poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Rozdział XIX - Strach i spokój


                  Wydawało mi się, że minęła cała wieczność odkąd zaczęłam biec. Mój oddech stawał się coraz cięższy, a mięśnie odmawiały posłuszeństwa. Mimo to nie zatrzymałam się. To dziwne uczucie rozlewało się po moim ciele. Strach. Przecież teraz, kiedy nie mogę używać swojej mocy, jestem zupełnie bezradna. Słaba. Żałosna. 
Zacisnęłam dłonie w pięści. Przez te wszystkie lata odkąd opanowałam swoją moc, strach wydawał mi się odległym uczuciem. Teraz czułam go tak wyraziście jak nigdy. Zdawał się biec tuż obok i szeptać do ucha niepokojące słowa. Zmuszał do wyostrzenia zmysłów, do bycia w ciągłej gotowości. Wysysał ze mnie siły. 
                  Nagle moja noga zahaczyła o wystający z ziemi konar. Upadłam na ziemię obcierając przy tym łokcie i kolana. Zderzenie z twardą ziemią bynajmniej nie należało do najprzyjemniejszych doświadczeń. Zaklęłam i podniosłam się na nogi. Oparłam ręce na udach i złapałam kilka głębszych oddechów. 
- Jejku, jejku już myślałem, że nigdy nie przestaniesz biec, Seonidal – męski głos rozległ się gdzieś w górnych partiach drzew. Zaraz potem przede mną zmaterializował się mężczyzna, którego twarz ukryta była za maską Skrytobójcy Kiri-gakure.
Mimo beznadziei sytuacji w jakiej się znalazłam, odetchnęłam z ulgą widząc shinobi, a nie egzorcystę. 
- Seonidal, hmm, nazwisko: nieznane, umiejętności: nieznane, aktualne zajęcie: członek Akatsuki, status: poszukiwany przestępca – mężczyzna wymienił to wszystko tak, jakby miał przed sobą Książkę Bingo z moim profilem – jejku, jejku, naprawdę niewiele o tobie wiemy. 
- W każdym razie, przy każdym członku Brzasku mamy napisaną dodatkową wskazówkę. Zlikwidować – choć nie widziałam jego twarzy wydawało mi się, że się uśmiecha wypowiadając ostatni wyraz. Zaraz potem moje wszelkie wątpliwości zostały rozwiane, gdy shinobi ściągną maskę i odrzucił ją w bok.
- Muszę ci się lepiej przyjrzeć – powiedział patrząc na mnie zimnymi jak lód, stalowoszarymi oczami. Nie mógł mieć więcej niż trzydzieści lat. Miał długie blond włosy i demoniczny uśmiech przyklejony do twarzy.
- Naprawdę ciekawy z ciebie okaz. Słyszałem, że masz jakieś niezwykłe zdolności? Może je zaprezentujesz? Co ci szkodzi,w końcu i tak zginiesz – blondyn mówiąc to wszystko nie przestawał się upiornie uśmiechać.  
Chciałam się cofnąć, jednak strach sparaliżował moje mięśnie. Choć wmawiałam sobie, że mam się uspokoić i opanować, nie mogłam nic zrobić. 
- Nie chcesz mi jej pokazać? Szkoda – po tych słowach zniknął. Zaraz potem uderzyłam plecami o pień drzewa, nadal czując jego piekielnie silną pięść w okolicach podbrzusza. Cholera. Nie mam szans. Muszę użyć jakiegoś egzorcyzmu, inaczej mnie załatwi.
- Zmieniałaś zdanie? - shinobi stanął przede mną naciągając rękawiczkę na dłoń – Bo zaczynasz mnie nudzić – dodał zimnym tonem.
Cholera. Walić to. Walić Zakon i ten zakaz. Tak czy inaczej i tak jestem skończona. 
- Dobra – powiedziałam, dziwiąc się  przy tym słysząc jak zuchwale brzmi mój głos, biorąc pod uwagę fakt, że w środku trzęsłam się ze strachu – jak chcesz to ci pokaże.
- Nareszcie – westchnął zadowolony, uśmiechając się przy tym upiornie – już myślałem, że mnie zanudzisz na śmierć.
Wstałam opierając się o pień. Ból dokuczał mi przy każdym ruchu. Ignorując go złączyłam dłonie razem i skupiłam się. 
- Egzrocy...
Nagle czyjaś sylwetka zmaterializowała się tuż przede mną. Mężczyzna odwrócony był do mnie plecami, jednak jego głosu nie mogłabym pomylić z żadnym innym.
- Wybacz, że tak długo czekałaś, Seon.
- Itachi! - zawołałam zdziwiona, jednak zaraz potem opanowałam się i mruknęłam – nie spieszyłeś się zbytnio. 
- Zlikwidowanie tamtych shinobi zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałam – powiedział niewzruszony – w każdym razie, tu nie zejdzie mi długo. 
- Hahaha, wybiłeś cały mój oddział? - zaśmiał się szaleńczo blondyn – Tak jak się spodziewałem, Uchiha Itachi. Te pionki nie były wystarczająco dobre dla ciebie.
- A myślisz, że ty jesteś? - w zimnym głosie Itachiego dało się wyczytać kpinę. 
- Zobaczymy – odpowiedział niewzruszony shinobi.
Moje oczy nie dostrzegły nawet tego, kto wykonał pierwszy ruch. Chwilę później pojedynek był zakończony. Itachi nawet nie zaszczycił trupa spojrzeniem. Podszedł do mnie i spytał.
- Wszystko w porządku?
- Jasne. Na pewno nie żyje? - zapytała patrząc na ciało blondyna.
- Tak. Przeciąłem mu tętnice.
- Przeciąłeś mu tętnice i nie masz na sobie anie kropli krwi? - zapytałam nie dowierzając.
- Shinobi musi zabijać tak, żeby nie splamić rąk krwią wroga.
- Chodź – dodał po chwili – nie mamy wiele czasu.
- Yhmm – westchnęłam i zrobiłam krok do przodu. Natychmiast tego pożałowałam czując jak moje wnętrzności zalewa fala bólu. Krajobraz wokół rozmazywał się, poczułam, że tracę równowagę. Przed upadkiem na ziemie ochroniły mnie dłonie Itachiego, które pewnie zacisnęły się na moich ramionach. 
- Cholera – zaklął pod nosem, siadając razem ze mną na trawie – Seon, jesteś przytomna?
- Yhm – potwierdziłam cicho. Głowa i plecy, którymi wyrżnęłam o drzewo, bolały niemiłosiernie. Nie wspominając już o brzuchu. 
- Kręci ci się w głowie?
- Trochę.
- A oprócz tego...?
- Jestem trochę poobijana, ale to nic. Zaraz...
- Nie ma mowy – uciął czarnowłosy – przecież widzę, że nie dasz rady nigdzie iść.
- Ale...
- Mówię, że nie. A teraz śpi.
Poczułam jak lekko dotyka mojego czoła. Zaraz potem zapadłam w głęboki, długi sen.
***
                  Obudziły mnie jasne pomnienie słońca, które uparcie wdzierały się pod powieki. Nie dając mi dalszej szansy na sen.
- Cholera – zaklęłam naciągając kołdrę na głowę. Zaraz, kołdrę?
- Obudziłaś się już? - usłyszała znajomy głos.
- Itachi? Gdzie jesteśmy? - zapytałam patrząc na czarnowłosego, który siedział obok czytając książkę. 
- W hotelu. Do siedziby pozostał jakiś dzień drogi, więc jak wyruszymy dziś wieczorem to spokojnie zdążymy na czas. 
- Hmm – usiadłam na łóżku rozglądając się po pomieszczeniu. Najzwyklejszy, bezosobowy pokój. Jak w każdym hotelu. Problem stanowiło tylko jedno łóżko, na którym ja aktualnie siedziałam z Itachim. Jednak on nie przejmując się tym powrócił do czytania lektury. 
- Nie było innych pokoi?- zapytałam z rozbawieniem.
- Są wakacje – mruknął Itachi nie poruszony moją aluzją. 
- Wiem, wiem – westchnęłam, nie mając siły na kolejne próby wydobywania z niego jakichkolwiek emocji - W każdym razie pozwól, że prześpię się jeszcze trochę – mruknęłam kładąc się z powrotem.
***
Konoha
Pokój hotelowy
- Sasori? - zapytał Deidara odrywając wzrok od krajobrazu rozciągającego się za oknem– co z nią?
- Jak zwykle się nie odzywa, ale przynajmniej mam pewność, że to właściwa osoba. Miała przy sobie teczkę z różnymi dokumentami. Znalazłem też jej identyfikator, więc nie ma mowy o pomyłce. 
- Jesteś pewien, że nie zwieje?
- Jasne – lalkarze podszedł do blondyna i objął go ramionami. Jego usta zbliżyły się do warg blondyna i cicho wyszeptały – mamy teraz chwilę wolnego.
- S-Sasori – Deidara jak zwykle się zarumienił, gdy rudy złożył na jego ustach mocny, namiętny pocałunek. Popchnął blondyna na łóżko i pochylił się nad nim delikatnie przesuwając dłońmi wzdłuż jego torsu. Zacisnął palce na krawędzi koszuli i pewnym ruchem ściągnął ją z Deidary. W ślad za koszulką poszyły spodnie, które opadły na podłogę w błyskawicznym tempie. Sasori również pozbył się swoich ubrań, w samych bokserkach wszedł na łóżko i oparł się na łokciach tuż nad blondynem. Tym razem jego pocałunki były mocniejsze, bardzo niecierpliwe. Dłonie blondyna zacisnęły się na plecach lalkarza. Usta Sasoriego szybko zsuwały się coraz niżej, wzdłuż szyi i torsu kochanka. 
- Jesteś niecierpliwy, danna – powiedział Deidara, gdy lalkarz przerwał pieszczoty, podniósł się lekko i znów wycisnął na ustach blondyna  mocny pocałunek.
- Przymknij się – mruknął Sasori przenosząc pocałunki za ucho blondyna. Jedną ręką pieścił jego brzuch, stopniowo schodząc niżej. Jak zwykle poczuł satysfakcję natrafiając na twardą męskość uwydatniającą się przez cienki materiał bokserek. Usta Sasoriego całowały tors Deidary schodząc coraz niżej. Wysunął język i zaczął mocno pieścić delikatnie mięśnie na wątłym brzuchu blondyna. Dłoń lalkarza wsunęła się pod bokserki Deidary i ujęła jego sztywną męskość, poruszył nadgarstkiem sprawiając, że stał się jeszcze twardszy. Rudy z satysfakcją usłyszał serię westchnień jaka wydobyła się z usta kochanka, który drżał z podniecenia i emocji. Jego palce mocniej wbiły się w plecy lalkarza, a delikatnie usta całowały jego ramiona i szyję. Sasori wzmocnił ruchy ręki i przyśpieszył tempo. Po krótkiej chwili Deidara doszedł z głośnym jękiem. Jego nasienie ubrudziło mu dłonie, ale nie przejmował się tym. Przewrócił blondyna na brzuch i przejechał językiem wzdłuż jego karku i pleców. Blondyn wbił twarz w poduszkę, która tłumiła wszystkie jego jęki i westchnienia. Jego wątłe, blade ciało drżało z podniecenia, a dotyk mocnych, ciepłych dłoni Sasoriego doprowadzał go do szaleństwa. Każdy pocałunek zostawiający mokre ślady na jego skórze był nieziemską rozkoszą, rozpalającą zmysły. Lalkarz szepnął kilka niewyraźnych słów do ucha blondyna muskając je przy tym językiem. Deidara poczuł jak ręce Sasoriego zaciskają się na jego biodrach, a jego sztywna męskość powoli wsuwa się do wnętrza blondyna, który jęknął głośno z przyjemności pomieszanej z krótkotrwałym bólem. Sasori wbił się do końca i zaczął powoli poruszać się we wnętrzu kochanka rozkoszując się jego ciepłem. Blondyn zacisnął palce na prześcieradle i cicho wyszeptał imię Sasoriego. Ten cichy, niewyraźny szept sprawił, że lalkarz poczuł jeszcze większe podniecenie. Jego ruchy stały intensywniejsze i po chwili obaj doszli z głośnym krzykiem odbijającym się echem od nagich ścian pokoju. Sasori opadł na Deidarę owiewając jego kark gorącym oddechem. Blondyn odwrócił się pod nim i objął jego szyję szczupłymi ramionami. 
- Kocham cię, danna.
- Ja ciebie też, blondasku – powiedział całując go namiętnie.
***
                  Gdy się obudziłam był już wieczór. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi rosząc niebo czerwoną  poświatą. Przekręciłam się na drugi bok i rozchyliłam powieki. Itachi spał opierając się o ścianę, jedną ręką podtrzymywał książkę, która leżała na jego brzuchu, a drugą miał opuszczoną wzdłuż ciała. Uśmiechnęłam się lekko, widząc jego spokojną twarz. Był pogrążony w głębokim śnie. Wyglądał niesamowicie, mogłabym spędzić wieczność przyglądając się jego doskonale regularnym rysom twarzy. Wysunęłam dłoń przed siebie i delikatnie musnęłam palce Itachiego. Chłodne. Tak przyjemnie chłodne. 
Nagle drgnął lekko, a ja prawie spadłam z łóżka obawiając się przyłapania na gorącym uczynku. Na szczęście spał dalej spokojnie. Wstałam z podłogi, delikatnie wysunęłam książkę z jego rąk i po uprzednim zaznaczeniu strony odłożyłam ją na półkę. Przykryłam Itachiego kołdrą, po czym odwróciłam się i skierowałam do łazienki. 
                  Piętnaście minut później owinięta w miękki biały ręcznik weszłam do salonu. Itachi nadal spał w najlepsze, wiedziałam, że zawsze miał lekki i niespokojny sen, więc starałam zachować się najciszej jak mogłam. Wyjęłam ubrania z torby i znów skierowałam się do łazienki, żeby się przebrać. W końcu Itachi mógł obudzić się w każdej chwili. Dziś ubrałam czarne, obcisłe spodnie i luźny sweter tego samego koloru. Wciąż wilgotne włosy zostawiłam rozpuszczone.
                  Weszłam z powrotem do sypialni i spojrzałam przez szyby na niebo, które przysłaniała ogromna czarna chmura. Będzie padać, pomyślałam odwracając się od okna, więc najprawdopodobniej wyruszymy dopiero rano, a nie jak planował Itachi pod wieczór. Może tak będzie lepiej...
***
Wybaczcie, że notka dopiero teraz. Nie ma sensu się tłumaczyć, mogę tylko powiedzieć, że kolejna jest już prawie skończona i pojawi się za niedługo ^^
Mam nadzieję, że jakoś znieśliście to yaoi ^^"
Ah i ze względu na przyszłą treść bloga zmieniałam jego "rodzaj" ( nie wiem jak to się nazywa ;)

Dziękuję wszystkim wytrwałym czytelnikom, którzy (nawet nieświadomie) motywują mnie do pisania ;*

Trzymajcie się ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz