poniedziałek, 29 kwietnia 2013

II. Rozdział VI - Itachi


    Hitomi kucała przede mną, jednak głowę miała zwróconą w bok, a usta lekko rozwarte, jakby była zdziwiona. Podążyłam za jej wzrokiem i...
–    Itachi – szepnęłam nie wierząc własnym oczom – teraz to już na pewno mam majaki.
–    Poszukaj medyka – zwrócił się do rudej, która o dziwo wstała i bez słowa zniknęła.
Gdy klęknął przy mnie, złapał za nadgarstek i zaczął badać puls, poczułam wątpliwości czy to rzeczywiście mara. 
Podniósł głowę, na jego twarzy gościł zmartwiony wyraz.
–    Trzymaj się – szepnął.
–    Naprawdę tu jesteś? - zapytałam usiłując skupić wzrok w jednym punkcie. 
Poczułam lekki dotyk na twarzy, zaraz potem zasnęłam.
***
    Dziewczyna towarzysząca Seon wróciła kilka minut później z jakimś wystraszonym, łysiejącym facetem w średnim wieku.
–    Zajmij się nią – poleciła ostrym tonem, a drobny człowieczek bez słowa sprzeciwu kucnął obok egzorcystki i zaczął egzaminować ranę.
Ruda skupiła wzrok na Itachim.
–    Jesteś z jej organizacji? - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Jak nas znalazłeś? 
–    Czy my się skądś znamy? - zapytał chłodnym tonem. Wydawało mu się, że gdzieś już widział tą rudą dziewczynę.
–    Czy jak ci powiem, nic mi nie zrobisz?
–    Pracujesz dla Madary – ton głosu bruneta był coraz chłodniejszy.
–    W przeciwieństwie do niej wiesz, że nic nie dzieję się przypadkiem. - Zawahała się – Zmienił rozkazy, czy jesteś tu sam z siebie? - zerknęła na Seon.
–    Twoja robota tu się kończy, możesz się skontaktować z Madarą i powiedzieć mu, że jego plan nie wypalił. 
Hitomi stała tępo wpatrując się w bruneta. Była zupełnie skołowana, jednak wiedziała, że nie ma co oczekiwać na wyjaśnienia od tego tutaj. Została skazana na domysły, czego nienawidziła, jednak wolała nie sprawdzać swoich możliwości w walce z członkiem Brzesku. 
–    W takim razie pozwól, że sobie pójdę – po tych słowach zniknęła pozostawiając gęsty, biały obłok.
***
    Potworne pragnienie i pusty brzuch sprawiły, że zmęczony organizm nakazał mi wstać i uzupełnić niedobry w jedzeniu i piciu. 
    Ogromnym, mogłoby się zdawać, wysiłkiem rozchyliłam powieki i mrugnęłam kilkakrotnie. Było mi po pierwsze bardzo wygodnie, a po drugie nie dokuczał mi ból. Można do tego dodać, że najwyraźniej znajdowałam się w jakimś bardzo gustownie urządzonym pomieszczeniu. 
    Tylko burczenie w brzuchu sprawiło, że nie rzuciłam się znów w miękką i pachnącą pościel. 
    Sporym wysiłkiem uniosłam się na rękach do pozycji siedzącej. Zaraz, zaraz, w moich mglistych wspomnieniach wydawało mi się, że widziałam Itachiego, cóż ten apartament nie wygląda na jeden z należących do Zakonu, więc gdzie do cholery podziewa się Uchiha?! 
    Nie zawracając sobie dłużej głowy, wstałam i na miękkich nogach podeszłam do lodówki, gdzie ku mojemu zadowoleniu znalazłam wodę i jakieś inne napoje. Niestety, żadnego jedzenia. Łapczywie przyssałam się do butelki opróżniając ją do połowy, po czym westchnęłam z zadowoleniem i poczęłam mozolną wędrówkę z powrotem do łóżka. Wtedy mój organizm zbuntował się. Zakręciło mi się w głowie, mięśnie zrobiły jak z waty, a obraz przed oczami zaczął się ściemniać. Odruchowo przytrzymałam się najbliższej rzeczy, którą niefortunnie okazało się coś delikatnego i kruchego. Usłyszałam głośny trzask, a wokół moich stóp rozprysły się tysiące drobnych odłamków. No pięknie Seon, pogratulowałam sobie w myślach. O bogowie ile bym dała, żeby się położyć. Tym razem udało mi się przytrzymać stolika na którym ta niefortunna, jak mniemam waza stała. Zamrugałam kilka razy, jednak nie odzyskałam ostrości widzenia. Chcę się położyć, nie wytrzymam tak dłużej. Nie...
–    Cholera, Seon, co ty wyprawiasz?! - bardziej poczułam niż zobaczyłam jak ktoś, znaczy się Itachi, bierze mnie na ręce i zanosi na łóżko.
–    Ciemno – mój głos brzmiał cicho i chrapliwie. 
–    Ciśnienie – mruknął, zaraz potem usłyszałam jak otwiera okno. Gdy poczułam jak obejmuje dłońmi moje kostki, zaśmiałam się głośno.
–    Łaskocze! 
–    Cicho głupku, trzeba ci wyrównać ciśnienie. Po co w ogóle wstawałaś?! Przecież nawet dziecko wie, że jak się leży nieprzytomnym trzy dni to nie należy gwałtownie wstawać i urządzać wycieczki po pokoju!
–    Chciałam pić – wytłumaczyłam się cicho. 
W odpowiedzi usłyszałam ciche westchnienie.
–    Lepiej?
–    Tak – mruknęłam obrażona, że na mnie, nieświadomą niczego ofiarę, tak się wydziera. Choć musiałam przyznać, że poczułam się o niebo lepiej mogąc zobaczyć jego twarz tuż nad moją. 
–    Głupia – parsknął i wyprostował się.
–    Sam jesteś głupi! - zirytowałam się podnosząc do pozycji siedzącej, czego natychmiast pożałowałam.
–    Leż – odparł popychając mnie na materac. - Naleje ci wody do wanny, przyda ci się porządna kąpiel. 
–    Tylko gorącą, nienawidzę letniej wody.
Gdy wstawał złapałam go za rękę i dodałam.
–    I zamów coś do jedzenia, chyba że chcesz mieć zwłoki w wannie.
–    Dobrze, już dobrze – westchnął mierzwiąc mi włosy.
***
    Odświeżona i najedzona w końcu czułam się jak człowiek. Pomijam oczywiście doskwierający ból w trzewiach oraz chwilowe „zawirowania” kiedy utrzymanie równowagi graniczy z cudem. Z niepokojem stwierdzałam, że im moja kondycja fizyczna lepsza tym psychiczna gorsza. Miało na to wpływ kilka czynników, jednym i najważniejszym z nich było poukładanie sobie w głowie ostatnich wydarzeń, wyciągniecie z nich wniosków i określenie, że moja przyszłość nie rysuje się zbyt różowo. 
    Wylegiwałam się na łóżku przysłuchując szumowi wody z łazienki. Itachi brał prysznic już od dobrych dwudziestu minut, co było dziwne w porównaniu z tym, że zazwyczaj wyrabiał się w jakieś pięć. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się co się stało działo ze mną i Hitomi po naszej brawurowej ucieczce, więc nie uśmiechało mi się tyle czekać.
    Zniecierpliwiona wyszłam z łóżka i zaczaiłam się na niego siadając w fotelu niedaleko drzwi od łazienki. Po kilku chwilach, ku mojej uciesze, szum wody ustał, a zaraz potem zobaczyłam jak drzwi się uchylają. Uchiha miał na sobie tylko niedbale zawiązany szlafrok, a z jego wilgotnych włosów ściekały krople wody, na której o mało się nie zabiłam, gdy zadowolona jak dziecko, podbiegłam do niego, poślizgnęłam i oboje upadliśmy na miękki dywan. 
Itachi jęknął z bólu, a ja zaczęłam się śmiać jak głupia. Moja sytuacja była o tyle lepsza, że leżałam na nim i moje mięśnie nie ucierpiały w upadku. 
–    Za jakie grzechy – westchnął Itachi zawalając mnie z siebie.  -  Wydaje mi się, że lepiej dla mojego zdrowia byłoby cię tam zostawić.
–    Oj, nie przesadzaj – uspokoiłam się i mogłam już w miarę normalnie mówić. 
Gdy zobaczyłam, że ma zamiar wstać objęłam go mocno i wtuliłam się w plecy bruneta chłonąc nieco słodkawy zapach szamponu. Ku mojemu zdziwieniu na reakcje nie trzeba było długo czekać. Itachi odwrócił się i popchnął mnie z powrotem na dywan. Jego gorące wargi wpiły się w moje żarliwie, z niecodzienną pasją, z tęsknotą spowodowaną tą krótką, zaledwie tygodniową rozłąką, która dla nas była całą wiecznością. Zacisnęłam palce na jego ramionach, czując jak niesamowite gorąco rozlewa się wzdłuż mojego ciała. Prawie zdarłam z niego szlafrok, podczas gdy on mocował się z moją bluzką. Elementy garderoby jeden po drugim lądowały wokół nas. Byliśmy cholernie niecierpliwi, nie przeszkadzała nam twarda podłoga, od której dzielił jedynie cienki dywan, ani walające się gdzieniegdzie resztki nieszczęsnej wazy.
***
–    Ej, nie śpi – mruknęłam opierając się na klatce piersiowej Uchihy.
–    Taki mechanizm – szepnął muskając moje włosy. Czułam przyspieszone bicie jego serca i miarowo unoszący się tors.
–    Tęskniłeś?
–    Pytasz mnie o to setny raz – mruknął poirytowany.
–    Ostatni raz, powiedz to – uśmiechnęłam się prosząco.
–    Cholera Seon. Mam ci opowiadać ckliwą historię poranków bez ciebie?
Zaśmiałam się głośno.
–    Kocham cię – pocałowałam go w szyję.
Pod wpływem chwili zapomniałam, że miałam wypytać Uchihe o ostatnie wydarzenia. Jednak jakoś nie spieszyło mi się do poruszania tego tematu. Ku mojemu niezadowoleniu zrobił to Itachi. 
–    Seon?
–    Hmm?
–    Nie sądzisz, że powinnaś mi opowiedzieć co nieco o tym całym zamieszaniu z misją od Madary? - zapytała zmieniając ton na bardziej rzeczowy.
Usiadłam na łóżku okrywając się kołdrą. 
–    Stary skurwiel – parsknęłam – widocznie chce się mnie pozbyć i ... – zawahałam się.
    Brunet czekał cierpliwie. Pozbierałam myśli. Poukładałam sobie ostatnie wydarzenia i opowiedziałam mu wszystko pomijając to co działo się z winy mojej głupoty, to jest sprzeczkę z Shiroyamą i niezbyt przyjemne spotkanie z Torą. Itachi zrewanżował się krótką historią ostatnich trzech dni. 
    Wynikało z niej, że Hitomi zniknęła; zapewne poszła do Madary, aby złożyć raport. Nie czułam do niej urazy, mimo wszystko pomogła mi wydostać się z siedziby egzorcystów, chociaż na dłuższą metę nie była to najbardziej fortunna decyzja. Wtedy wszystko byłoby prosto. Poszłabym do Zakonu i może, gdyby mi się poszczęściło, wróciłabym do tego świata po jakimś czasie. Teraz rzeczy się pokomplikowały i szczerze mówiąc sama nie wiem jak z tego wybrnąć. 
    Jedyną rzeczą jaka mnie tu trzyma jest Itachi. Pomimo że przywiązałam się do Akatsuki i jej członków, nie mam zamiaru należeć do organizacji, której tajemniczy Lider nagminnie próbuje się mnie pozbyć. 
    Z drugiej strony jestem świadoma, że Zakon znajdzie mnie w przeciągu kilku dni. Nie było sensu uciekać, ukrywać się i przedłużać tego co już dawno powinno się stać.
    Zacisnęłam dłonie na materacu.
    Najwyższy czas podjąć decyzję.
*********************
Yayy, w końcu długi weekend i trochę więcej czasu ;) Zanim zacznę swoją wędrówkę po licznych cmentarzach, postanowiłam opublikować najnowszą notkę. Niewiele się w niej dzieje, ale mamy wielki powrót Itacza ;) A w następnym rozdziale Seon podejmie  ważną dla opowiadania decyzję ;)
Czekam na Wasze opinie, w miarę możliwości postaram się na nie odpowiedzieć ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz