- Seon, Seon-chan...- czyiś melodyjny głos wyrwał mnie z krainy snów.
- Hidan? Dlaczego mnie budzisz? - zapytałam zaspanym głosem.
- Już dziewiętnasta! Ile można spać! Wstawaj, zaraz zaczyna się kolejna impreza!
- Spadaj, ja dalej mam misję, nie mam czasu na imprezy i kaca.
- Dalej? Już myślałem, że masz wolne. A to cholerny Lider zabrał ci wakacje.
- Jak dla mnie to może być – westchnęłam wstając, chyba rzeczywiście już wystarczająco się wyspałam – spadaj! Muszę się przebrać!
- Chętnie popatrzę – Hidan w ostatniej chwili uchylił się przed lampką nocną, która z hukiem roztrzaskała się na ścianie.
- Wynocha!
- Ok, ok – Jashinista zabrał swój tyłek z mojego pokoju i nareszcie mogłam się ubrać jak normalny człowiek. Wyszłam z pokoju i o mało co nie wpadłam na siwego.
- Czego tu jeszcze stoisz?
- Na pewno nie idziesz?
- Nie, miłej zabawy – odparłam i ruszyłam do salonu.
- Chyba nie dasz się przekonać – westchnął i zrobił minę z serii „biedny Hiduś” - to może chociaż buziak na dobranoc?
- Nie – odpowiedziałam niewzruszona, choć ta mina była naprawdę mocno przekonująca.
- Jesteś okrutna. – Hidan położył dłoń na klamce i dodał – miłego wieczoru, może tym razem zrobicie jakiś postęp – po tych słowach posłał mi bezczelny i zboczony uśmiech.
- Słuch...? Słucham?
- Dobranoc – puścił mi oko i wyszedł.
Co za kretyn, palant, głupek.... Co on sobie myślał?! Westchnęłam, przeszłam przez salon i klapnęłam na sofę. Z kim ja muszę pracować?
- Seon, idę do Hidana – usłyszałam głos Shina, a potem trzaśnięci zamykanych drzwi.
- Jasne, jasne – mruknęłam. Ci to się dobrali – pomyślałam.
Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę bynajmniej nie snu. Rozmyślałam. Nad czym? Sama nie wiem. Nad wszystkim po trochu. Ostatnio dużo dzieję się w moim życiu, dużo się zmienia, a najbardziej z tego wszystkiego ja. Jutro zabierzemy zwój, spotkamy się z Konan, która przekaże go Liderowi, ale co potem? Przecież nie wrócimy do Konohy. Po utracie tak cennego zwoju na pewno zwiększą ochronę i zabezpieczenia, będą wysyłać patrole w promieniu kilkunastu kilometrów od wioski i uprzykrzą życie każdemu przestępcy. Do siedziby też nie wrócimy, bo jak wiadomo jest w trakcie remontu, chociaż ja podobnie jak Kisame nie zauważyłam tam niczego zniszczonego, ale słowo Lidera jest święte. Jak on sam. Eh, westchnęłam cicho, co potem?
- Seon, idę powłóczyć się po wiosce, umrę tu z nudów jeśli czegoś nie zrobię – tym razem to była Aislin.
- Jasne, miłego wieczoru – mruknęłam, a później do moich uszów dotarło trzaśnięcie drzwi. Taa, zostawcie mnie wszyscy samej sobie. Przeciągnęłam się na sofie i otworzyłam oczy. Mój wzrok natychmiast przykuła postać siedząca w fotelu. Z mojego gardła wydobył się cichy okrzyk zdumienia, a zaraz potem wylądowałam na podłodze. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że oprócz mnie w apartamencie został jeszcze Itachi, który w tej chwili patrzył się na mnie jak na wariatkę, choć nie jestem pewna, bo jego wyraz twarzy nie był jednoznaczny.
- Itachi? Myślałam, że wyszedłeś – wykrztusiłam z powrotem siadając na sofie.
- Jak widać nie – odpowiedział i znów powrócił do czytania jakiejś książki. Poczuła się dziwnie skrępowana sytuacją. Byliśmy sami w wielkim apartamencie. Sami. Tylko we dwójkę. Przez moje ciało przeszedł dreszcz i powróciło stare, prawie zapomniane uczucie. Co robić? Uciekać! Podpowiadał mi wewnętrzny głos. Ale ja...ale ja nie chcę.
Zerknęłam na czarnowłosego. Wydawał się być całkowicie pochłonięty czytaną książką. Ciekawe o czym teraz myślał? Pewnie co będzie dalej, w książce oczywiście. Heh, ponosi mnie wyobraźnia.
Już miałam wstać i wychodzić, gdy nagle do głowy przyszło mi pewne pytanie.
- Itachi? - czarnowłosy oderwał się od książki i spojrzał na mnie, cholera, czy on musi się „tak” na mnie patrzyć? - Ostatnio zastanawiałam się..., bo jak już oddamy Konan zwój to zostanie nam jeszcze prawie dziesięć dni wolnego. Do Konohy już nie wrócimy, więc co zrobimy?
- Też nad tym myślałem – Itachi przeniósł wzrok na drzwi – możemy iść gdziekolwiek byle nie tu, więc to nie będzie problem.
- Tak? - rozchmurzyłam się – to gdzie pójdziemy? - zapytałam z entuzjazmem.
- Gdzie chcesz. Możemy iść do Iwy, Suny, Kiri, gdziekolwiek.
- A gdzie jest najfajniej?
- Tutaj – odpowiedział.
- Ale tutaj nie zostaniemy, może do Suny? Co tam jest?
- Przede wszystkim piasek.
- Heh, to może do Kiri-gakure?
- Może być. Jest tam dużo przestępców, więc dostanie się tam nie będzie problemem.
- Ok, to idziemy do Wioski Mgły – uśmiechnęłam się wesoło – idę do kuchni. Przynieść ci coś? - naszło mnie na uprzejmości.
- Nie, dzięki.
Skierowałam się do kuchni i postawiłam wodę na herbatę, choć szczególnie nie miałam na nią ochoty, przynajmniej to dało mi argument do wyrwania się z salonu. Zastanawiałam się jak daleko jest Wioska Mgły i czy jest tam ciekawie. Zdaje mi się, że Kisame z niej pochodzi, ale nie jestem do końca pewna. Szkoda mi tylko zostawiać tu Shina. Biedak ma jeszcze rok kary, a poza tym stęskniłam się za nim i nie miałabym nic przeciwko zostać z nim dłużej. Prawdę mówiąc jest on moim jedynym przyjacielem z Zakonu. Ale to już inna historia.
Moje rozmyślania przerwało kliknięcie przełącznika w czajniku. Zalałam liście herbaty gorącą wodą i patrzyłam jak płyn zaczyna robić się jasno zielony. Wzięłam kubek do ręki i ruszyła z powrotem do salonu. Przeszłam przez pokój i klapnęłam na sofie, odłożyłam kubek na stolik przy okazji zerkając na czarnowłosego. Dlaczego on zawsze musi coś czytać? Nie mam nic przeciwko książką, sama jestem molem książkowym, ale ile można. Mógłby... no właśnie co? Nic. Westchnęłam cicho. Chyba już do reszty straciłam rozum.
- Itachi... - mimo że drugi raz oderwałam go od lektury czarnowłosy wcale nie był zirytowany, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wstałam, podeszłam do czarnowłosego i wyciągnęłam mu książkę z rąk.
- Seon? - zapytał zdziwiony
- Możesz na chwilę oderwać się od książki? - zapytałam
- Tak, ale...
- Chodź – przerwałam mu i pociągnęłam za sobą. Gdy przechodziliśmy przez korytarz Itachi zatrzymał się i zapytał.
- Gdzie mnie prowadzisz?
- Do windy – uśmiechnęłam się i nacisnęłam przycisk przywołujący windę. Po chwili drzwi rozchyliły się z cichym sykiem. Weszliśmy do małego pomieszczenia, wybrałam najwyższe piętro i winda ruszyła.
- Co znowu wymyśliłaś? - zapytał lekko zirytowany Itachi. Wiedziałam, że nie lubi, gdy ktoś trzyma go w niepewności.
- Nie martw się nic ci nie zrobię – uśmiechnęłam się.
- Hidan? Dlaczego mnie budzisz? - zapytałam zaspanym głosem.
- Już dziewiętnasta! Ile można spać! Wstawaj, zaraz zaczyna się kolejna impreza!
- Spadaj, ja dalej mam misję, nie mam czasu na imprezy i kaca.
- Dalej? Już myślałem, że masz wolne. A to cholerny Lider zabrał ci wakacje.
- Jak dla mnie to może być – westchnęłam wstając, chyba rzeczywiście już wystarczająco się wyspałam – spadaj! Muszę się przebrać!
- Chętnie popatrzę – Hidan w ostatniej chwili uchylił się przed lampką nocną, która z hukiem roztrzaskała się na ścianie.
- Wynocha!
- Ok, ok – Jashinista zabrał swój tyłek z mojego pokoju i nareszcie mogłam się ubrać jak normalny człowiek. Wyszłam z pokoju i o mało co nie wpadłam na siwego.
- Czego tu jeszcze stoisz?
- Na pewno nie idziesz?
- Nie, miłej zabawy – odparłam i ruszyłam do salonu.
- Chyba nie dasz się przekonać – westchnął i zrobił minę z serii „biedny Hiduś” - to może chociaż buziak na dobranoc?
- Nie – odpowiedziałam niewzruszona, choć ta mina była naprawdę mocno przekonująca.
- Jesteś okrutna. – Hidan położył dłoń na klamce i dodał – miłego wieczoru, może tym razem zrobicie jakiś postęp – po tych słowach posłał mi bezczelny i zboczony uśmiech.
- Słuch...? Słucham?
- Dobranoc – puścił mi oko i wyszedł.
Co za kretyn, palant, głupek.... Co on sobie myślał?! Westchnęłam, przeszłam przez salon i klapnęłam na sofę. Z kim ja muszę pracować?
- Seon, idę do Hidana – usłyszałam głos Shina, a potem trzaśnięci zamykanych drzwi.
- Jasne, jasne – mruknęłam. Ci to się dobrali – pomyślałam.
Zamknęłam oczy i odpłynęłam w krainę bynajmniej nie snu. Rozmyślałam. Nad czym? Sama nie wiem. Nad wszystkim po trochu. Ostatnio dużo dzieję się w moim życiu, dużo się zmienia, a najbardziej z tego wszystkiego ja. Jutro zabierzemy zwój, spotkamy się z Konan, która przekaże go Liderowi, ale co potem? Przecież nie wrócimy do Konohy. Po utracie tak cennego zwoju na pewno zwiększą ochronę i zabezpieczenia, będą wysyłać patrole w promieniu kilkunastu kilometrów od wioski i uprzykrzą życie każdemu przestępcy. Do siedziby też nie wrócimy, bo jak wiadomo jest w trakcie remontu, chociaż ja podobnie jak Kisame nie zauważyłam tam niczego zniszczonego, ale słowo Lidera jest święte. Jak on sam. Eh, westchnęłam cicho, co potem?
- Seon, idę powłóczyć się po wiosce, umrę tu z nudów jeśli czegoś nie zrobię – tym razem to była Aislin.
- Jasne, miłego wieczoru – mruknęłam, a później do moich uszów dotarło trzaśnięcie drzwi. Taa, zostawcie mnie wszyscy samej sobie. Przeciągnęłam się na sofie i otworzyłam oczy. Mój wzrok natychmiast przykuła postać siedząca w fotelu. Z mojego gardła wydobył się cichy okrzyk zdumienia, a zaraz potem wylądowałam na podłodze. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że oprócz mnie w apartamencie został jeszcze Itachi, który w tej chwili patrzył się na mnie jak na wariatkę, choć nie jestem pewna, bo jego wyraz twarzy nie był jednoznaczny.
- Itachi? Myślałam, że wyszedłeś – wykrztusiłam z powrotem siadając na sofie.
- Jak widać nie – odpowiedział i znów powrócił do czytania jakiejś książki. Poczuła się dziwnie skrępowana sytuacją. Byliśmy sami w wielkim apartamencie. Sami. Tylko we dwójkę. Przez moje ciało przeszedł dreszcz i powróciło stare, prawie zapomniane uczucie. Co robić? Uciekać! Podpowiadał mi wewnętrzny głos. Ale ja...ale ja nie chcę.
Zerknęłam na czarnowłosego. Wydawał się być całkowicie pochłonięty czytaną książką. Ciekawe o czym teraz myślał? Pewnie co będzie dalej, w książce oczywiście. Heh, ponosi mnie wyobraźnia.
Już miałam wstać i wychodzić, gdy nagle do głowy przyszło mi pewne pytanie.
- Itachi? - czarnowłosy oderwał się od książki i spojrzał na mnie, cholera, czy on musi się „tak” na mnie patrzyć? - Ostatnio zastanawiałam się..., bo jak już oddamy Konan zwój to zostanie nam jeszcze prawie dziesięć dni wolnego. Do Konohy już nie wrócimy, więc co zrobimy?
- Też nad tym myślałem – Itachi przeniósł wzrok na drzwi – możemy iść gdziekolwiek byle nie tu, więc to nie będzie problem.
- Tak? - rozchmurzyłam się – to gdzie pójdziemy? - zapytałam z entuzjazmem.
- Gdzie chcesz. Możemy iść do Iwy, Suny, Kiri, gdziekolwiek.
- A gdzie jest najfajniej?
- Tutaj – odpowiedział.
- Ale tutaj nie zostaniemy, może do Suny? Co tam jest?
- Przede wszystkim piasek.
- Heh, to może do Kiri-gakure?
- Może być. Jest tam dużo przestępców, więc dostanie się tam nie będzie problemem.
- Ok, to idziemy do Wioski Mgły – uśmiechnęłam się wesoło – idę do kuchni. Przynieść ci coś? - naszło mnie na uprzejmości.
- Nie, dzięki.
Skierowałam się do kuchni i postawiłam wodę na herbatę, choć szczególnie nie miałam na nią ochoty, przynajmniej to dało mi argument do wyrwania się z salonu. Zastanawiałam się jak daleko jest Wioska Mgły i czy jest tam ciekawie. Zdaje mi się, że Kisame z niej pochodzi, ale nie jestem do końca pewna. Szkoda mi tylko zostawiać tu Shina. Biedak ma jeszcze rok kary, a poza tym stęskniłam się za nim i nie miałabym nic przeciwko zostać z nim dłużej. Prawdę mówiąc jest on moim jedynym przyjacielem z Zakonu. Ale to już inna historia.
Moje rozmyślania przerwało kliknięcie przełącznika w czajniku. Zalałam liście herbaty gorącą wodą i patrzyłam jak płyn zaczyna robić się jasno zielony. Wzięłam kubek do ręki i ruszyła z powrotem do salonu. Przeszłam przez pokój i klapnęłam na sofie, odłożyłam kubek na stolik przy okazji zerkając na czarnowłosego. Dlaczego on zawsze musi coś czytać? Nie mam nic przeciwko książką, sama jestem molem książkowym, ale ile można. Mógłby... no właśnie co? Nic. Westchnęłam cicho. Chyba już do reszty straciłam rozum.
- Itachi... - mimo że drugi raz oderwałam go od lektury czarnowłosy wcale nie był zirytowany, a przynajmniej tak mi się wydawało. Wstałam, podeszłam do czarnowłosego i wyciągnęłam mu książkę z rąk.
- Seon? - zapytał zdziwiony
- Możesz na chwilę oderwać się od książki? - zapytałam
- Tak, ale...
- Chodź – przerwałam mu i pociągnęłam za sobą. Gdy przechodziliśmy przez korytarz Itachi zatrzymał się i zapytał.
- Gdzie mnie prowadzisz?
- Do windy – uśmiechnęłam się i nacisnęłam przycisk przywołujący windę. Po chwili drzwi rozchyliły się z cichym sykiem. Weszliśmy do małego pomieszczenia, wybrałam najwyższe piętro i winda ruszyła.
- Co znowu wymyśliłaś? - zapytał lekko zirytowany Itachi. Wiedziałam, że nie lubi, gdy ktoś trzyma go w niepewności.
- Nie martw się nic ci nie zrobię – uśmiechnęłam się.
***
Winda zatrzymała się i wyszliśmy na najwyższe piętro. Skierowałam się w stronę schodów ciągnąc za sobą Itachiego, który dalej przyglądał mi się niepewnie. Wspinaliśmy się na górę po stromych schodach; tu niestety winda nie docierała i musieliśmy pokonać tą trasę pieszo. Po jakiś piętnastu minutach marszu w górę zatrzymałam się przy dużych, metalowych drzwiach. Nacisnęłam klamkę i wyszłam na świeże powietrze, lekki wiatr zmierzwił mi włosy, a ciepłe powietrze przepełnione zapachami słodkiej, letniej nocy przyjemnie drażniło nozdrza.
- Dach? - zapytał Itachi stając tuż za mną – dlaczego akurat tu mnie przyprowadziłaś?
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Moje zachowanie było impulsywne, yo była kwestia momentu, chwili. Chciałam po prostu pobyć z nim, wcześniej nawet nie zdawał am sobie sprawy jaka czuję się przy nim spokojna. Pomijając chwilę, gdy jesteśmy niebezpiecznie blisko siebie.
Przeszłam na środek płaskiego dachu i usiadłam na rozgrzanych płytach. Itachi usiadł obok i spojrzał na mnie.
- Więc... - zaczął.
- Więc co? - nie rozumiałam.
- Chciałbym wiedzieć czy mamy tu tak siedzieć, czy przyciągnęłaś mnie tu po coś konkretnego.
- Nie – odparłam kładąc się na płytkach – Znasz konstelacje gwiazd?
- Mniej więcej – odparł i położył się obok mnie zakładając ręce za głowę.
- Zawsze zastanawiałam się czy niebo w innych światach jest takie same i jak dotąd nie spotkałam się z innym. Wszędzie jest to samo. Tylko nigdy nie wiem gdzie jest ta cholerna Gwiazda Polarna.
- Tutaj – Itachi wyciągną rękę wskazując mi jasny punkt na niebie – na końcu dyszy Małego Wozu.
- Rzeczywiście – zauważyłam inteligentnie – a Syriusz?
- Tam – ręka Itachiego powędrowała trochę w górę i wskazała małą, bardzo jasną gwiazdę.
- Itachi?
- Hmm?
- Czy istnieje coś czego nie wiesz? - wypaliłam.
Czarnowłosy zaśmiał się cicho zanim odpowiedział.
- Wiele rzeczy. Jedna zagadka leży obok mnie.
- Zagadka? - tym razem ja się zaśmiałam – A obok mnie leży istna łamigłówka.
Itachi popatrzył na mnie w zamyśleniu, zaraz jednak odwrócił wzrok i znów spojrzał na sklepienie. Na twardych płytkach nie było mi zbyt wygodnie, więc oparłam głowę o ramię Itachiego, który chyba nie miał nic przeciwko.
- Chcesz wskazówkę? - zapytałam.
- Poradzę sobie bez, a ty?
- Daj mi trochę czasu, a rozłożę cię na części pierwsze.
- Zobaczymy – wydało mi się, że na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Oczy mi się kleją – wymruczałam i przekręciłam się na bok prawie całkowicie przylegając do Itachiego – a wydawało mi się, że dużo spałam.
- Nie myśl sobie, że cię będę później niósł na rękach.
- Nie – ziewnęłam krótko – zrzuć mnie z dachu, będzie szybciej.
- Skoro chcesz – znów się uśmiechnął.
- Jak byłam mała – mówiłam bardzo cichym, śpiącym głosem – chciałam umieć latać. Jak duchy, które widziałam. Wydawało mi się wtedy, że one są szczęśliwe, wolne i niezależne. Nie musiały nikogo słuchać, nikt ich nie ograniczał, mogły robić co chciały– zazdrościłam im, choć naprawdę nie zdawałam sobie sprawy jakie są samotne. Przychodziły do mnie najczęściej prosząc o pomoc, ale... byłam wtedy dzieckiem i nic nie mogłam zrobić. Jak każde dziecko pytałam rodziców o radę i ...- byłam coraz bardziej senna, oczy mi się kleiły, a wtulona w ramię Itachiego mogłam zasnąć od razu – i zapytałam się. Powiedzieli mi, żebym się nie wygłupiała i wróciła się bawić. Nie mieli dla mnie czasu. W ogóle. Mama była zapatrzoną w siebie aktorką, a ojciec wiecznie zapracowanym producentem, a ja byłam dla nich tylko ozdóbką, albo skutkiem ubocznym ich związku. Heh – uśmiechnęłam się, ale zaraz zdałam sobie sprawę co ja wygaduję, przecież z nikim tak jeszcze nie rozmawiałam.
- I? - o dziwo Itachi podchwycił wątek.
- I nic. Skoro jestem zagadką sam zgadnij. Dostałeś podpowiedź i mógłbyś się odwdzięczyć.
- Dobrze.
- Dobrze?
- Opowiem ci mniej więcej tyle ile ty mi opowiedziałaś.
- Jak byłem mały – zaczął identycznie jak ja – nie miałem jakiś większych marzeń. Wszyscy dookoła wpajali mi zasady dotyczące życia ninja, a także powszechne uwielbienie dla klanu Uchiha. Nie będę się nad sobą użalać mówiąc, że nie miałem dzieciństwa. Choć taka jest prawda. W wieku w którym większość dzieci wychodzi właśnie z piaskownicy ja wykonywałem już misje rangi S. Chociaż kilka razy miałem ochotę... uciec od tej presji i obowiązków.
- I?
- Jestem łamigłówką, więc sama ją rozwiąż.
- Wszystkie chwyty dozwolone?
- Jak najbardziej.
- Tak naprawdę to ja już kiedyś o tobie słyszałam. Jedna zbiegła kunoichi z Konohy opowiedziała mi trochę tego i owego.
- To znaczy opowiedziała ci moją historię oczami widza.
- Coś w tym stylu.
- Rozumiem.
Nastała długa chwila niezręcznej ciszy, a może tylko mi wydawała się niezręczna. Itachi wyglądał teraz jakby coś wspominał, ale wyraz jego twarzy był dla mnie jak zwykle nieprzenikniony.
- Wracamy? - zapytał znienacka
- Już?
- Jestem zmęczony i chce się położyć.
- Jasne – wstałam i ruszyłam za Itachim – ale chyba nie jesteś zły o to co wcześniej powiedziałam? - zapytałam ostrożnie
- Nie, wszystkie chwyty dozwolone – gdy to mówił na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
- Dach? - zapytał Itachi stając tuż za mną – dlaczego akurat tu mnie przyprowadziłaś?
- Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Moje zachowanie było impulsywne, yo była kwestia momentu, chwili. Chciałam po prostu pobyć z nim, wcześniej nawet nie zdawał am sobie sprawy jaka czuję się przy nim spokojna. Pomijając chwilę, gdy jesteśmy niebezpiecznie blisko siebie.
Przeszłam na środek płaskiego dachu i usiadłam na rozgrzanych płytach. Itachi usiadł obok i spojrzał na mnie.
- Więc... - zaczął.
- Więc co? - nie rozumiałam.
- Chciałbym wiedzieć czy mamy tu tak siedzieć, czy przyciągnęłaś mnie tu po coś konkretnego.
- Nie – odparłam kładąc się na płytkach – Znasz konstelacje gwiazd?
- Mniej więcej – odparł i położył się obok mnie zakładając ręce za głowę.
- Zawsze zastanawiałam się czy niebo w innych światach jest takie same i jak dotąd nie spotkałam się z innym. Wszędzie jest to samo. Tylko nigdy nie wiem gdzie jest ta cholerna Gwiazda Polarna.
- Tutaj – Itachi wyciągną rękę wskazując mi jasny punkt na niebie – na końcu dyszy Małego Wozu.
- Rzeczywiście – zauważyłam inteligentnie – a Syriusz?
- Tam – ręka Itachiego powędrowała trochę w górę i wskazała małą, bardzo jasną gwiazdę.
- Itachi?
- Hmm?
- Czy istnieje coś czego nie wiesz? - wypaliłam.
Czarnowłosy zaśmiał się cicho zanim odpowiedział.
- Wiele rzeczy. Jedna zagadka leży obok mnie.
- Zagadka? - tym razem ja się zaśmiałam – A obok mnie leży istna łamigłówka.
Itachi popatrzył na mnie w zamyśleniu, zaraz jednak odwrócił wzrok i znów spojrzał na sklepienie. Na twardych płytkach nie było mi zbyt wygodnie, więc oparłam głowę o ramię Itachiego, który chyba nie miał nic przeciwko.
- Chcesz wskazówkę? - zapytałam.
- Poradzę sobie bez, a ty?
- Daj mi trochę czasu, a rozłożę cię na części pierwsze.
- Zobaczymy – wydało mi się, że na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
- Oczy mi się kleją – wymruczałam i przekręciłam się na bok prawie całkowicie przylegając do Itachiego – a wydawało mi się, że dużo spałam.
- Nie myśl sobie, że cię będę później niósł na rękach.
- Nie – ziewnęłam krótko – zrzuć mnie z dachu, będzie szybciej.
- Skoro chcesz – znów się uśmiechnął.
- Jak byłam mała – mówiłam bardzo cichym, śpiącym głosem – chciałam umieć latać. Jak duchy, które widziałam. Wydawało mi się wtedy, że one są szczęśliwe, wolne i niezależne. Nie musiały nikogo słuchać, nikt ich nie ograniczał, mogły robić co chciały– zazdrościłam im, choć naprawdę nie zdawałam sobie sprawy jakie są samotne. Przychodziły do mnie najczęściej prosząc o pomoc, ale... byłam wtedy dzieckiem i nic nie mogłam zrobić. Jak każde dziecko pytałam rodziców o radę i ...- byłam coraz bardziej senna, oczy mi się kleiły, a wtulona w ramię Itachiego mogłam zasnąć od razu – i zapytałam się. Powiedzieli mi, żebym się nie wygłupiała i wróciła się bawić. Nie mieli dla mnie czasu. W ogóle. Mama była zapatrzoną w siebie aktorką, a ojciec wiecznie zapracowanym producentem, a ja byłam dla nich tylko ozdóbką, albo skutkiem ubocznym ich związku. Heh – uśmiechnęłam się, ale zaraz zdałam sobie sprawę co ja wygaduję, przecież z nikim tak jeszcze nie rozmawiałam.
- I? - o dziwo Itachi podchwycił wątek.
- I nic. Skoro jestem zagadką sam zgadnij. Dostałeś podpowiedź i mógłbyś się odwdzięczyć.
- Dobrze.
- Dobrze?
- Opowiem ci mniej więcej tyle ile ty mi opowiedziałaś.
- Jak byłem mały – zaczął identycznie jak ja – nie miałem jakiś większych marzeń. Wszyscy dookoła wpajali mi zasady dotyczące życia ninja, a także powszechne uwielbienie dla klanu Uchiha. Nie będę się nad sobą użalać mówiąc, że nie miałem dzieciństwa. Choć taka jest prawda. W wieku w którym większość dzieci wychodzi właśnie z piaskownicy ja wykonywałem już misje rangi S. Chociaż kilka razy miałem ochotę... uciec od tej presji i obowiązków.
- I?
- Jestem łamigłówką, więc sama ją rozwiąż.
- Wszystkie chwyty dozwolone?
- Jak najbardziej.
- Tak naprawdę to ja już kiedyś o tobie słyszałam. Jedna zbiegła kunoichi z Konohy opowiedziała mi trochę tego i owego.
- To znaczy opowiedziała ci moją historię oczami widza.
- Coś w tym stylu.
- Rozumiem.
Nastała długa chwila niezręcznej ciszy, a może tylko mi wydawała się niezręczna. Itachi wyglądał teraz jakby coś wspominał, ale wyraz jego twarzy był dla mnie jak zwykle nieprzenikniony.
- Wracamy? - zapytał znienacka
- Już?
- Jestem zmęczony i chce się położyć.
- Jasne – wstałam i ruszyłam za Itachim – ale chyba nie jesteś zły o to co wcześniej powiedziałam? - zapytałam ostrożnie
- Nie, wszystkie chwyty dozwolone – gdy to mówił na jego ustach pojawił się cień uśmiechu.
***
Ja tu nie zasnę! Po raz setny przekręcałam się i wierciłam w pościeli, mimo zmęczenia nie mogłam złapać ani chwili snu. Chwyciłam szlafrok i narzuciłam go niedbale na piżamę. Wychodząc z pokoju wsłuchałam się w ciszę, w apartamencie nie było nikogo. Shin dalej imprezował z Hidanem, a Alislin się gdzieś zmyła. Zerknęłam na zegar, którego podświetlane wskazówki pokazywały północ. Przeszłam przez korytarz i bez pukania weszłam do pokoju Itachiego. Czarnowłosy stał przy oknie i spoglądał w niebo. Miał na sobie tylko spodenki od piżamy(czytaj: wyglądał bosko).
- Seon? - zapytał zdziwiony widząc mnie rozczochraną w krótkiej piżamce, którą zakrywał niedbale założony szlafrok.
- Nie mogę spać – mruknęłam patrząc w bok – pomyślałam, że ty też.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na skraju.
- Chcesz spać tutaj? - zapytał Itachi.
- Doskonała dedukcja – mruknęłam włażąc pod kołdrę – jak będę gadać przez sen to mnie obudź.
- Ekhem, jasne. Ale czy to najlepszy pomysł – zaczął – biorąc pod uwagę tamto zdarzenie? - dokończył dobitnie podkreślając słowo „tamto”. Otworzyłam oczy i gwałtownie usiadłam. Z moich ust wydobyło się ciche westchnienie, gdy zauważyłam, że Itachi siedzi na skraju łóżka i opiera jedną dłoń obok poduszki, na której przed chwilą leżałam. Starałam zachować spokój, wzięłam głęboki oddech i odparłam:
- Daj mi spać. Chyba, że mam sobie iść?
- Nie, rób co chcesz – czarnowłosy wstał i położył się obok mnie. Znaczy się w odległości mniej więcej metra.
- Dobranoc – mruknęłam cicho.
- Dobranoc.
- Seon? - zapytał zdziwiony widząc mnie rozczochraną w krótkiej piżamce, którą zakrywał niedbale założony szlafrok.
- Nie mogę spać – mruknęłam patrząc w bok – pomyślałam, że ty też.
Podeszłam do łóżka i usiadłam na skraju.
- Chcesz spać tutaj? - zapytał Itachi.
- Doskonała dedukcja – mruknęłam włażąc pod kołdrę – jak będę gadać przez sen to mnie obudź.
- Ekhem, jasne. Ale czy to najlepszy pomysł – zaczął – biorąc pod uwagę tamto zdarzenie? - dokończył dobitnie podkreślając słowo „tamto”. Otworzyłam oczy i gwałtownie usiadłam. Z moich ust wydobyło się ciche westchnienie, gdy zauważyłam, że Itachi siedzi na skraju łóżka i opiera jedną dłoń obok poduszki, na której przed chwilą leżałam. Starałam zachować spokój, wzięłam głęboki oddech i odparłam:
- Daj mi spać. Chyba, że mam sobie iść?
- Nie, rób co chcesz – czarnowłosy wstał i położył się obok mnie. Znaczy się w odległości mniej więcej metra.
- Dobranoc – mruknęłam cicho.
- Dobranoc.
***
Obudziła mnie czyjaś rozmowa, nie wiedziałam kto z kim rozmawia, ani o czym rozmawiają. Ale jedno było pewne: te dwa natrętne głosy nie dawały mi spać.
- Zamknijcie wreszcie te głupie mordy! - wydarłam się siadając na łóżku. Nienawidziłam, gdy ktoś przeszkadzał mi, gdy spałam.
Sasori i Itachi zmierzyli mnie zdziwionymi spojrzeniami. Hę? Po pierwsze co tu robił Sasori, a po drugie dlaczego się tak dziwnie na nas patrzy. Znaczy się na mnie i Itachiego.
- Wybacz Seon, ale jest już południe i może powinnaś już wstać - powiedział niewzruszony Itachi.
- Południe? - zerknęłam na budzik – ale ja jestem taka śpiąca - znów opadłam na poduszki. Nagle do głowy przyszedł mi pewien głupi, beznadziejny, ale ciekawy pomysł. Westchnęłam i oznajmiłam głośnym głosem cierpiącego człowieka.
- Ta noc była bardzo męcząca. Nie czuję żadnych mięśni – udałam, że rozcieram kark i zerknęłam na Sasora, który wyglądał tak jakby ktoś dał mu mokrą ścierą w twarz. Zresztą Itachi wyglądał nie lepiej. Miałam dodać jeszcze coś pikantniejszego, ale stwierdziłam, że to im wystarczy. Odrzuciłam kołdrę i stanęłam na gładkiej podłodze z ciemnego drewna. Zarzuciłam na siebie szlafrok i wyszłam z pomieszczenia uśmiechając się do obu panów, którzy powoli otrząsali się z szoku. Skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wychodząc wycierałam jeszcze mokre włosy, więc nic nie widziałam. Nagle odbiłam się od czegoś i upadałam tyłkiem na ziemię.
- To nie było zabawne – usłyszałam nad sobą zimny głos, ściągnęłam ręcznik z głowy i wstałam.
- Masz rację upadłam na twardą podłogę i teraz mnie boli tyłek – odpowiedziałam Itachiemu.
- Nie mówię o tym. Co prawda mam gdzieś to co pomyślał sobie Sasori, ale nie podoba mi się...
- Przecież tylko żartowałam – weszłam mu w słowo – nie musisz wszystkiego brać na serio.
- Coś mi się zdaje, że za dużo przebywasz w towarzystwie Hidana.
- Nooo – zamyśliłam się – może, ale skoro przeszkadzają ci takie żarty to już więcej nie będę – uśmiechnęłam się, a Itachi tylko westchną i skierował się do kuchni. Poszłam do siebie i ubrałam się po ludzku. Czytaj: czarne jeansy, czarna bluzka i buty tego samego koloru co reszta. Co za wesoły ubiór, ale dziś występuje w roli złodzieja, więc trzeba się w to wczuć.
- A tak w ogóle to co chciał Sasori? - zapytałam Itachiego w kuchni.
- Mają problemy ze znalezieniem tej medyczki, więc skoro znam doskonale znam wioskę to zapytał mnie o radę.
- Aha, a tak w ogóle to co się Liderowi tak nagle zachciało lekarza?
- Nie wiem, to jego sprawa – odparł. Cały Itachi, pomyślałam.
- O której wychodzimy?
- Około dwudziestej drugiej zostawiamy pokój Shinowi. Musisz się wcześniej spakować, bo nie wrócimy już do hotelu.
- Wiem – westchnęłam – głupi Lider sam sobie mógł wziąć ten zwój! Chciałam zostać tu dłużej...
Itachi nic nie odpowiedział. Wydawał się być gdzieś indziej pogrążony w swoich myślach. Heh, jak zwykle. Po zjedzeniu śniadania wyszłam z kuchni i spakowałam mniej ważne rzeczy. Te bardziej przydatne zostawiłam na wierzchu. Usiadłam na łóżku i powtórzyłam w głowie cały plan oraz moją rolę w nim. Wszystko wydawało się pięknie ułożone, więc miałam nadzieję, że nic nie zakłóci przebiegu akcji. Teraz pozostaje tylko czekać...
- Zamknijcie wreszcie te głupie mordy! - wydarłam się siadając na łóżku. Nienawidziłam, gdy ktoś przeszkadzał mi, gdy spałam.
Sasori i Itachi zmierzyli mnie zdziwionymi spojrzeniami. Hę? Po pierwsze co tu robił Sasori, a po drugie dlaczego się tak dziwnie na nas patrzy. Znaczy się na mnie i Itachiego.
- Wybacz Seon, ale jest już południe i może powinnaś już wstać - powiedział niewzruszony Itachi.
- Południe? - zerknęłam na budzik – ale ja jestem taka śpiąca - znów opadłam na poduszki. Nagle do głowy przyszedł mi pewien głupi, beznadziejny, ale ciekawy pomysł. Westchnęłam i oznajmiłam głośnym głosem cierpiącego człowieka.
- Ta noc była bardzo męcząca. Nie czuję żadnych mięśni – udałam, że rozcieram kark i zerknęłam na Sasora, który wyglądał tak jakby ktoś dał mu mokrą ścierą w twarz. Zresztą Itachi wyglądał nie lepiej. Miałam dodać jeszcze coś pikantniejszego, ale stwierdziłam, że to im wystarczy. Odrzuciłam kołdrę i stanęłam na gładkiej podłodze z ciemnego drewna. Zarzuciłam na siebie szlafrok i wyszłam z pomieszczenia uśmiechając się do obu panów, którzy powoli otrząsali się z szoku. Skierowałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Wychodząc wycierałam jeszcze mokre włosy, więc nic nie widziałam. Nagle odbiłam się od czegoś i upadałam tyłkiem na ziemię.
- To nie było zabawne – usłyszałam nad sobą zimny głos, ściągnęłam ręcznik z głowy i wstałam.
- Masz rację upadłam na twardą podłogę i teraz mnie boli tyłek – odpowiedziałam Itachiemu.
- Nie mówię o tym. Co prawda mam gdzieś to co pomyślał sobie Sasori, ale nie podoba mi się...
- Przecież tylko żartowałam – weszłam mu w słowo – nie musisz wszystkiego brać na serio.
- Coś mi się zdaje, że za dużo przebywasz w towarzystwie Hidana.
- Nooo – zamyśliłam się – może, ale skoro przeszkadzają ci takie żarty to już więcej nie będę – uśmiechnęłam się, a Itachi tylko westchną i skierował się do kuchni. Poszłam do siebie i ubrałam się po ludzku. Czytaj: czarne jeansy, czarna bluzka i buty tego samego koloru co reszta. Co za wesoły ubiór, ale dziś występuje w roli złodzieja, więc trzeba się w to wczuć.
- A tak w ogóle to co chciał Sasori? - zapytałam Itachiego w kuchni.
- Mają problemy ze znalezieniem tej medyczki, więc skoro znam doskonale znam wioskę to zapytał mnie o radę.
- Aha, a tak w ogóle to co się Liderowi tak nagle zachciało lekarza?
- Nie wiem, to jego sprawa – odparł. Cały Itachi, pomyślałam.
- O której wychodzimy?
- Około dwudziestej drugiej zostawiamy pokój Shinowi. Musisz się wcześniej spakować, bo nie wrócimy już do hotelu.
- Wiem – westchnęłam – głupi Lider sam sobie mógł wziąć ten zwój! Chciałam zostać tu dłużej...
Itachi nic nie odpowiedział. Wydawał się być gdzieś indziej pogrążony w swoich myślach. Heh, jak zwykle. Po zjedzeniu śniadania wyszłam z kuchni i spakowałam mniej ważne rzeczy. Te bardziej przydatne zostawiłam na wierzchu. Usiadłam na łóżku i powtórzyłam w głowie cały plan oraz moją rolę w nim. Wszystko wydawało się pięknie ułożone, więc miałam nadzieję, że nic nie zakłóci przebiegu akcji. Teraz pozostaje tylko czekać...
**********
I kolejna notka za nami ^^ Czy była zdatna do czytania oceńcie sami :P
Pozdrawiam wszystkich czytelników bloga :*****
Pozdrawiam wszystkich czytelników bloga :*****
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz