Spadałam... Wszechobecna ciemność wdzierała się do mojej świadomości, brutalnie i bezpardonowo powodowała strach, przerażenie, bezsilność. Spadałam... Dlaczego? Bo byłam nieuważna jak zwykle zresztą.
Szłam ulicą na uczelnie, gdy nagle straciłam grunt pod nogami i teraz lecę i lecę sama nie wiem gdzie. Najprawdopodobniej wpadałam do samoistnie wytworzonego portalu. Zazwyczaj portale otwieram i kontroluje sama, jednak w tym wypadku moja nieuwaga sprawiła, że spadam jak głupia nie wiadomo gdzie.
Mogłabym krzyczeć, wołać o pomoc, ale wiem, że nie miałoby to sensu. Ciekawe gdzie wyląduje? W moim przypadku portale to norma, ale pierwszy raz nie wybieram celu, zresztą nawet w kontrolowanych portalach cel nie zawsze jest pewny. Można się błąkać i błąkać pomiędzy świtami do usranej śmierci, można próbować, a i tak nigdy nie wróci się do domu.
Nagle uderzyłam plecami w coś twardego
Szłam ulicą na uczelnie, gdy nagle straciłam grunt pod nogami i teraz lecę i lecę sama nie wiem gdzie. Najprawdopodobniej wpadałam do samoistnie wytworzonego portalu. Zazwyczaj portale otwieram i kontroluje sama, jednak w tym wypadku moja nieuwaga sprawiła, że spadam jak głupia nie wiadomo gdzie.
Mogłabym krzyczeć, wołać o pomoc, ale wiem, że nie miałoby to sensu. Ciekawe gdzie wyląduje? W moim przypadku portale to norma, ale pierwszy raz nie wybieram celu, zresztą nawet w kontrolowanych portalach cel nie zawsze jest pewny. Można się błąkać i błąkać pomiędzy świtami do usranej śmierci, można próbować, a i tak nigdy nie wróci się do domu.
Nagle uderzyłam plecami w coś twardego
- Cholera – zaklęłam cicho. Wylądowałam pośród sterty papierów na czyimś biurku. Plecy i tyłek bolały mnie niemiłosiernie, ale na szczęście były całe. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozmasowałam bolące mięśnie.
- Ty...ty...wleciałaś przez sufit?!
Odwróciłam się zobaczyłam rudego, okolczykowanego gościa wyglądającego na mniej więcej 25 lat. Wyraz jego twarzy świadczył o zaszokowaniu. No cóż, nie codziennie jakaś stuknięta wariatka wpada mu przez sufit do biura.
Odwróciłam się zobaczyłam rudego, okolczykowanego gościa wyglądającego na mniej więcej 25 lat. Wyraz jego twarzy świadczył o zaszokowaniu. No cóż, nie codziennie jakaś stuknięta wariatka wpada mu przez sufit do biura.
- Taak, a w ogóle to gdzie ja jestem?
- W siedzibie Akatsuki – odpowiedział automatycznie – W moim gabinecie, na moim biurku – widać było, że powoli zaczął się wychodzić z szoku wywołanego przeze mnie. Jego głos nabierał opanowania – ale co tu robisz?
- A gdzie leży Akatsuki? -zapytałam zdezorientowana, czyżby Chiny, Korea, Japonia ?
- A gdzie leży Akatsuki? -zapytałam zdezorientowana, czyżby Chiny, Korea, Japonia ?
- To organizacja, a nie państwo, a zresztą ja tu zadaje pytania.
- A z jakiej racji? - wypaliłam.
- Bo jestem L-I-D-E-R-E-M! - warknął, przeciągając ostatnie słowo.
- Dobra, dobra tylko spokojnie, bo umrzesz na zawał, staruszku - podniosłam ręce w pokojowym geście i zsunęłam się z biurka siadając na krześle przeznaczonym dla gości, albo ofiar tego wariata.
- Ok, po pierwsze kim jesteś i co tu robisz?
- Nazywam się Seonidal dla przyjaciół Seon, mam 17 lat, jestem egzorcysyką. Co tu robię? Nie wiem.
- Ah, ok to inaczej. Jak się tu dostałaś?
- Chyba wpadłam przez portal, tak mi się przynajmniej zdaje.
- Jeszcze tego mi brakowało. Nie dość że mam problemy z tymi osłami to nagle do mojego gabinetu wpada jakaś nawiedzona dziewczyna z innego świata. I co ja mam z tobą zrobić?
- Nie wiem. A czym w ogóle zajmuje się twoja organizacja?
- Czym? Jakby to ująć...hmm...Jest to organizacja morderców najlepszych i najsilniejszych shinobi, którzy chodzą po świecie.
- ... - moja reakcja mówiła wszystko, gdzie ja trafiłam!! Ratunku!
- Nie rób takiej miny, nie zabijemy cię... chyba – dodał po namyśle – a tak w ogóle to czym się zajmujesz?
- Egzorcyzmami.
- A co to?
- W skrócie wypędzanie lub zabijanie duchów, demonów, nawiedzonych pomniejszych bogów, albo na odwrót, czyli pieczętowanie tych wyżej wspomnianych w kimś, albo w czymś. Dorywczo zajmuje się magią i różnymi rodzajami praktyk religijnych.
- Eh, demonów mówisz?
- Tak.
Człowiek zwany Liderem zrobił zamyśloną minę, pewnie wydawał wyrok. Nie wiem dlaczego, ale nie miałam pozytywnych uczuć w związku z tym. Po chwili odezwał się:
- Zdecydowałem, że na jakiś czas tu pozostaniesz.
- Muszę?
- A masz inne wyjście?
- No nie, w sumie to może być. Lepiej tu siedzieć niż błąkać się po tym dziwnym świecie.
- Mądra decyzja, jak rzadko u nas – zrobił zmęczoną minę, ale zaraz podjął – ciekawe czy masz w sobie chakre.
- Co?
- Taką niematerialną moc.
- A ja już mam swoją!
- Co?
W odpowiedzi wystawiłam rękę i wytworzyłam na niej fioletowy płomyczek.
- Ale to nie chakra – upierał się Lider.
- Ale to wystarczy!
- Czyżby? Chcesz się przekonać?
- Jasne, dawaj staruszku.
- Tylko bez żadnych staruszków! Sprawdzimy twoje zdolności i przetestujemy w pojedynku.
- Z tobą?!
- Nie...hhmmm...chyba muszę przedstawić cię reszcie.
- W porządku. Dużo was jest?
- Dziesięć osób.
- Eee, to niewiele.
- Jak przeżyjesz to będzie jedenasta.
Wyszedł zza biurka i gestem kazał iść za sobą, rzuciłam moją nierozłączną torbę na podłogę i poszłam za nim. Wyszliśmy na pogrążony w mroku korytarz. Moje kroki odbijały się echem po ścianach, powodując u mnie uczucie lekkiego niepokoju.
- A tak właściwie to gdzie idziemy? - zapytałam przerywając ciszę.
- Do salonu, zwołałem tam zebranie.
- Niby kiedy?
- Mam swoje sposoby.
Weszliśmy do obszernego pomieszczenia, które musiało być salonem. Stało tu kilka, skórzanych sof o przyjemnym piaskowym kolorze. W tej chwili siedzieli na nich przedziwni ludzie. No może nie wszyscy byli dziwni, ale też nie byli do końca normalni. Jednak spojrzenia ośmiu facetów i jednej kobiety skierowane były na mnie. Cóż trochę niezręczna sytuacja, bo patrzyli się na mnie jak na jakiegoś kosmitę. Niech sami spojrzą do lustra to dopiero zobaczą kosmitów.
- Do salonu, zwołałem tam zebranie.
- Niby kiedy?
- Mam swoje sposoby.
Weszliśmy do obszernego pomieszczenia, które musiało być salonem. Stało tu kilka, skórzanych sof o przyjemnym piaskowym kolorze. W tej chwili siedzieli na nich przedziwni ludzie. No może nie wszyscy byli dziwni, ale też nie byli do końca normalni. Jednak spojrzenia ośmiu facetów i jednej kobiety skierowane były na mnie. Cóż trochę niezręczna sytuacja, bo patrzyli się na mnie jak na jakiegoś kosmitę. Niech sami spojrzą do lustra to dopiero zobaczą kosmitów.
- To jest Seonidal, od dziś będzie z nami... - Lider zaczął coś gadać, a ja w tym czasie przyjrzałam się poszczególnym osobom. Człowiek-ryba, jakaś ludzka marihuana, blond facet, o którym można było pomyśleć, że jest dziewczyną, ulizany białowłosy dziwak, chłopak z czarnymi włosami o przerażająco zimnych oczach ziejących pustką i obojętnością. Gdy tak się w niego wpatrywałam nagle odwrócił wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Zażenowana natychmiast przeniosłam wzrok na ścianę, nie wiem dlaczego, ale coś w tym gościu mnie przerażało.
- Hej, Seon, Seon słuchasz mnie?!- wydarł się nagle Lider.
- Aha – odezwałam się z lekka nieprzytomnie
- Ok, więc po kolei to jest Sasori, Deidara, Hidan, Kisame, Kakuzu, Zetsu, Itachi, Tobi,Konan i ja Pein dla ciebie Lider. Ok... - zamyślił się – z kim bycie tu...
- Szybciej, staruszku – ponagliłam go.
- Już ci mówiłem nie nazywaj mnie staruszkiem!! - wydarł się wkurzony, ale zaraz dodał spokojniejszym i lekko mściwym tonem – Zdecydowałem. Walczysz z Itachim.
Czarnowłosy ani o jotę nie zmienił wyrazu twarzy, po prostu kiwnął głową i zmierzył mnie chłodnym spojrzeniem. Ja to mam szczęście nie ma co...
Przeszliśmy długim i ciemnym korytarzem do jakiejś sali, oczywiście wszyscy chcieli zobaczyć wyczyny nowicjuszki, więc zebrała się całkiem spora grupa widzów. Kurde, gorzej być nie mogło nie dość, że nie mam zielonego pojęcia o ich stylu i taktyce walki to jeszcze na dodatek moim przeciwnikiem jest gostek o spojrzeniu, które mogłoby zabić. Ale się udupiłam... Ratunku! A najgorsze jest to, że oni wszyscy wyglądają na nieźle wyszkolonych w walkach wręcz. Widać to po ich budowach, sposobie poruszania, pewności wymalowanej na twarzy. Cholera, przy nich wyglądam jak jakieś chuchro pomimo mojego 1,66 wzrostu. Chociaż nikt z nich nie zna się na egzorcyzmach i magii, haa, mam nadzieje, że mi to pomoże. Oby....Oby...Oby....
- Zasady pojedynku są następujące; walczycie, aż jedno z was padnie na podłogę i już się nie podniesie.
- Ok – rzuciłam krótko, Itachi w odpowiedzi kiwną głową. Czas zacząć. It's showtime.
*********
Pierwsza notka taka sobie, w sumie założenie tego bloga to była dość spontaniczna decyzja. Założyłam go i postał sobie za dwa tygodnie pusty, aż w końcu przemogłam swoje lenistwo i napisałam coś takiego. Postaram się, żeby następne notki były ciekawsze, a narracja trochę płynniejsza. Ale to w przyszłości ;)
Edit 30.04.2013: Czytając ten początek mam dziwne wrażenie... taki jest lewy, że szok. Później jest już stopniowo lepiej. Choć to jeszcze nie jest to. Jeśli się nie zraziliście po pierwszej, jakże merytorycznej notce to zapraszam dalej ;)
NOT BAD XD nie no seryjnie to cholernie interesując e :D dosłownie przed chwileczką wpadłam na tego bloga i po przeczytaniu 1 notki mam zamiar zostać na dłużej :D
OdpowiedzUsuńoj not bad to za lekko powiedziane ;) cieszę się, że blog Cię zainteresował ;))
UsuńWedług mnie to bardzo wciągająca ta notka.
OdpowiedzUsuńCiekawa historia.
:)
Ty pewnie lubisz anime, co?
Masz może coś do polecenia?
Dziękuję ;) Sama bym tak nie określiła swojej notki ;P
UsuńBardzo lubię anime, niestety nie mam na nie czasu ostatnio, choć czasem obejrzę ubóstwiane wszem i wobec(i zasłużenie) Shingeki no Kyojin lub niewymagające i leciutkie FREE ;)
Przed chwilą znalazłam tego bloga i już wiem, że nie będę mogła się oderwać ^^
OdpowiedzUsuńMyślę że pomysł był i pewnie będzie dalej całkiem spoko, egzorcysta z innej półkuli i jeszcze taka pyskata. :D
OdpowiedzUsuń