poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział XXIX - Frustracja


Notka pisana przy jednej z moich ulubionych piosenek Buck Tick [KLIK]
A tak przy okazji to wokalista w młodości wyglądał trochę jak Itachi :P Nie sprawdzajcie tego, bo to subiektywna ocena powalonej Black. Chociaż, miał nawet takie długie, czarne włosy... ehh nieważne.

Zapraszam do lektury ;)
********
                Stał oparty o zimną ścianę, przyglądając się śpiącej dziewczynie. Jej niezdrowo bladą, spokojną twarz zdobił błogi uśmiech. Westchnął. Ayumi zaaplikowała jej tyle morfiny, że Seon pewnie nie będzie nic czuła jak się obudzi. Kolejny raz tego dnia, nerwowym gestem, przeczesał włosy. Od pieczętowania minęła dokładanie doba, a brunetka wciąż była nieprzytomna; jej stan poprawił się nieco, ale odwodniony, wycieńczony organizm potrzebował odpoczynku. Chociaż sama Ayumi przyznała, że dość szybko się regeneruje. 
                Itachi podszedł do łóżka i musnął opuszkami palców jej chłodną dłoń, która zazwyczaj była przyjemnie ciepła. Usiadł na krześle obok; był już zmęczony. 
Ręka dziewczyny drgnęła i zacisnęła się na jego palcach. 
- Itachi? - jej głos był prawie niedosłyszalny.
- Seon? - brunet poderwał się i spojrzał na dziewczynę. - Jak się czujesz?
- Doskonale – odpowiedziała z uśmiechem wpatrując się w jego twarz błyszczącymi oczami. Jej spojrzenie było odrobinę zamglone, Itachi zrzucił to na działanie środków przeciwbólowych.
- Gdzie jestem? Ile spałam?
- Byłaś nieprzytomna jakąś dobę, a jesteś w pokoju, obok gabinetu Ayumi. 
                - Aż dobę? - brunetka zmarszczyła brwi jakby usiłowała przypomnieć, co wydarzyło się zanim straciła przytomność. Przez jej twarz przeszedł dziwny grymas. Odwróciła wzrok. 
- Trochę się martwiłem – rzucił Itachi na pozór lekkim tonem. 
- Itachi? - jej głos nieco się zmienił. - Idź się położyć. Wyglądasz na zmęczonego.
- Nie jestem... 
- Proszę, idź – przerwała mu. 
Westchnął.
- W porządku. Odpoczywaj.
***
                Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, odetchnęłam głęboko i zakryłam twarz dłońmi. Łzy nie chciały płynąć, a z moich ust wyrwało się coś, pomiędzy szlochem, a westchnieniem. Gdybym tylko mogła, wstałabym i rzucała wszystkim, co wpadłoby mi pod rękę.
                Złość się we mnie burzyła; złość pomieszana ze wstydem. Nie dość, że tak ciężko było mi spojrzeć Itachiemu w oczy, to czułam się paskudnie zapewniając, że wszystko jest w porządku.
                Jak tylko wrócą mi siły rozstrzygnę sprawę z Madarą do końca. Albo ja go zabiję, albo on mnie. Nie będę zwalać moich spraw na barki innych.
***
                Wieczory w Konoha nigdy nie były ciche i spokojne. Wszechobecne rozmowy, śmiechy dobywające się z licznych barów i restauracji stanowiły zwyczajną kakofonię miasta. Pośród licznych, wąskich ulic, oświetlonych pojedynczymi latarniami, stał jeden niczym niewyróżniający się sklep. Zamazany napis, pozwał odczytać tylko pojedyncze litery. Okna zasłaniały bambusowe żaluzje, przez które przebijało się wątłe światło, kreśląc na drewnie sylwetki dwóch osób. 
                Jeden z nich był wysokim brunetem, o nieco dziewczęcej urodzie, z mnóstwem kolczyków w uszach. Na jego twarzy malował się zakłopotany wyraz, a oczy nie potrafiły ukryć iskry paniki. 
- Powtarzam po raz setny. Nie wiem, gdzie ona jest.
- Shinichiro – długowłosy mężczyzna, o przenikliwych szkarłatnych oczach nie starał się nawet ukrywać irytacji. - Jeżeli mi nie powiesz, będziesz tu tkwił do końca życia.
- Przysięgam, że nie wiem! - w jego głosie zabrzmiała nutka paniki – Shiroyama-san musisz mi uwierzyć!
- Powiedz mi gdzie jest Seonidal to unieważnimy twoją karę, będziesz mógł powrócić na Ziemię i żyć jak kiedyś. Chyba nie satysfakcjonuje cię praca tutaj?
                Shin poczuł przypływ paniki, oczywiście, że chciał się stąd wyrwać, ale nie za cenę szczęścia przyjaciółki. 
- Nawet, gdybym chciał wam powiedzieć, to przysięgam, że nie wiem gdzie jest Seon! Poza tym, gdyby chciała, na pewno by się z wami skontaktowała.
- Dezercja jest przestępstwem – rzucił sucho Shiroyama – nie ma jej już ponad dwa miesiące, a Najwyższa powoli traci cierpliwość. Shinichiro, Seon zupełnie zlekceważyła swoje obowiązki i została w tym świecie. To niedopuszczalne. Powinna jak najszybciej skontaktować się z nami, a nie zostawać tutaj tylko przez to, że nie umie wytworzyć portalu ze stuprocentową gwarancją na dodarcie do celu. 
                Brunet spojrzał na podwładnego z wyrazem bezsilności w oczach. Shiroyama  prychnął i podszedł do chłopaka, zmuszając go tym samym do cofnięcia się o kilka kroków. Plecy Shina napotkały opór w postaci zimnej ściany. Ręka srebrnowłosego mężczyzny wylądowała tuż obok twarzy bruneta. Drugi Strażnik Najwyższej Egzorcystki przybliżył się do chłopaka, który z trudem ukrywał zaniepokojenie. 
                - Dla nas wszystkich będzie lepiej, jeśli powiesz, gdzie ta małą dziwka się podziewa – wysyczał przez zaciśnięte zęby – nie mam zamiaru szukać jej po wszystkich światach, na których mamy swoje oddziały.   
Shin nie odezwał się. Ze strachu zapomniał o oddychaniu, a całą jego uwagę pochłonęły czerwone tęczówki Shiroyamy. 
                Nagle silna dłoń mężczyzny zacisnęła się na nadgarstku chłopaka.
- Wracamy do Zakonu, tam Oddział Badawczy wyciągnie z ciebie potrzebne informację - mruknął.
- To na nic, nie wiem gdzie jest Seon – upierał się brunet. 
- Kurwa – przeklął srebrnowłosy – niedawno w tym świecie, gdzieś w tym obszarze Oddział Nawigacyjny wykrył ogromne źródło mocy. Nie ma tu żadnych samorodnych talentów, a egzorcyści to stare pierniki. Pozostaje więc tylko jedna opcja. Egzorcysta na dezercji – czyli w tym wypadku tylko Seon. 
                - Nie spotkaliśmy się – powiedział twardo Shin – ten świat jest tylko odrobinę mniejszy od Ziemi i prawdopodobieństwo spotkania się tu jest niemalże zerowe. 
- Nie pierdol – powiedział zdenerwowany egzorcysta. - Na pewno, gdzieś tu jest i prędzej czy później to odkryjemy. Do tego czasu mniej się na baczności, chłopczyku – uśmiechnął się zimno i ruszył do drzwi. Jego czarny, długi płaszcz – element obowiązkowego munduru dowódców wyższych szczebli – powiewał za nim, niczym skrzydła kruka. Długie, srebrne włosy, doskonale z nim kontrastowały. 
                Gdy rozległ się trzask zamykanych drzwi, Shin opadł na krzesło oddychając z ulgą. 
- Kurwa mać – zaklął przecierając dłonią twarz. Seon wpakowała się w niezłe tarapaty, pomyślał, ten facet to cholernie niebezpieczny człowiek i cholernie uparty. Nawet nie chce myśleć co ją czeka.
Chłopak podszedł wyciągnął lodowatą wodę z lodówki i łapczywie upił kilka łyków nawilżając wyschnięte z nerwów gardło.
***
                Atramentowe niebo rozświetlały jasne gwiazdy, księżyc zniknął całkowicie, dając im pole do popisu. Lekkie podmuchy wiatru muskały moje policzki i pojedyncze kosmyki włosów. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju, po czym znów zwróciłam wzrok w stronę sklepienia. Siedziałam na szerokim parapecie, a pode mną rozciągał się zatopiony w mroku las, z którego co jakiś czas dochodziły odgłosy dzikich zwierząt. 
                Dwa dni temu Ayumi łaskawie pozwoliła wrócić do normalnych zajęć, choć nie była zadowolona, że spędziłam u niej „zaledwie” pół tygodnia, które dla mnie przejawiło się jako nieustanna tortura, przerywana jedynie krótkimi wizytami Itachiego.         
                Członkowie Aka nie mieli łatwo i choć pieczętowanie odbyło się bez komplikacji, Lider nie dał im wiele wolnego. Oprócz Sasoriego i Deidary, którzy dalej byli na rekonwalescencji u Ayumi, reszta Brzasku musiała zebrać tyłki i ruszać na krótkie misje, które wciąż mnożyły się jak grzyby po deszczu, dając Liderowi powód do narzekań, że ma za mało ludzi. Ostatnimi czasy nawet Madara alias Tobi, musiał wziąć jakieś z pozoru banalne zadania i wynieść się z siedziby. Nie powiem, że wprawiało mnie to w zmartwienie, wręcz przeciwnie byłam zadowolona, że ten natręt nie czai się gdzieś w pobliżu. W każdym razie nie powinnam o nim zapominać i jak najszybciej wymyślić sposób na pozbycie się go z mojego życia. Muszę tylko dowiedzieć się o nim więcej, o sposobie w jakim walczy, o jego zdolnościach i obecnych możliwościach. On zapewne wie o mnie wszystko, więc stawia mnie to w nieciekawej pozycji.
                - Ta mina nie wróży nic dobrego – usłyszałam tuż nad swoim uchem znajomy głos. Początkowy wyraz zaskoczenia, natychmiast przykryłam lekkim uśmiechem, choć w środku ukuło mnie poczucie winy. Znów mam kłamać, oszukiwać, udawać. Nienawidziłam tego robić, nienawidziłam być taka w stosunku do niego. Nie mogłam zdobyć się na to, aby spojrzeć mu prosto w oczy. 
- Jak misja? - zapytałam chcąc skierować rozmowę na banalne tematy. Wbiłam wzrok w obraz za oknem.
- Nuda – odpowiedział krótko. 
                Odwróciłam się od okna i zeskoczyłam z parapetu. Jak zwykle bliskość bruneta, działa na mnie jak uspokajający narkotyk, gdy zbliżyłam się do niego i wtuliłam w jego tors. 
- Seon, powiedz mi czy mi się zdaję, czy coś cię dręczy? Bo od pieczętowania jesteś jakby nieobecna – poczułam jak jego palce mocniej zaciskają się na moich plecach. 
Zagryzłam wargi.
- Nic się nie dzieje, po prostu jestem trochę zmęczona – wyszeptałam. 
- Seon – zaczął dziwnie chłodnym tonem. – Dlaczego cały czas jesteś wobec mnie nieszczera? Nie ufasz mi?
- Wcale nie – zaprzeczyłam szybko, odsuwając się od niego. Spojrzałam mu prosto w oczy i to był błąd. Nie mogłam znieść jego wzroku, moje oczy prześlizgnęły się po otoczeniu szukając punktu, na którym bez problemu mogły by się skupić. 
- Nie jestem wobec ciebie nieszczera – starałam się brzmieć przekonującą – ja... - urwałam. Co ja właściwie chce mu powiedzieć? 
- Itachi – zawahałam się przez chwilę, jednak wzięłam się w garść - są sprawy, którymi muszę zając się sama i ani ty, ani ktokolwiek inny mi nie pomoże – zabrzmiało to chłodniej niż zamierzałam. 
                Brunet nie starał się już nawet ukrywać irytacji. 
- Możesz mnie łaskawie oświecić co to za sprawy?
Nie odezwałam się. Stałam przed nim jak kretynka i nawet nie umiałam wymyślić jakiejkolwiek wymówki. Czegoś co by go uspokoiło. 
- Zgaduję, że nie – zrobił krok w moją stronę. Odruchowo chciałam się cofnąć, jednak za nim zdążyłam cokolwiek zrobić, złapał mnie za nadgarstek, drugą ręką ujął mój podbródek i zmusił do spojrzenia mu w oczy.
- Nie pokładam w ciebie, a raczej w twoje umiejętności, aż tyle wiary, żeby bez słowa przyglądać się jak na własną rękę, próbujesz robić coś głupiego. 
- Głupiego? - powtórzyłam. Ze złością strąciłam jego dłoń. - Czyli tylko twoje rozwiązania są mądre?! Według ciebie jestem, idiotką, która nie potrafi sobie poradzić z własnymi sprawami?! Wybacz, że nie jestem taka genialna i inteligentna jak ty! - spróbowałam wyrwać nadgarstek z jego uścisku i o dziwo poszło mi niezwykle łatwo. 
                Zrobiłam kilka kroków w tył i oparłam się o wysoki parapet. Nie spuszczałam Itachiego z oczu. - Dotąd jakoś sobie radziłam, więc nie rozumiem dlaczego sądzisz...
- Seon – przerwał mi – to ja ostatnio cię nie rozumiem. To jest frustrujące; postaw się w mojej sytuacji. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się zachowujesz? Jesteś ciągle nieobecna i zamyślona, a rozmowa z tobą to już prawdziwy wyczyn. Nie wiem. Martwisz się dalszym pieczętowaniem? 
                Przeczesał włosy palcami i usiadł na skraju łóżka. 
- Po prostu mi powiedz – powiedział zmęczonym tonem.
- Nie mog...
- Jeśli tego nie zrobisz, dowiem się własnymi metodami – w jego tonie zabrzmiała ostrzegawcza nuta.
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. 
- Itachi – zaczęłam powoli – to, że jesteśmy razem nie zobowiązuje żadnej ze stron do mówienia sobie o sprawach, które dotyczą...
                - Wystarczy – powiedział cicho opierając łokcie na udach i zatapiając twarz w dłoniach. - Jeśli nie chcesz to nie mów, mam dość. Nie będę cię do niczego zmuszać. Po prostu nie chcę, żeby – odwrócił wzrok i wbił spojrzenie w bok – nie chcę, żeby ci się cokolwiek stało. To wszystko.
- Przepraszam – szepnęłam patrząc w dół. Zsunęłam się na kolana i usiadłam na podłodze. - Przepraszam – powtórzyłam czując jak moje oczy wypełnią się łzami. Kurwa. Jestem skończona idiotką. 
- Jestem zmęczony, idę do siebie – oznajmił kierując się do drzwi.
- Do siebie? - zapytałam lekko zdziwiona.
- Tak, dobranoc – szepnął zamykając za sobą drzwi. 
                Wstałam i powlokłam się na łóżko. Czego ja się spodziewałam? Że zostanie w towarzystwie znerwicowanej i niezrównoważonej emocjonalnie dziewczyny, która nie umie poradzić sobie z własnymi problemami, raniąc przy tym najbliższych. Wyszło na to, że to ja jestem tą złą.
                Pierdolony Madara, teraz mam ochotę go zabić, zarzynając przy okazji siebie i swoją bezmyślność. 
                Nienawidziłam kłócić się z Itachim. Oczywiście zdarzały się nam sprzeczki o banalne rzeczy, jednak nigdy nie pokłóciliśmy się na poważnie. Objęłam dłońmi głowę. Przecież to ja wywołałam tą głupią wymianę zdań! Ja i mój beznadziejny charakter! Jak najszybciej muszę znaleźć najlepsze wyjście z tej patowej sytuacji.
********
Od teraz, rozdziały będę wychodziły raz w miesiącu, niestety częściej nie dam rady publikować :( Spowodowane jest to bardziej lub mniej przyziemnymi sprawami, które pochłaniają większość mojego czasu. Mam nadzieję, że ten Was nie zawiódł.
Z niecierpliwością czekam na Wasze opinie.
Pozdrawiam <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz