poniedziałek, 29 kwietnia 2013

III. Rozdział III - Misja


Całkiem fajna drużyna pomyślałam, gdy kapitan Gregory Thompson wyjaśniał nam szczegóły zadania. Był rzeczowy i nie pierdzielił bez sensu. Lee Jun na pierwszy rzut oka był milczącym i ponurym typem, a Sam Johanson jego zupełnym przeciwieństwem. 
–Demonica? Cholera, nie wziąłem  gumek – jęknął blondyn, gdy Thompson skończył omawianie misji.
Na początku zapanowała chwila ciszy, potem ja parsknęłam śmiechem, a Johanson dostał mocnego strzała w tył głowy od kapitana. Na Junie, jego niezbyt wyrafinowany żart nie zrobił wrażenia. 
–Zadania dzielimy jak zwykle, my z Junem obezwładniamy potwora, Sam go unieruchamia, Seon pieczętuje, egzorcyzmuje, czy co tam uzna za stosowne. Na razie nie wiemy jakiej klasy to demon.
–Demonica. – wtrącił Sam za co kolejny raz zarobił w kark.
–Demonica, zapewne podstępna, więc nie planujemy konkretnej formuły. Dobra, gotowi? - zmierzył nas spojrzeniem. 
–To ruszamy. Panie przodem – powiedział odsuwając się i gestem wskazując mi portal. Wchodząc do niego nie myślałam o niczym. Skupiłam się na wykonaniu misji.  
***

Jak zwykle podróże portalem nie należała do przyjemności. Poczułam się pewniej mając twardy grunt pod nogami. Nawet bardzo twardy. Rozejrzałam się. Dookoła nas nie było nic żywego. Dosłownie. Skały, ciemnoszare, niekiedy całkowicie czarne, ponaznaczane bruzdami i pęknięciami niczym skóra starego człowieka. Pusty, płaski krajobraz, bez żadnych wzniesień i pagórków, rozciągał się aż po horyzont. 
–Uroczo – mruknął Sam stając niedaleko mnie. Zadarł głowę do góry i spojrzał na niebo. Podążyłam za jego spojrzeniem. Musiałam lekko zmrużyć oczy, jednak to co zobaczyłam było dla mnie całkowitym novum. 
–Kapitanie Thompson? - usłyszałam głos blondyna – czy tu zawsze pogoda tak dopisuje? - zapytał na pozór lekkim tonem.
–Uroki świata 196 – mruknął chłodno Jun. 
–Tak, Sam zawsze tak tu jest – odpowiedział kapitan, który jako ostatni przeszedł portalem. Zamknął go i również wbił wzrok w sklepienie. - Żaden zespół z oddziałów R nigdy nie wyraził chęci zbadania tego zjawiska. 
–A co tu jest do badania? - prychnął Jun.
–Na przykład to, że ten sufit ma pieprzony biały odcień, który wali po oczach jak rozsmarowane na niebie słońce – odezwałam się zirytowana. 
–Hmm, całkiem poetycko – zauważył kapitan – i całkiem trafnie. Dobra! Przestańcie już wlepiać gały w niebo, bo oślepniecie. Mamy misję.
–Ahh, demonica czeka – zatarł ręce blondas. 
–Czy tu kiedykolwiek zapada zmrok? - zrównałam się z kapitanem, co nie było proste bo był cholernie wysoki i sadził potężne kroki. 
–Nigdy nie widziałem, choć nie wykluczam. Może raz na rok, dziesięć lat, kto wie. Zresztą to nieważne, lepiej się skup i spróbuj coś wyczuć, Sam ty też! My z Junem na nic się nie przydamy, bo w tym pieprzonym świecie nie można nawet określić kierunku w jakim idziemy.
Zwolniłam kroku i spróbowałam się skupić, co było dość trudne, przez to że nie mogłam zamknąć oczu i cały czas musiałam uważać, aby nie potknąć się na wystającej skale. 
Mimo wszystko starałam się oczyścić umysł i dostrzec w promieniu kilku kilometrów potężne, nadnaturalnie istoty. Nie mogłam nic wyczuć, więc by wyklarować obraz przystanęłam i zamknęłam oczy. Po chwili poczułam potężne źródło. Nagle. Niespodziewanie. Jakby jakiś demon, albo egzorcysta przestał ukrywać swoją energię i pojawił się jako wyraźny, świecący punkt na radarze.
Oczywiście typy energii znacznie się różniły. Akurat to czułam bardzo wyraźnie. Chciałam otworzyć oczy i powiedzieć reszcie, że mam ślad, jednak moje ciało nie słuchało mnie. 
–Szukałaś mnie? Tu jestem – usłyszałam w głowie syczący głos. Natychmiast zdałam sobie sprawę co się święci. Demonica była na tyle potężna, że zdołała wemknąć się do mojego umysłu praktycznie nieodczuwalnie. Nie mogłam tracić czasu na jakieś słabiutkie egzorcyzmy dla pomniejszych demonów. Wybrałam coś większego, bardziej złożonego i oczywiście ryzykownego. Miejmy nadzieję, że mam dobrą drużynę, pomyślałam.
***

Seon nagle zatrzymała się i stanęła nieruchomo. Szła w tyle, więc nikt z drużyny z początku nie zorientował się, że brakuje jednego.
–Masz coś Lloyd? - zapytał kapitan, a nie doczekawszy się odpowiedzi, zniecierpliwiony odwrócił się. Pozostałą dwójka już dobiegała do dziewczyny, która osunęła się na ziemię.
–Nieprzytomna, puls przyspieszony, źrenice rozszerzone, oddech płytki i nierówny – mamrotał Sam krzątając się wokół brunetki. Zdjął palce z nadgarstka, gdzie badał puls i zaklął cicho. Tatuaże zaczęły się powoli rozwijać, a archaiczne znaki leniwym tempem rysowały się na skórze.
–Jest w transie, widać do jej ciała przeniknął nasz poszukiwany demon. Żałosne. Zapewne wyszła z wprawy przez te swoje wakacje – zakpił Jun.
–Przypatrz się dobrze, tępaku – warknął Sam. 
–Korzysta z rezerw mocy, to znaczy, że walczy i najprawdopodobniej chce użyć bardzo silnej formuły skoro od razu sięgnęła po zapasową energię -wyjaśnił kapitan. 
–Co robimy? - zapytał Jun widząc jak usta dziewczyny poruszają się bezgłośnie. 
Thompson potrzebował tylko chwili na opracowanie całego planu. 
–Johanson wstawaj, bierz dupę w troki i narysuj wokół Lloyd i nas barierę, ja zajmę się wewnętrznym kręgiem pieczętującym wokół samej Seon. A ty Lee siadaj obok niej i obserwuj uważnie, jak zobaczysz, że.... – urwał, ale tylko na chwilę – sam wiesz co robić – dokończył ponurym tonem. 
***

Nie mam pojęcia dlaczego to przyszło mi do głowy, ale gdy zablokowałam na kilka chwil demonicę jednym z silniejszych egzorcyzmów, pomyślałam, że jej moc to pikuś przy Biju. Potrzebowałam tylko czasu na sklecenie porządniejszego egzorcyzmu. A właśnie czas był tym czego mi teraz brakowało. 
Syknęłam z bólu, gdy ta cholerna suka gwałtownie miotała w moim błękitnym kręgu, a za każdym razem jak dotknęła ją jego energii wyła w agonii i wiła się niemiłosiernie. Sala w której przebywałam należała do jej tworu, więc wiedziałam, że gdy tylko wyswobodzi się z mojej klatki, runie razem z misternie pisanym egzorcyzmem. Na domiar złego musiałam go pisać na skalnym podłożu kawałkiem kamienia, co nie było zbyt proste. Łatwiej użyć kredy lub płynu, ale aż taką heroiną nie jestem żeby używać własnej krwi. W pośpiechu skończyłam recytować formułę. Nie zdążyłam zgrać w czasie pisania i deklamowania, więc siła egzorcyzmu może być niższa, ale ciul z tym. Powinno wystarczyć. Mam nadzieję.
Gdy ostatnie znaki wyszły spod mojego świetnego pisaka, podłoga zaczęła pękać, a wredna czerwonowłosa istota z hukiem uwolniła się z mojego prowizorycznego więzienia. 
–Zeżrę ci duszę egzorcystko – wysapała – całą pieprzoną duszę, głupia dziewucho!
Rozzłościła się to fakt, jej gwałtownie uwolniona energia posłała mnie na twardą i niezbyt komfortową ścianę. Zaraz potem szepnęłam kluczowe dla rozpoczęcia egzorcyzmu słowo. I się zaczęło. 
W tym wypadku stałam się monotematyczna, zapewne wyszłam z wprawy i potrzeba mi trochę odświeżyć pamięć, bo tym razem użyłam bardzo podobnej formuły jak do pieczętowania Biju. Choć tutaj było to o wiele słabsze i miało mocno destrukcyjny wpływ. Nie potrzebowałam mocy demona, więc mogłam ją unicestwić. 
Przyglądałam się jak gwałtowna, purpurowa fala światła otacza czerwonowłosą odsłaniając jej prawdziwe oblicze. Sam miał rację napalając się na nią, była niesamowicie piękna, idealna aż do znudzenia. Dopiero teraz zabójczy dla niej ogień trawił jej uwodzicielską skorupę. Alabastrowo gładką skórę zastąpiła brunatna łuska, czerwone, aksamitne włosy zmieniły się w poplątane kołtuny, kształtne oczy ustąpiły miejsca wąskim, pionowym źrenicom o jadowicie zielonym odcieniu. 
Szargała się na wszystkie strony próbując uwolnić jak największe ilości energii, które czasem, ku mojemu niepokojowi dusiły fioletowe płomienie. Musiałam wtedy uwalniać więcej energii, a z tego co zaważyłam tatuaż zajmował połowę drogi do zagięcia w łokciu, więc nie bardzo uśmiechało mi się tracić zbyt dużo sił.
 Szepnęłam kilka słów i uderzyłam w nią egzorcyzmem z podstawowego zestawu. Zawyła targana niewyobrażalnym bólem. Nadludzkim wysiłkiem zebrała ostatnie zapasy mocy i cisnęła w mnie. Bezskutecznie. Jej moc nie przebiła się przez płomienie. Iluzja stworzona przez nią w moim umyśle zaczęła się rozpadać.
 Poczułam jak powoli wraca mi władza nad własnym ciałem. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy. 
Zamrugałam kilkakrotnie by zyskać lepszą ostrość obrazu. Nad sobą zobaczyłam Juna wpatrującego się we mnie z napięciem.
–Co się gapisz, egzorcysto? - syknęłam, a on w odpowiedzi błyskawicznie sięgnął po sztylet i przyłożył mi do gardła. 
–Boże, spokojnie, żartowałam. To tylko ja – odpowiedziałam lekko spanikowana widząc jego spojrzenie. 
Prychnął i odsunął ostrze od mojego gardła. Srebrne ostrze. Wyjątkowo pięknego sztyletu, którego zresztą nie pozwolił mi podziwiać chowając od razu do kabury. 
–Lloyd, takie durne żarty wsadź sobie tam gdzie nikt nie zagląda, bo następnym razem może zabraknąć mu czasu na reakcje – opieprzył mnie na dzień dobry Thompson. 
Postanowiłam zachować dla siebie uwagę, że powinni wyczuć, czy demon przejął mój duszę i ciało, czy nie. No tak, ale czego oczekiwać po F-tępakach. 
Oższ w mordę, pomyślałam podnosząc się; wszystko bolało mnie jak cholera. Zwłaszcza tylna strona mojego ciała. Uniosłam ręce do góry i przeciągnęłam się mimo protestu niektórych mięśni. 
–Przechwyciłeś ją? - zapytałam Thompsona widząc wokół siebie krąg.
–Kapitanie.
–Tak? - zapytałam zdziwiona tym nagły awansem.
–Nie tak, tylko do cholery jestem twoim kapitanem, mów do mnie jak należy – zgasił moje nadzieje.
–Ehh, przechwyciłeś ją, kapitanie? – zapytałam ponownie, pocierając kark dłonią, okropnie niewygodnie leżało się na skalistym podłożu. Ale Jun nie pomyślał, żeby podłożyć mi cokolwiek pod głowę, nikt nie pomyślał. Ja chcę pracować z dziewczynami! Ci kolesie są okropni. 
–Nie było co przechwytywać, zniszczyłaś ją całkowicie. 
–Yhm – burknęłam pogrążając się w swoim nieszczęsnej egzystencji pośród trzech nieczułych facetów. Usiadałam na ziemi i zaczęłam bawić się kamykami.
–Wracajmy już, na co czekamy – zebrało mi się na zrzędzenie. 
–Nie jęcz, kobieto. Musimy zatrzeć wszystko, jestem pewien, że żyje tu mnóstwo drobnych demonów, które tylko czekają, by stać się silniejsze. 
Podniosłam głowę i z lekkim uśmiechem przyglądałam się krzątającym się facetom. W sumie pierwsza misja od wielu miesięcy była całkiem udana. Nie nazwałabym tego idealną pracą drużynową, ale przynajmniej Thompson, znaczy się kapitan Thompson nie narzeka. 
Kobiece demony lubią knuć, a ich męskie odpowiedniki grają w otwarte karty, więc tu zawsze przyda się F-tępak. No i kto by leczył rany jak nie typ R, który był zaskakująco znośny i nie wymądrzał się jak to leży w ich naturze. W typie M generalną wadą jest to, że lubimy się popisywać układając długie, misterne i widowiskowe egzorcyzmy. Coś w tym jest, ale to i tak tylko ogólnie przyjęte stereotypy. W niektórych przypadkach się sprawdzają, w niektórych nie. Generalizacja zawsze jest zła. 
–Ruszajmy drużyno. Wracamy do domu.
Słysząc słowa Thompsona poczułam jak nieprzyjemne uczucie w brzuchu. Dom? Mój pusty dom?
–Nie mamy już żadnych misji dziś? - zapytałam podnosząc się gwałtownie. Kątem oka zauważyłam jak Jun prycha z pogardą, jednak zignorowałam go.
–Nie, jedna dziennie, potrzebujemy odpoczynku, zwłaszcza ty Lloyd. Włazić do portalu, wracamy. 
***

W Zakonie rozeszliśmy się. Każdy w swoim kierunku. Kapitan Thompson zapewne udał się napisać raport, aby później dostarczyć go do działu zajmującego się administracją, Sam jak wcześniej zadeklarował idzie się upić, a planów milczącego Juna mogłam się tylko domyślać, co nie było trudne, ponieważ szedł w tym samym kierunku co ja. 
–Lloyd, chyba nie zamierzasz w tym stanie brać dodatkowej misji.
Spojrzałam na niego kątem oka.
–Nie mam nic do zarzucenia swojej kondycji – rzuciłam lekko. W rzeczywistości tyłek i plecy bolały mnie nieznośnie, do tego przeguby też dawały o sobie znać. Nadwyrężyłam się trochę, jednak to nie przeszkadza, żeby załatwić jeszcze jedną misję. Skoro obiecałam Najwyższej pracować najciężej w Zakonie muszę wziąć się w garść i sprawić, żeby nic nie stanęło na przeszkodzie spotkaniu z Itachim.
–Szkoda byłoby znów marnować czasu kapitanowi w poszukiwaniu nowego typu M, więc mam nadzieję, że nie dasz się zabić z czystej głupoty.
–Dziękuję za radę – burknęłam zirytowana jego poradami i wszechobecną mądrością. 
***

Sala z dodatkowi misjami była niewielkim pomieszczeniem z kilkoma biurkami, za którymi siedzieli udających wieczne zapracowanie egzorcyści. Na bocznej ścianie wisiała tablica z liczbą dostępnych misji. Każda liczba przyporządkowana była poszczególnej kategorii. Od misji poziomu pierwszego do piętnastego. Zleceniodawców nie było widać. Zwykli egzorcyści wypełniający misję nie mieli wglądu w to dla kogo pracują. Po prostu zostawiali pośrednictwo administracji Zakonu. 
Jeżeli chodzi o stopień trudności misji, były także wyższe, zwane piętnaście plus, jednak one należały się egzorcystom wyższych rang. Z reguły podstawowe piętnaście poziomów mogłeś wybierać dowolnie, jednak w praktyce nie patrzyli na ciebie zbyt przychylnym okiem, jeśli dobierałeś zbyt wysokie poziomy.
Generalnie poziom egzorcysty wnioskowano z wyników w nauce, wykonanych misji w drużynie, opinii przełożonych oraz oczywiście na podstawie przebytych już misji dodatkowych. Co miał egzorcysta z dodatkowych misji? Satysfakcję to na pewno oraz coś co kusiło wielu – wynagrodzenie pieniężne, w końcu nie pracujemy za piękny uśmiech. 
Podeszłam do biurka i wybrałam pierwszą lepszą misję poziomu ósmego. Głupek Jun miał trochę racji, nie spieszyło mi się na samobójczą misję. Musiałam wybrać coś łatwiejszego. Tak, abym przeżyła i zapracowała na spotkanie z Itachim. 

********

Jak czytam tą notkę to myślę sobie: WTF?, jakim cudem opisuję misję Seon w Zakonie, skoro początkowym zamiarem było opisywanie jej perypetii w Akatsuki? Matko, po drodze naszło mi tyle pomysłów, że wystarczyłby na kilka opowiadań. 
Ekhem, ale do rzeczy. Plan na kolejną notkę to spotkanie Seon z jej rodzicami oraz... no właśnie coś się stanie w Akatsuki, coś dużego, no ale co? Hmm, tego dowiecie się prawdopodobnie dopiero pod koniec maja ;P Jak już zmęczę moje kochane matury. Można powiedzieć, że do końca maja blog pozostanie w stanie stagnacji ;)
Życzcie mi powodzenia i chęci do nieszczęsnych powtórek ;D 
Trzymajcie się <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz