poniedziałek, 29 kwietnia 2013

III. Rozdział V - Kompromis



– Nie mam wiele czasu – syknęła Hitomi podając egzorcyście dokumenty – tu masz wszystko. Na razie się ze mną nie kontaktujcie. Jak wam dam znać co i jak wtedy zaczniecie działać. 
Chłopak skinął głową. Zaraz potem jego sylwetka zniknęła w portalu.
Ruda odwróciła się i pospiesznie rozejrzała. Nikogo. W porządku, pomyślała ruszając do hotelu. Teraz marzyła tylko by odpocząć po długiej męczącej misji z Uchihą i jego nadętym ego.

Gdy dotarła na miejsce, weszła pewny krokiem do recepcji posyłając lekki uśmiech kobiecie za ladą. Po drodze zerknęła na swoje odbicie w dużym lustrze wiszącym na korytarzu. Stwierdziła, że wszystko ma na swoim miejscu i weszła do swojego pokoju. 
– Coś ci się chyba pomyliło – mruknęła widząc Itachiego stojącego przy jednej z szafek i przeglądającego niewielką książkę. Mimowolnie poczuła ucisk w dolnej części brzucha.
– Nie sądzę – mruknął nie obdarzając jej nawet spojrzeniem. - Zamknij drzwi i usiądź – poprosił takim tonem, że wolała się nie sprzeciwiać. 
– Zastanawiałem się właśnie... – urwał na chwilę – gdy wcześniej poprosiłem cię o mapę, w twojej torbie zauważyłem dziwnie znajomą książkę. Nie mogłem sobie przypomnieć dlaczego wydaje mi się taka znajoma. 
Zamknął ją z cichym trzaskiem. Na jego ustach zaigrał chłodny uśmiech. 
– Dobrze się składa, że to twoja pierwsza misja ze mną. Inaczej wiedziałabyś, że nigdy nie potrzebuję mapy – zrobił krótką pauzę i obrzucił rudą tryumfującym spojrzeniem. - A książka, no cóż, moja pamięć podpowiada mi, że Seon miała identyczną, co prawda treść jest w nieznanym mi języku, ale mogę się domyślać, że jest to coś w rodzaju legitymacji, którą każdy egzorcysta ma przy sobie. Twoja nieznacznie różni się od Seon, więc tu również przypuszczam, że jesteś egzorcystą innego typu. Jesteś typem F, o ile się nie mylę?
– Sporo wiesz na ten temat – zauważyła Hitomi na pozór lekkim tonem. 
– Seon nie należała do małomównych osób, jeżeli cię to interesuje. A ja nie należę, do osób, które łatwo zapominają – rzucił książkę w stronę dziewczyny i usiadł w fotelu obok. 
– Mogę cię grzecznie zapytać o wyjaśnienie? Czy mam dochodzić do wszystkiego własnymi sposobami? 
Hitomi próbowała zebrać myśli. Spokojnie dziewczyno, powtarzała w myślach, bywałaś w gorszych sytuacjach. Tylko co mu kurwa powiedzieć? Spojrzała w ciemne tęczówki Uchihy. Myśl! Nakazała sobie. I nagle ją olśniło.
– Wiesz, że jest tu pięciu egzorcystów? - zapytała. 
– Obiło mi się o uszy – odparł Itachi – i w związku z tym?
– Są starzy, zrobili swoją robotę i teraz są na czymś w rodzaju emerytury. Choć coś czasem zrobią coś dla Zakonu. 
– Rozumiem. Możesz przejść do meritum? - w głosie bruneta zabrzmiała nuta niecierpliwości.
– Owszem – ruda uśmiechnęła się tryumfalnie – myślisz, że jestem na tej misji zupełnie nieprzygotowana? Przegrzebałam wszystkie archiwa dotyczące tego świata, Akatsuki, Konohy i natrafiłam na kilka ciekawych historii. Na przykład, jest taka jedna, nie wiem czy kojarzysz, niegrzeczny ród Uchiha chciał wszcząć wojnę domową, ale ktoś ich powstrzymał...
Itachi nie pozwolił dokończyć dziewczynie. Błyskawicznie złapał ją za szyję i popchnął na podłogę. Jego dłoń mocno zaciskała się na szyi Hitomi. Dziewczyna szamotała się próbują złapać oddech i uwolnić spod żelaznego uścisku. 
Na szczęście Uchiha w złości zapomniał, że ma do czynienia z egzorcystką. Złączyła ręce i uderzyła w niego wiązką skoncentrowanej Energii. Brunet wylądował po drugiej stronie pokoju, Hitomi wiedziała, że zaatakuje ponownie, więc krzyknęła od razu.
– Uspokój się, Uchiha! Nikomu nie powiem! Daj mi się wytłumaczyć!
Itachi wstał i otrzepał ubrania.
– Masz pięć minut, żeby mnie przekonać, później cię zabije. 
– Nie kozacz tak – prychnęła ruda, jednak widząc wzrok Itachiego dodała szybko – dobra, dobra już mówię.
Wzięła głęboki oddech.
– Słuchaj. Ty nic nie powiesz Madarze o mnie, a ja swoje nowinki zachowam dla siebie. Jak mi pomożesz, wykradnę też je z archiwum, żeby twoja wścibska Seon czasem ich nie znalazła, pasuje?
Uchiha kiwnął głową.
– Mów.
– Ok. Wszystko zaczyna się od poszukiwań Seon. Nie żeby była jakimś wartościowym egzorcystą, przynajmniej jeszcze nie teraz. Szukaliśmy jej, ponieważ jak każdy egzorcysta wie dużo i Zakon nie chce by jakiś młody, głupi egzorcysta latał sobie bóg wie gdzie. Poza tym jak zapewne twoja gadatliwa panna wspominała ci, że nie została przeszkolona przez Akademię Zakonu, tylko przez swojego niedorobionego mistrza, który ma kiełbie we łbie i robi co chce. Więc Seon ma jeszcze informacje, które zna tylko ta dwójka. I to były mniej więcej powody by zacząć jej szukać. W sumie to nie trwało zbyt długo, ale pominę te szczegóły. Shiroyama, egzorcysta odpowiedzialny za poszukiwania dokopał się tu do całkiem ciekawych informacji, zainteresowało go Akastuki.
Hitomi zrobiła krótką pauzę. Kolejny raz zebrała myśli zastanawiając się, które z bezpiecznych dla niej informacji może przekazać Itachiemu. 
– Musisz wiedzieć, że Zakon tylko oficjalnie jest neutralny i nie wtrąca się w sprawy światów. Tak naprawdę ci słabsi lub starsi egzorcyści pchają się na rządowe funkcje, a Zakon po cichu temu kibicuje. Bo nie ma to jak zwiększanie wpływów i kontroli – prychnęła ruda. - Ale do rzeczy, Zakon pod pretekstem wyrównania sił w tym świecie postanowił zlikwidować Aktsuki i – ubiegła Itachiego, który chciał jej przerwać – i dlatego miałam przeniknąć do świata shinobi mając tylko kilka miesięcy na trening i opanowanie technik przeciwko sharinganowi. I powiem ci, że to było kurewsko trudne!
– O pozwól, że nie będę płakał – prychnął - a praca dla Zakonu i ta rzecz z Madarą? – dopytywał się Uchiha starając się okazać niewzruszony zasłyszanymi informacjami. 
– Madara mi nie ufa, to wiem na pewno, ale uważa mnie za przydatną, dlatego udało mi się go namówić do wskoczenia na miejsce Seon. Wszystko było z góry ustalone z Shiroyamą i moim przełożonym. Miałam udać, że pracuję jako wolny strzelec i pomagam Zakonowi dopaść Seon, a z drugiej strony skontaktowałam się z Madarą, który nawiasem mówiąc chciał się jej pozbyć. Dogadaliśmy się i tak oto jestem. 
– Dobrze, w porządku – brunet zbierał myśli – ale po co wam, do cholery niszczyć Akatsuki? - Zapytał, po czym dodał pospiesznie – nie żebym o to dbał.
– Po co? Uchiha, na litość boską, mówiłam ci starsi i słabi egzorcyści pchają się do władzy. Jak któremuś z nich uda się zniszczyć Akastuki to na bank zostanie jakimś kage, czy bóg wie czym.  
Ruda dała mu czas na przetrawienie informacji, a sama wyciągnęła papierosy i odpaliła jednego, zaciągając się aromatycznym zapachem fajek, które podpatrzyła u swojego przełożonego i notorycznie podkradała mu paczki, aż w końcu zdradził je skąd je szmugluje. Prywatna firma z jakiejś niewielkiej wysepki na Ziemi, która robi fajki na zamówienie, najwyższej jakości, z najlepszego tytoniu i dodatków. Wszystko dla kochanego dyktatora i braciszka. 
– Powiedziałaś, że ukryjesz informacje o mnie przed Seon za moją pomoc? Co mam zrobić? – usłyszała głos Uchihy.
Wargi Hitomi rozciągnęły się w uśmiechu.
– To mi się podoba Uchiha, przechodzisz od razu do konkretów.
– Nie przeginaj – mruknął brunet.
Ruda prychnęła i przekręciła oczami.
– Powiem ci, kiedy będziesz mi potrzebny. 
Uchiha zmierzył spojrzeniem dziewczynę. Nie ufał jej, ale też nie uważał, że kłamie. Znał naturę szpiegów lepiej niż ktokolwiek, więc dwulicowość, wciskanie niby logicznego kitu i te sprawy miał w małym palcu. 
– Mam jeszcze jeden warunek.
Hitomi mrugnęła zaskoczona.
– Co? Nie mam mowy.
– Coś czuję, że czeka mnie długa, intymna rozmowa z Madarą – zakpił brunet.
– Mów – westchnęła.
– Przedstawisz mnie swojemu przełożonemu.
– Heee?! Po co?! 
– To już mój problem. W zamian za to tymczasowo uwierzą w to co powiedziałaś, będę milczał i pomogę ci, to chyba sporo? 
– Tymczasowo uwierzysz? No tak, szpieg i szpieg, niezbyt zgrany z nas duet – westchnęła. - W porządku, Uchiha, więc... hmm... układ? - wyciągnęła dłoń przed siebie.
– Na to wygląda – powiedział podając jej rękę. Zacisnął ją mocno i gwałtownie przyciągnął do siebie dziewczynę.
– Tylko spróbuj mnie wyrolować – ostrzegł mierząc ją spojrzeniem.
– To samo tyczy się ciebie, Uchiha – odparła. 
Itachi puścił ją i odsunął się.
– Zabierz mnie do niego teraz.
– Teraz?! Uchiha, do reszty cie popierdoliło?
Brunet westchnął cicho.
– Kiedy więc proponujesz? Jak wrócimy, polecisz do Madary i kto wie kiedy będzie szansa na opuszczenie organizacji? - mówił znudzonym głosem jakby wszystko powinno być dla niej aż nadto oczywiste.
Hitomi milczała przez chwilę. Spuściła głowę i odetchnęła głośno. Ten dupek wsadzi ją w wielkie tarapaty...
– W porządku. Daj mi kwadrans. Między-wymiarowy portal musi być szczególnie dokładny.
– Więc się przyłóż – mruknął siadając w fotelu.
Rudowłosa myślała wcześniej, że nie da rady bardziej nienawidzić Uchihy. Jakkolwiek było to możliwe.
***

Na przyjęciu bawiłam się przednio... Eh chciałabym tak powiedzieć. Jednak rzeczywistość była zgoła inna. Łaziłam od stolika do stolika, znudzona jak na przyjęciu dla emerytowanych kolejarzy. Chociaż nie, tam chociaż mogły się jakieś ciekawe historie usłyszeć. A tu tylko jedno i to samo. Najnowsza sztuka mamy. Hamlet to Hamlet tamto. Wszyscy się ekscytują choć premiera jest dopiero jutro wieczorem. I później kolejne przyjęcie. Chwała bogom mnie już na tym nie będzie.
– Odrobina socjalizacji ci nie zaszkodzi – usłyszałam chłodny głos obok siebie.
Skierowałam wzrok w bok, lustrując wysoką i smukłą sylwetkę ojca. Przez ostatni rok dorobił się kilku siwych włosów przy skroniach, a wokół jego ciemnych oczu pojawiła się siateczka zmarszczek.  
– Cześć, tato – uśmiechnęłam się – mów co chcesz, widzę, że nie ty też bawisz się przednio.
Lekki uśmiech zagościł na jego twarzy. Wyglądał bardziej na Latynosa niż Brytyjczyka z tą swoją oliwkową, smagłą skórą. 
– Jeżeli chodzi o przyjęcia, to pozostaje w tyle. A skoro nie bawisz się dobrze, może się przejdziemy? - zaproponował i nie czekając na odpowiedź odwrócił się i skierował do wyjścia. Wydawało mi się, że nawet przez głowę mu nie przeszło, że powiem nie. Był zbytnio przyzwyczajony do wydawania poleceń oraz całkowitego posłuszeństwa. Zrezygnowana ruszyłam za nim. 
Myślałam, że poprowadzi nas do salonu bądź gabinetu, jednak przeszliśmy przez salę balową, korytarz i wyszliśmy głównymi drzwiami na dwór. Kurde, zimno. 
– Nie możemy iść, gdzieś gdzie nie panuje subpolarny klimat – mruknęłam, ostrożnie schodząc po schodach.
– Chciałem się przewietrzyć. Wytrzymasz chwilę. 
Udało mi się zejść po schodach i niezbyt pewnie stanąć na asfaltowym podjeździe.
Przeszliśmy kawałek w milczeniu. Obcasy moich czółenek wybijały równy rytm. Czekałam, aż zacznie. I nie wiem czemu, nie miałam ochoty na tą rozmowę. O czymkolwiek miała być. 
– Seon – zaczął.
– Słucham? - odparłam natychmiast.
– Mam do ciebie kilka pytań. Jako moje jedyne dziecko...
Nie mogłam się powstrzymać i prychnęłam. Nie zraziło go to zbytnio.
– Jako moje jedyne dziecko z Elizabeth – uściślił wymieniając imię mamy   – jedyne, które w pełni swoich praw ma przejąć po mnie firmę, gdy umrę lub mi się to najzwyczajniej w świecie znudzi, pytam cię jak dorosłą osobę, czy jesteś gotowa na ten obowiązek. Czy jesteś gotowa porzucić to całe... tą karierę w Zakonie i za kilka lat przejąć po mnie stołek prezesa Lloyd Corporation?
Zatkało mnie. Wciągnęłam zimne powietrze wprost do płuc.
–  Myślałam, że już dawno wyrzuciłeś ten scenariusz. Przecież wiesz, że wybiorę Zakon, jakkolwiek nie czuję do niego znaczniej sympatii i...
– Tak myślałem – powiedział z wyraźną ulgą.
– Widzę, że ci już lepiej – odparłam zgryźliwie.
– Skoro odrzucasz tą możliwość, musisz też podpisać oświadczenie, że twój przyszły małżonek też nie będzie ubiegał się o tą pozycję.
– Co?! Nie mam zamiaru brać ślubu w tym stuleciu!
– I twoje potomstwo również – dokończył niezrażony moim wybuchem.
– Masz jak w banku, że nie będzie żadnego potomstwa – mruknęłam, a on posłał mi spojrzenie typu „gdzie popełniłem błąd?”.
– Jesteś bardzo ugodowa, to dobrze. Musisz tylko pamiętać, że od tych decyzji nie ma odwołania, no chyba, że twój małżonek będzie miał predyspozycję ku...
– Wystarczy – warknęłam. - Poradzę sobie doskonale bez twojej łaskawej propozycji. 
– Tak, Seon, jest tylko jeden problem – westchnął. - Mianowicie twoja matka. Elizabeth nie chce żebyś rezygnowała z tej możliwości i na pewno będzie cię namawiać, żebyś zmieniła zdanie. Zawsze miała na ciebie duży wpływ, więc musisz mi obiecać...
– Wystarczy – powtórzyłam. - Po pierwsze nie mieszaj w to mamy. Po drugie, powiedz mi kiedy było to "zawsze"? Bo nie pamiętam zbyt dużo waszej roli w moim wychowaniu. Odkąd skończyłam dziesięć lat byłam może raz na rok w domu, chociaż nie wiem, czy mogę tak nazywać to miejsce. Może i jesteśmy rodziną na papierze, ale tak naprawdę każdy żyje własnym życiem. I nie mówię, że to źle – ubiegłam go, gdy już zamierzał zaprzeczyć – jest jak jest. Więc nie musisz się obawiać, że twoja firma wpadnie w moje nieodpowiedzialne ręce. I nikt nie ma na to wpływu, nawet mama. Możesz mi zaufać. 
– Zaufać? - powtórzył.
– Dobra, mogę podpisać co tam chcesz, ale w zamian za to, że wyrzeknę się fotela prezesa...
– Warunki? - zapytał unosząc brew i uśmiechając się kącikiem ust.
– Owszem. Zostawiasz wszystko tak jak jest, jeżeli chodzi o mieszkanie w Londynie, utrzymanie mnie oraz nasze ograniczone kontakty.
– Tylko tyle? - wydawał się lekko zdziwiony. 
– Nie jeszcze pięciu przystojnych niewolników i dożywotni zapas skittlesów.
– Co?!
– To żart – mruknęłam zrezygnowana. 
– Hmm, no cóż. Moi prawnicy skontaktują się z tobą, gdy ułożą odpowiednią umowę. 
– Nie mogę się doczekać – odpowiedziałam odwracając się – idę do środka, bo zamarznę. 
– Co to są skittlesy? - zapytał po chwil, zrównując się ze mną.
– Takie cukierki – westchnęłam nie siląc się na dalsze tłumaczenie.
  
Przeszliśmy kawałek w milczeniu. Żadne z nas nie uważało, że podtrzymanie rozmowy jest konieczne. Moje myśli błądziły wokół minionej rozmowy, gdy nagle poczułam ten znajomy sygnał. Jakby jasny punkt pojawił się na moim radarze. Pojawił się i zaraz zniknął. Portal. Tylko dlaczego tutaj? 
– W sumie ja się jeszcze przejdę – uśmiechnęłam się – trochę się stęskniłam za tym parkiem.
– Aaa, jasne – odparł ojciec nie odwracając głowy – tylko się nie przezięb – powiedział tonem sugerującym, że i tak mu wszystko jedno.
Odwróciłam się i najszybciej jak potrafiłam pomaszerowałam w stronę chwilowego źródła energii. Oczywiście mój marsz był nieznośnie spowalniany przez wysokie buty, jednak nie dawałam za wygraną. 
Po kilku minutach dotarłam do, jak mi się wydawało, miejsca, w którym pojawił się portal. 
Obróciłam się dookoła, jednak wśród mroku, gęstych drzew i krzaków nie mogłam zbyt wiele zobaczyć. Moje kostki oplatała mgła znad jeziora, a z daleka słyszałam stłumione odgłosy przyjęcia. Tu jednak panowała cisza, niezmącona nawet powiewami wiatru.
– Seon, co ty tu robisz? - usłyszałam znienacka znajomy głos. Zdziwiona i lekko przestraszona obróciłam się gwałtownie i o mało nie upadłam, gdy moje czółenko poślizgnęło się na wilgotnej trawie...


*********************
Ok, tu gdzieś powinno się znaleźć "cdn." ;)

Wyrobiłam się! Na zakończenie swoich wakacji udało mi się opublikować kolejny rozdział. Szczerze powiedziawszy tak się rozleniwiłam, że nie mam najmniejszej ochoty na naukę itp. Oj, Blcak, Black, nie będą z ciebie ludzie :D 
No cóż... Z niecierpliwością czekam na wasze opinie i uwagi, i w miarę możliwości postaram się na nie odpowiedzieć :) 

Trzymajcie się i nie dajcie jesieni <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz