stronę chłopaka. 
                I w tym samym momencie poczułam, że chce się od niego odsunąć. Ten niepokój... jego nieznane źródło. Tak jakby jakaś przytłaczająca osobowość wysysała powietrze z pomieszczenia. Mój oddech stawał się coraz płytszy.
- W porządku – szepnęłam mijając Tobiego – ja... przejdę się. Nie ruszaj niczego ze stołu.
- Tak jest, Seon-chan – zaszczebiotał.
Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie. Cholera,  co to było? Niemożliwe, żeby to przerośnięte dziecko mogło...? Nie to na pewno nie Tobi, to nie do pomyślenia.                                  Ruszyłam w stronę kuchni. Uczucie z biblioteki słabło z każdym krokiem. Jednak moje myśli wciąż zaprzątały tamte wydarzenia. 
                Jadalnia była pusta, kuchnia też. Podeszłam do szafki i wyjęłam z niej smukłą, wysoką szklankę. Napełniłam ją do połowy wodą i upiłam kilka łyków. Powoli uspokoiłam rozkołatane nerwy, wzięłam głęboki oddech i odstawiłam naczynie na blat.  
                Jest jedna osoba, z którą koniecznie muszę się zobaczyć.
***
                Pusto. W moim pokoju nikogo nie była. Zajrzałam do niego. Też nic. Salon. Nic. 
Przez chwilę rozważałam możliwości, gdzie może być. Na pewno nie poszedł na misję. Jestem pewna, że przynajmniej przyszedłby się pożegnać. Sala treningowa, przyszło mi do głowy, albo tu, albo na zewnątrz. 
                Ruszyłam szybkim krokiem w stronę, gdzie mieściły się pokoje do ćwiczeń. Pierwszy, drugi, trzeci. Cholera, zaklęłam cicho. Co tak pusto w tej siedzibie?! Skierowałam się do wyjścia. Wybrałam boczne drzwi, ponieważ nie byłam pewna co do swoich umiejętności otwierania wielkiego głazu. 
                Polana, na którą wyszłam przywitała mnie słońcem i przyjemnym, lekkim wiatrem. Ruszyłam w stronę miejsc, w których najczęściej odbywały się treningi. Na pierwszym placu spotkałam Sasoriego z Deidarą. Wolałam im nie przeszkadzać. Na następnym siedział Kakuzu, który zbył moje pytanie krótkim: „nie wiem, spadaj”. Na trzecim z kolei trenowali Hidan i... Ayumi?! Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam.
                Czy ta dziewczyna naprawdę jest tylko medykiem? Jej szybkość była porównywalna do siwego.  A styl walki o wiele subtelniejszy, nie tak gwałtowny. Zainteresowana przystanęłam na dłużej i przyglądałam się pasjonującej potyczce. Nie można było jednoznacznie stwierdzić kto ma przewagę. Raz Hidan wydawał się  zwycięzcą, a zaraz potem szala przechylała się w stronę Ayumi. 
                Pochłonięta walką nie zwracałam uwagi na otoczenie. 
- Coś ciekawego? - krótkie pytanie, a potem ręce obejmujące moją talię.
- Szukałam cię – szepnęłam wtulając się plecami w tors Itachieg. Natychmiast straciłam zainteresowanie pojedynkiem.
- Byłem na piątym polu.
- Trenowałeś?
- Nie, nie mam nastroju.
Odwróciłam się w jego stronę. 
- Przejdziemy się?
W odpowiedzi wziął mnie za rękę i zapytał.
- Dokąd?
- Nie wiem. Gdziekolwiek – uśmiechnęłam się lekko.
                Przez dłuższy odcinek drogi żadne z nas się nie odezwało. Chłodny uścisk jego dłoni był mocny, nie za bardzo, ale wystarczająco bym nie mogła wyrwać ręki. Choć to było ostatnia rzecz jaka przychodziła mi do głowy.
- Coś dzisiaj jesteś cicho – zauważył – może usiądziemy?
Pociągnął mnie za sobą. Usiedliśmy pod rozłożystym drzewem, którego cień dawał schronienie przed słońcem. Ta polana nie była przeznaczona do treningów. Otoczona drzewami dawała poczucie wyizolowania. 
                - Itachi – odezwałam się cicho. Odwróciłam się w stronę czarnowłosego i spojrzałam mu prosto w oczy.  
- Tęskniłam – po tych słowach wtuliłam się w niego obejmując go za szyję.
Poczułam jak lekko się trzęsie.
- Z czego się śmiejesz? - zezłościłam się. Jednak nie puściłam go. 
- Z niczego – powiedział obejmując mnie ramionami – po prostu się cieszę. 
- Nie, ty po prostu do reszty zwariowałeś – wymruczałam wtulona jego tors.
- Może masz rację – szepnął.
                Mocniej zacisnęłam dłonie na plecach czarnowłosego. Tak ciepło, bezpiecznie, tak dobrze. Mogłabym tak spędzić wieki. Jednak kiedyś trzeba obudzić się z pięknego snu. Odsunęłam się od niego, choć nie na długo. Zaraz poczułam jego usta na swoich. 
                Niecierpliwe wargi wyciskały namiętny pocałunek. Ręce wsunęły się pod koszulkę i subtelnie pieściły moją nagą skórę. Złączeni w uścisku opadliśmy na miękką trawę. Pojedyncze źdźbła delikatnie łaskotały mnie w kark. Uśmiechnęłam się lekko. 
                Leniwy, powolny pocałunek pozwalał całkowicie zatracić się w przyjemności. Mimowolnie moje palce wsunęły się pomiędzy czarne kosmyki. Pociągnęłam  czerwoną gumkę odrzucając ją na bok. Miękkie, długie włosy opadły na ramiona Itachiego, muskały moją skórę. 
                Przyciągnęłam go bliżej siebie. Lekki dreszcz przeszedł moje ciało, gdy ciepłe wargi naznaczały pocałunkami mój dekolt i brzuch. Stłumione westchnienie. Kolejny dotyk. Jego ręce, tak chłodne, pewnie błądziły po moim ciele. 
                Kolejny pocałunek, tym razem mocniejszy, zdecydowany. Zsunęłam wargi na szyję bruneta. Starałam się dać mu tyle samo przyjemności. Koszula szybko wylądowała na trawie. Całowałam jego tors, brzuch, a moje ręce zajęły się guzikami od spodni. Znów czułam jak drżą mi palce. Dlaczego nie mogłam być taka opanowana jak on? 
                Ostatni guzki, zamek błyskawiczny i znów mocne ramiona przyciągnęły mnie do siebie. Czarnowłosy nigdy nie pozwalał mi na przejęcie kontroli. Zirytowana przysunęłam się do niego i wycisnęłam na jego ustach mocny, niemal władczy pocałunek. Przewróciliśmy się na bok, jednak to Itachi cały czas był odrobinę nade mną.
                Przybliżył wargi do mojego ucha i wyszeptał:
- Jak nabierzesz doświadczenia, to się zamienimy – oświadczył – oczywiście w miarę możliwości – dodał muskając językiem płatek ucha.
- Sugerujesz, że nie mam doświadczenia? - zapytałam unosząc się lekko do góry i podpierając na łokciach. Spojrzałam w oczy Itachiego. Czaiło się tam cholernie denerwujące rozbawienie. Przysunęłam się bliżej jego twarzy. - A mogę wiedzieć gdzie ty zdobyłeś takowe umiejętności? 
- Jesteś zazdrosna? - Gładko ominął moje pytanie.
                Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego ze złością.
I nagle Itachi zrobił coś dziwnego. Zaśmiał się. Jakby był rozbawiony do granic.
- Nie patrz się tak na mnie, proszę. Przez ciebie nie mogę się opanować.
- To twój problem – odparłam chłodno podnosząc bluzkę z ziemi. 
- Nie możesz – wyciągnął mi koszulę z rąk i odrzucił na bok zanim zdążyłam zaprotestować. - Proszę cię nie patrz na mnie z taką złością. Wyglądasz wtedy zbyt pięknie- przybliżył się i pocałował mnie żarliwie. Nie miałam siły protestować, ten jego cholernie rozkoszny dotyk. 
- Niech cie szlag – szepnęłam obejmując go za szyję.
***
                W bibliotece zastałam Sasoriego, który kluczył pomiędzy regałami wodząc opuszkami szczupłych palców po grzbietach książek. Z jakiegoś powodu on mógł tam przebywać. 
                Oprócz rudego w pokoju był Tobi, który siedział i jak zwykle coś czytał. Dziwne. Bardzo dziwne. Znów poczułam to uczucie niepokoju, jednak tym razem o wiele słabsze. Usiadłam na swoim stałym miejscu – miękkim fotelu stojącym przy kominku. Przed nim, na małym stoliku leżały wszystkie kartki z moimi notatkami. Wszystko wyglądało tak jak przedtem. 
- Seon-chan znów będzie czytać?
- Tak – westchnęłam i sięgnęłam po kartki zapisane swoim pochyłym, aczkolwiek niezbyt estetycznym pismem. 
                Myślami powróciłam do wydarzeń z polany, a na moje wargi wypłyną rozleniwiony uśmiech. Nie mogłam skupić się na swoich notatkach. Minęło niecałe pięć minut od mojego rozstania z Itachim, a ja już umierałam z tęsknoty. To niesprawiedliwe, upierdliwe i wredne. Złorzeczyłam na Lidera. Upieprzyło mu się wykorzystać mnie i moje zdolności do jakiś dziwnych celów. Co jeśli moc Biju mnie zabije? A to jest wysoce prawdopodobne. Już nigdy nie zobaczę Itachiego, nie prześpię się z nim, nie powiem, że jest napaleńcem. Nie będę słyszeć jego i tak rzadkiego śmiechu. Westchnęłam. Miałam ochotę ryczeć. 
                Nagle poczułam ból w okolicy skroni. Sasori stał nade mną z plikiem kartek ciasno złożonych w rulon.
- Skup się – powiedział rzucając kartki na stół.
- Przecież jestem skupiona!  
Na Itachim, dodałam w myślach.
- A poza tym, co to jest? - wskazałam na arkusze
- Sama zobacz – powiedział rudy siadając w fotelu naprzeciwko mnie.
                Sięgnęłam po kartki i przeleciałam wzrokiem tekst. Z moich ust wydobył się głośny jęk.
- Shukaku?
- Taa, jutro rano idziemy po niego z Deidarą. 
- Mieliście iść za tydzień.
- Lider tak zdecydował. A ty się lepiej skup na swojej robocie, bo inaczej Pein cię zabije. On nie rzuca słów na wiatr.
- Kochany Sasorku – zaczęłam słodko – nie spieszcie się z Deidarą. Po drodze jest tyle hoteli.
- Jeszcze słowo, a to ja cię zabije – warknął i spojrzał na mnie tak, że odruchowo wcisnęłam się w fotel. 
- Spokojnie. Już nie będę.
- Ja bym nie miał nic przeciwko temu – usłyszałam czyjś głos. Spojrzałam w stronę jego źródła. Deidara stał przy drzwiach opierając się o framugę i patrząc na nas błękitnym okiem. Na jego ustach igrał wesoły uśmiech.  
- Deidara – warknął Sasori – ciebie też zabije.
- Nie wątpię, że kiedyś to zrobisz – blondyn podszedł do fotela rudego i usiadł na poręczy. - Co robisz, Seon?
- Umieram – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Deidara sięgnął po moje notatki i przeleciał po nich wzrokiem. 
                - Wyrazy współczucia – mruknął odkładając kartki na stół – kupię ci kilka dni, nie martw się – dodał z tajemniczym uśmiechem.
- Byłabym wdzięczna – wyszczerzyłam do niego zęby. Wolałam ominąć wzrokiem Sasoriego, który gotował się ze złości. 
- A tak przy okazji to mam dla ciebie złe wieści.
- Złe wieści?
- Lider mi zdradził, że za dwa dni wysyła Itachiego na misję.
- Przynajmniej w nocy będzie ciszej – mruknął Sasori.
Posłałam mu mordercze spojrzenie. 
- Uparł się uprzykrzyć mi życie – westchnęłam opadając na fotel.
- W Akatsuki nie ma czasu na związki – czyjś głos dołączył się do rozmowy. Kakuzu właśnie wchodził do biblioteki. Co tu wszystkich przywiało?
- Skąd wiesz? - zapytałam słodko – Z doświadczenia?
Nie odpowiedział mamrocząc coś pod nosem. Zaraz potem zniknął między regałami.
- Nie denerwuj się Seonuś – dopiero teraz zauważyłam Hidana, który wszedł tuż za Kakuzu – on tylko tak bredzi.
                Siwy opadł na fotel obok mnie. Widocznie wszyscy postanowili umilić sobie czas w bibliotece. 
- Co robisz? - zapytał sięgając po kartki. Już miałam powtórzyć, że umieram, jednak ubiegł mnie Deidara.
- Nie słyszałeś? Lider kazał jej opracować metodę, dzięki której jednym egzorcyzmem przerzuci moc Biju do Genryuu Kyuu Fuujin.
- Co?! Przecież to niemożliwe? Ostatnio mówił, że wszyscy będziemy ją przenosić przez trzy dni! Jakim cudem ma to zrobić jedna osoba i to jeszcze w tak krótkim czasie?!
- Mnie nie pytaj – mruknął blondyn.
- Skoro Lider uważa, że to jest możliwe to pewnie ma rację – odezwał się Sasori.
- Oby – westchnęłam.
- Masz już jakiś pomysł? - zapytał Hidan
- Jest kilka opcji, ale nigdy nie miałam do czynienia z taką ilością energii. To jest największy problem. Zobaczymy też jak wypadnie moja synchronizacja z Genryuu Kyuu Fuujin.
                - Biedna Seonuś – siwy znów powtórzył to denerwujące zdrobnienie – pogadajmy o czymś przyjemniejszym – rzucił zadowolony – wyjawisz mi wreszcie jak to się stało, że jesteś z Itachim?
W pomieszczeniu zapadła cisza. 
Odchrząknęłam.
- Nie – odparłam prosto i dobitnie – pozostawiam to twojej wyobraźni – dodałam, zaraz jednak uświadomiłam sobie co to znaczy.
- Wyobraźni? – podchwycił wątek Hidan.
- Nie! Przestań sobie cokolwiek wyobrażać!
- Za późno – westchnął – nich zgadnę. Historia zaczęła się odkąd został twoim nauczycielem...
- Zamknij się! - wrzasnęłam zatykając mu usta ręką.
- Seon – usłyszałam Deidarę – chętnie posłuchamy.
- Nie ma mowy! To moje prywatne życie.
                - W Akatsuki nie ma miejsce na prywatne życie – wygłosił swoją mądrość Kakuzu pojawiając się znikąd i zajmując miejsce w fotelu obok Hidana. Otworzył jakąś grubą książkę i nie zwracając na nic uwagi zaczął czytać. 
- Duszę się – wymamrotał siwy łapiąc mnie za nadgarstki i bez problemu odsuwając mnie od siebie. 
- Uff – odetchnął.
                - Przecież jesteś nieśmiertelny – mruknęłam z powrotem siadając w fotelu. 
- Ale to nie znaczy, że nie potrzebuję powietrza – powiedział z przekąsem – a więc, kontynuujmy...
- Nie ma mowy! 
- Dobra, już dobra – Hidan w końcu dał sobie spokój – i tak się kiedyś dowiem – mruknął cicho. Zignorowałam go i wróciłam do przeglądania informacji na temat Shukaku. 
                - Nie udawaj, że czytasz – Jashinista wyciągnął mi papiery z rąk i odłożył z powrotem na stół. Westchnęłam. Nie miałam siły się kłócić. 
- Hej, Hidan dziś wieczorem jest impreza w salonie, nie? - zapytał Deidara szerząc zęby - wtedy wszystko z niej wyciągniemy.
- Ale... - zaczęłam
- Musisz przyjść, Seon – białowłosy uśmiechnął się lekko – robimy imprezę z okazji nowo urządzonej siedziby.
- Taa, dla was każda okazja jest dobra, żeby się schlać – mruknął Sasori.
- Wcale nie, danna! - oburzył się blondyn. Muszę przyznać, że jego mina była przeurocza. - Poza tym ty też masz być.
- Nie przepadam za tego typu imprezami – odparł rudy odchylając się w fotelu – ale jak chcesz to przyjdę – dodał, a ja o mały włos nie rozdziawiłam gęby ze zdziwienia. Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi. Do tego ten aksamitny ton. Niemożliwe. Powoli otrząsam się z szoku. 
                Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. Postanowiłam zmienić temat rozmowy.
- Hidan, trenowałeś dziś z Ayumi?
- Tak – jego wzrok rozmarzył się – tylko na to się zgodziła.
- A co jej proponowałeś, zboczeńcu?! 
- Nie, nic takiego – uniósł ręce w geście niewinności – po prostu sobie rozmawialiśmy i jakoś samo wyszło.
- Rozmawialiście? - zdziwiłam się.
- I jaka jest? - zapytał Deidara. - Ja jeszcze nie miałem okazji z nią rozmawiać.
- Jaka? - Hidan zamyślił się – Piękna – westchnął – i te jej kształty – siwy do reszty odpłynął. 
- Ale z charakteru – uściślił blondyn  – i nie rób takiej miny.
- Zaraz zacznie się ślinić – mruknął Sasori.
- Aa, z charakteru? - Hidan odrobinę otrzeźwiał – Trochę, taka... wydaje mi się... - westchnął – sam nie wiem. 
- Jak tak was interesuje to sami z nią porozmawiajcie – rzucił Kakuzu nie odrywając wzroku od książki – prawie cały czas jest w swoim gabinecie.
- Jakoś nie mam ochoty – oświadczyłam – nie cierpię lekarzy, ani szpitali.
- Ale ona może być fajna – nie poddawał się Deidara.
- Taa, na zebraniu patrzyła na nas jak na króliki doświadczalne.
- Przesadzasz – burknął blondyn – może będzie w porządku.
                - Słyszałem, że chce odświeżyć karty członków i zrobić badania – wtrącił się nagle Sasori – może wtedy sobie z nią pogawędzisz – dodał lodowatym tonem.
Zaraz, czy on jest zazdrosny?! Na pewno, zważając na pewne wydarzenia z przeszłości. Widać zaborczość Sasora często daje o osobie znać.
- Badania? - głos Hidana był przesiąknięty podnieceniem – nie mogę się doczekać!
                Nie lubię tego typu rzeczy, pomyślałam. Szpitale, lekarze, doświadczenia. Z pewnością Ayumi nie ominie żadnej okazji by przebadać taką zgraję jak my. Obrzydliwe, wzdrygnęłam się, jak można coś takiego lubić. Spuściłam wzrok i spojrzałam na swoje dłonie i przeguby. Przesunęłam oczy wyżej i zatrzymałam na zagięciach w łokciu. Nic, gładka skóra. Ślady już dawno się zabliźniły. Tak jak powinny. Odetchnęłam z ulgą. Ostatnią rzeczą jaką chciałam zrobić to wracać do wydarzeń z przeszłości. 
                - Hej, Seon! Śpisz? - zauważyłam, że Hidan machał mi ręką przed nosem.
- Nie – mruknęłam – ale mam ochotę.
- No tak – westchnął – ostatnio zarywasz noce i...
- Hidan – mruknęłam – jeszcze słowo.
- Dobra, dobra – odpuścił opadając na fotel.
Zerknęłam na zegar wiszący nad kominkiem. Zbliżała się osiemnasta. Muszę przyznać, że zaczynałam odczuwać dotkliwy głód. 
- Dobra, wystarczy na dziś – wstałam – idę coś zjeść.
- Jasne – mruknął Deidara – tylko pamiętaj o wieczorze.
- I nie chowaj się u Itachiego – dodał Hidan z wrednym uśmiechem.
                Ograniczyłam się tylko do cichego westchnięcia. Wyszłam na ciemny korytarz i szybkim krokiem wparowałam do kuchni. Nikogo tam nie zastałam, więc mogłam spokojnie zjeść bez wysłuchiwania komentarzy Hidana, czy mądrości Kakuzu.
***
                Po posiłku poszłam do siebie. Walnęłam się na łóżko wzdychając głośno. W końcu. Błogie lenistwo. Jedna chwila skradziona z całego dnia. Odrzuciłam od siebie myśli o nadchodzących tygodniach i zamknęłam oczy. Po kolei rozluźniałam zmęczone mięśnie. Ciekawe co robi Itachi? Gdybym mogła spędzałabym z nim każdą sekundę. Jednak w Akatsuki to niemożliwe. Żałuje, że nie poznałam go w innych okolicznościach. Chociaż nie. Akatsuki to nie tylko organizacja sama w sobie, to także ludzie, którzy ją tworzą. 
                Niezwykli, nierzadko nienormalni, ciekawi, interesujący, inni, mogłabym wymieniać w nieskończoność ich cechy. Każdy tak inny, a jednak tworzą skuteczną organizację. Przestępcy? Nie miałam okazji widzieć większości w akcji, jednak ze śmiercią stykałam się odkąd ukończyłam szkolenie na egzorcystę. Co prawda Zakon jest organizacją, która zapewnia ludziom pokój. Jednak można stwierdzić, bardzo popierają ideę „ cel uświęca środki”. Sama wielokrotnie się o tym przekonałam.              
                Rozchyliłam na chwilę powieki, czułam, że ogarnie mnie zmęczenie. A myśl o moim nowym zadaniu pozbawiłam mnie resztek sił. Ziewnęłam. Przekręciłam się na bok i skuliłam zaciskając ręce na kołdrze. Oczy same się zamykały. Po chwili zapadłam w głęboki sen.
**********
I kolejny rozdział za nami. Już dwudziesty czwarty, kurde jak ten czas szybko leci. Nawet się nie spostrzegłam, że prowadzę tego bloga prawie rok. Niesamowicie długo jak na mnie ;) 
Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie dotyczące rozdziału.
A tak przy okazji umie ktoś robić szablon na bloga, albo znacie może adres do jakiejś ciekawej szabloniarni, która robi szablony na zamówienie ?
Dzięki za poprzednie, bardzo miłe komentarze ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz