Kakashi? Zaraz to ten siwy. Widać, że nie tracąc ani chwili poinformował inne oddziały patrolujące okolicę. Cholera! Niespodziewanie shinobi przegrupowali się i przyjęli pozycję bojowe. Podzielili się na dwa oddziały i otoczyli mnie i Itachiego atakując nas ze wszystkich stron. Zaczęłam odpierać ataki najskuteczniej jak mogłam, jednak moja technika walki wręcz wymagała jeszcze dopracowania. Tygodniowy trening to było stanowczo za mało w porównaniu z doświadczonymi ninja, powinnam jak najszybciej wykombinować coś skutecznego i szybkiego. Nie mogę już powtórzyć egzorcyzmu z przywołaniem truposzy, ponieważ moi poprzedni przeciwnicy na pewno poinformowali o tym ANBU. Co by tu tym razem wykombinować? Myślałam gorączkowo unikając prawego sierpowego jakiegoś wyjątkowo nachalnego shinobi. Zrobiłam unik, obrót i stając na ułamek sekundy przed nim chwyciłam go za kark i mocno odbiłam się od ziemi. Przekręciłam się o 180 stopni z rozmachem kopiąc przeciwnika w odcinek lędźwiowy kręgosłupa. Wylądowałam i dołożyłam mu kantem dłoni w kark, dokładnie w miejsce gdzie rdzeń kręgowy jest najsłabiej chroniony przez kości. Gość przewrócił oczami i padł martwy na ziemię. Cały pojedynek trwał tylko kilka sekund, a ja już musiałam odpierać kolejne ataki. Zerknęłam jak radzi sobie Itachi, tak ja się spodziewałam pozbywał się przeciwników z taką łatwością jakby rozdeptywał robaki pełzające po ziemi. Trochę zazdrościłam mu opanowania i niewzruszonego wyrazu twarzy kiedy likwidował kolejnych shinobi. Nagle kunai jednego z atakujących nijnja przebił mi ramię, a po moim ciele rozlała się fala przeszywającego bólu. Obróciłam się szybko i biorąc zamach roztrzaskałam mu nos z satysfakcją słysząc nieprzyjemny chrupot łamanej chrząstki. Wyjęłam kunai z ramienia przeklinając w duchu własną głupotę i dekoncentrację. Krew z rany lała się obficie, ale nie zwróciłam na to uwagi, bo nagle zauważyłam, że ktoś zmaterializował się obok mnie, a zaraz potem usłyszałam przyjemny głos:
- Pomóc ci, ślicznotko?
Właściciel głosu wyciągnął z kabury katanę i zręcznie nią obracając pozbywał się kolejnych przeciwników z równą łatwością jak Itachi. Patrzyłam na to lekko zaszokowana. Kto to był? I dlaczego nam pomaga? Jakiś chory psychicznie facet, który wmówił sobie, że musi uratować bezbronne niewiasty czekające na ratunek? Taa, ja mimo rozwalonego ramienia na pewno do takich nie należałam. Nagle zorientowałam się, że stoję w samym centrum walki i trzymam się za zakrwawione ramię, a dalej jest sporo przeciwników do załatwienia. Dzięki wysiłkom naszej trójki ANBU padali jak muchy. Nie mieli szans przeciwko dwóm zawodowym mordercom, którzy po tym wszystkim nie pobrudzili nawet rąk. No i oczywiście przeciwko jednej egzorcystce, która jakimś cudem likwidowała przeciwników równie sprawnie jak poprzednia dwójka. Gdy już wybiliśmy wszystkich co do jednego Itachi rozglądnął się po polu masakry na chwilę zatrzymał wzrok na mnie po czym skierował go dalej. Zauważyłam, że gdy zobaczył nieznajomego z kataną po jego twarzy przebiegł wyraz zdziwienia. Jednak zniknął tak szybko jak się pojawił, a powróciło opanowanie i obojętność.
- Inoue co tytutaj robisz?
Inoue? A to kto? - pomyślałam
- Nie chciało mi się na was czekać w Sunie, więc postanowiłem wyjść wam na spotkanie. A tu co zastałem? Sam środek masakry. Jak ja to kocham– dodał z lubieżnym uśmiechem, w którym czaiła się wieczna bezczelność. Mężczyzna zwany Inoue miał kręcone włosy w barwie starego złota, a przyciągające wzrok oczy miały kolor nocnego sklepienia. Leniwym gestem otarł zakrwawioną katanę o ciuchy najbliższego trupa i powoli wsunął ją do kabury.
- Wiesz, że nie tak się umawiał z tobą Lider - zauważył zimno Itachi.
- Nieważne –lekceważąco machną dłonią – lepiej zaprowadź mnie do niego.Mam naprawdę interesujące informację, a i daj mi jakieś bandaże muszę zająć się tą ślicznotką – odwrócił się i podszedł do mnie – Nazywam się Inoue, szpieg Akatsuki, miło mi – przedstawił się z zniewalającym (według niego) uśmiechem. Prawdę powiedziawszy ten gość zaczynał mnie irytować.
- Seonidal – odparłam sucho.
- Cóż za niezwykle imię, zupełnie jak jego właścicielka. Na pewno nie jesteś stąd. Pozwolisz, że zajmę się twoim ramieniem?
- Nie –odparłam z satysfakcją obserwując malujące się zdziwienie na twarzy mężczyzny – pozwól, że sama się nim zajmę –dodałam ze słodkim uśmiechem.
- Inoue, Seon później zajmiecie się ranami. Teraz musimy się stąd zmywać, zanim przybędą inne oddziały.
- Ok –odpowiedziałam zrobiłam kilka kroków do przodu i nagle poczułam ogarniającą mnie ciemność.
- Pomóc ci, ślicznotko?
Właściciel głosu wyciągnął z kabury katanę i zręcznie nią obracając pozbywał się kolejnych przeciwników z równą łatwością jak Itachi. Patrzyłam na to lekko zaszokowana. Kto to był? I dlaczego nam pomaga? Jakiś chory psychicznie facet, który wmówił sobie, że musi uratować bezbronne niewiasty czekające na ratunek? Taa, ja mimo rozwalonego ramienia na pewno do takich nie należałam. Nagle zorientowałam się, że stoję w samym centrum walki i trzymam się za zakrwawione ramię, a dalej jest sporo przeciwników do załatwienia. Dzięki wysiłkom naszej trójki ANBU padali jak muchy. Nie mieli szans przeciwko dwóm zawodowym mordercom, którzy po tym wszystkim nie pobrudzili nawet rąk. No i oczywiście przeciwko jednej egzorcystce, która jakimś cudem likwidowała przeciwników równie sprawnie jak poprzednia dwójka. Gdy już wybiliśmy wszystkich co do jednego Itachi rozglądnął się po polu masakry na chwilę zatrzymał wzrok na mnie po czym skierował go dalej. Zauważyłam, że gdy zobaczył nieznajomego z kataną po jego twarzy przebiegł wyraz zdziwienia. Jednak zniknął tak szybko jak się pojawił, a powróciło opanowanie i obojętność.
- Inoue co tytutaj robisz?
Inoue? A to kto? - pomyślałam
- Nie chciało mi się na was czekać w Sunie, więc postanowiłem wyjść wam na spotkanie. A tu co zastałem? Sam środek masakry. Jak ja to kocham– dodał z lubieżnym uśmiechem, w którym czaiła się wieczna bezczelność. Mężczyzna zwany Inoue miał kręcone włosy w barwie starego złota, a przyciągające wzrok oczy miały kolor nocnego sklepienia. Leniwym gestem otarł zakrwawioną katanę o ciuchy najbliższego trupa i powoli wsunął ją do kabury.
- Wiesz, że nie tak się umawiał z tobą Lider - zauważył zimno Itachi.
- Nieważne –lekceważąco machną dłonią – lepiej zaprowadź mnie do niego.Mam naprawdę interesujące informację, a i daj mi jakieś bandaże muszę zająć się tą ślicznotką – odwrócił się i podszedł do mnie – Nazywam się Inoue, szpieg Akatsuki, miło mi – przedstawił się z zniewalającym (według niego) uśmiechem. Prawdę powiedziawszy ten gość zaczynał mnie irytować.
- Seonidal – odparłam sucho.
- Cóż za niezwykle imię, zupełnie jak jego właścicielka. Na pewno nie jesteś stąd. Pozwolisz, że zajmę się twoim ramieniem?
- Nie –odparłam z satysfakcją obserwując malujące się zdziwienie na twarzy mężczyzny – pozwól, że sama się nim zajmę –dodałam ze słodkim uśmiechem.
- Inoue, Seon później zajmiecie się ranami. Teraz musimy się stąd zmywać, zanim przybędą inne oddziały.
- Ok –odpowiedziałam zrobiłam kilka kroków do przodu i nagle poczułam ogarniającą mnie ciemność.
***
- Coś mało wytrzymała – zauważył Inoue łapiąc Seon tuż przy ziemi –skąd ją wytrzasnęliście?
- Nawet niepytaj – odparł zdawkowo Itachi odbierając z rąk chłopaka nieprzytomną Seon i delikatnie kładąc ją na ziemi.
- Niemożliwe żeby była shinobi, można to stwierdzić po jej stylu walki –nie dawał za wygraną Inoue, który nieźle znał Itachiego i jego ciężki charakter. Przykucnął obok czarnowłosego i zaczął oglądać ramię Seon. - Wiem z własnych źródeł, że ostatnio Akatsuki powiększyło się o jednego członka. I to bardzo oryginalnego - dodał z naciskiem na ostatnie słowo. Czym ona się zajmuję, że aż tak bardzo zainteresowała się nią organizacja?- mówił podciągając rannej ręka przesiąkniętej krwią bluzki.
- Jest egzorcystą – Itachi miał już lekko dość nachalnego szpiega.Obejrzał dokładniej krwawiącą ranę, była cienka i wąska, a jej brzegi równe i gładkie. Największym problemem była obficie cieknąca krew, która była o kilka tonów jaśniejsza niż zwykła krew z żył. Widocznie kunai uszkodził tętnicę ramienną.
- Inoue,uściśnij mocno, obiema dłońmi ranę – szpieg wyrwany z zamyślenia bez słowa spełnił polecenie.
Itachi sięgnął do kieszeni wyjmując z niej malutki zwój, odpieczętował go i gdy opadła niewielka chmura dymu ich oczom ukazała się apteczka z niezbędnymi medykamentami.
- Egzorcystą?To ona? Ah, już rozumiem dlaczego Lider kazał mi zebrać o nich informację – powiedział dalej uciskając ranę Inoue. Po kilku chwilach krew nie płynęła już tak obficie. Widocznie nacięcie było bardzo małe i płytki krwi zdołały już zahamować krwotok wewnętrzny.
- Lider kazałci zebrać informację o egzorcystach? - zapytał zadziwiony Itachi maskując wszelkie uczucia pod obojętnym tonem. Pogrzebał chwilę w apteczce i wyciągnął wodę utlenioną, gazę i bandaże.
- Dokładnie.Dowiedziałem się przy okazji wiele interesujących rzeczy. - mówił bez większej zachęty Inoue – Między innymi to, że pomiędzy równoległymi światami działa Zakon Egzorcystów organizacja odpowiedzialna za porządek we Wszechświecie. Szkolą w niej egzorcystów i posyłają do różnych miejsc. Na przykład w naszym świecie jest ich tylko czterech, dlatego, że nie ma tu wiele dusz lub istot, które zachwiałyby naturalny porządek. Na Ziemi, czyli ze świata z którego ona przybyła jest około pięćdziesięciu egzorcystów. Każdy ma dany obszar swojej jurysdykcji i ma za zadanie chronić go przed wszelkimi zjawiskami nadprzyrodzonymi.
W czasie gdy Inoue mówił Itachi skończył opatrywanie ramienia Seon, zatamował krwawienie i podał jej dożylnie płyn przyśpieszający krzepnięcie krwi. Wstał i wziął dziewczynę na ręce. Inoue zrobił to samo i przerywając wykład zaproponował:
- Mogę ją ponieść? Jeśli chcesz? - dodał na widok spojrzenia czarnowłosego.
- Poradzę sobie– powiedział lodowatym tonem Itachi.
- Wracając do tematu – kontynuował niezrażony blondyn – wszystkiego dowiedziałem się od egzorcysty, który działa w Kraju Wody.Musiałem go nieźle przycisnąć, bo staruch nie chciał nic powiedzieć. Ale w końcu go złamałem – oznajmił, a w jego głosie zabrzmiała nuta samozadowolenia – powiedział mi, że organizacją przewodzi Najwyższa Egzorcystka, czyli najpotężniejsza ze wszystkich egzorcystów. Nikt nie wie gdzie znajduję się ich siedziba, a na spotkania wzywani są tylko ci którzy są potrzebni. Egzorcyści potocznie nazywają swoje zwierzchnictwo Górą i są jej całkowicie przyporządkowani. Jednak z tą tutaj –wskazał na Seon – jest trochę inaczej. Ten stary piernik mówił, że ona wyprowadza z równowagi nawet Najwyższą za nic mając sobie zasady i powołanie. Podobno głośno jest o niej w każdym środowisku egzorcystów, a jej zamiłowanie do wplątywania się w różne kłopoty spędza sen z powiek całemu zwierzchnictwu. Ją jako jedną z niewielu nie wyszkolił Zakon, ale jej mentor. W sumie to tylko tyle udało mi się dowiedzieć tylko o Seon. Więcej wiem o organizacji i strukturze Zakonu, ale to już same nudy dla uszów Liderka.
- Szczerze mówiąc nic z tego co opowiedziałeś nie wydało mi się interesujące - gładko skłamał Itachi ignorując mordercze spojrzenie szpiega.
- Nawet nie wiesz ile się musiałem nagimnastykować, żeby zdobyć te informację. Myślę, że Lider będzie zadowolony.
Itachi nie odpowiedział zatopiony w myślach nad tym co przed chwilą usłyszał.
***
Obudził mnie ból, wydawało mi się, że ktoś wlał w moje ramię kwas solny i czekał , aż wyżre mi on wszystkie tkanki. Powoli rozchyliłam powieki. Ciemność gdzieniegdzie rozjaśniona przez migające punkciki. Niebo? Czyżby już zapadła noc? Powoli moje zmysły wyostrzały się, usłyszałam trzask drzewa trawionego przez ogień, szum delikatnie kołysanej wiatrem trawy i szelest liści próbujących za wszelką cenę utrzymać się na gałęzi. Moje nozdrza wypełniły słodko - orzeźwiające zapachy majowej nocy.
- Już wstałaś,słoneczko? - usłyszałam znajomy głos i ujrzałam nad sobą przystojną twarz okalaną jasnymi lokami. - Już myślałem, że się nie obudzisz?
- Nie zwracając większej uwagi na jego słowa spróbowałam się podnieść. Natychmiast moje ramię przeszyła fala promieniującego bólu, skrzywiłam się lekko, ale zacisnęłam zęby nie chcąc okazać słabości.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam zachrypniętym głosem
- Dwa dni drogi od organizacji, strasznie długo spałaś, więc mamy niewielkie opóźnienie, jednak dzięki temu, że zaoszczędziłem wam drogi powinniśmy dojść na czas.
- Super –mruknęłam cicho. Naprawdę zaczynałam mieć dość tego faceta.
- Gdzie jest mój...cholera! - zaklęłam przypominając sobie, że zostawiłam zwój w hotelu.
- Nie martw się– usłyszałam dobrze znany chłodny głos – zdążyłem zabrać zwój przed wybuchem – rozejrzałam się po polance odnajdując wzrokiem czarnowłosego, który siedział oparty o pień wysokiego drzewa. Zręcznym ruchem rzucił mi zwój,który wpadł idealnie w moja dłonie.
- Dzięki –powiedziałam z uśmiechem czując w głębi ducha ulgę z tego, że odzyskałam swoje rzeczy.
- Jak tam twoje ramię? - zapytał z udawaną troską Inoue
- W porządku –odpowiedziałam rozpieczętowując zwój i sięgając do plecaka po wodę.
- To dobrze, bonie chciałbym, żeby coś się stało naszej małej, ślicznej egzorcystce.
Zaraz, pomyślałam,co ona powiedział? Małej? Ślicznej? Grhh, zaraz go zabiję.
- Po pierwsze nie jestem ani śliczna, ani mała, a po drugie skąd wiesz, że jestem egzorcystą? - wycedziłam
- To moja robota, skarbie. Zbieranie informacji dla waszego Liderka. Tym razem o tobie kochanie.
- Jeszcze jedno skarbie, kochanie albo cokolwiek takiego przejdzie przez twoje gardło to przysięgam, że wyślę cię tam gdzie nawet diabeł nie zagląda – wysyczałam mu prosto w twarz trzymając w zaciśniętej pięści przód jego koszulki.
- Nie denerwuj się tak egzorcytko.
- Inoue daj odpocząć Seon – odezwał się Itachi – A poza tym jak na szpiega wykazujesz się ogromną niedyskrecją. - dodał z lekką ironią. Blondyn popatrzył się na niego ze złością, ale nic nie powiedział. Przynajmniej jedna mądra decyzja z jego strony, westchnęłam w duchu z powrotem kładąc się na trawie. Rzeczywiście byłam zmęczona, w końcu zeszłej nocy nie zmrużyłam nawet oka, ale dzięki atakowi ANBU uszły mi płazem nocne wycieczki i hazard.
***
- Czas wstawać słoneczko – usłyszałam donośny głos tuż nad uchem. Zaraz, jakie do cholery słoneczko! Gwałtownie otworzyłam oczy i podniosłam się. Zauważyłam, że Inoue kuca tuż obok i patrzy na mnie oceniającym wzrokiem.
- Wydaje mi się,że coś ci wspominałam o tych słoneczkach – warknęłam wściekła szykując sobie w myślach formułę egzorcyzmu, który wyślę go do piekła.
- Ale jak cię widzę to zdaję mi się, że słońce jaśniej świeci – dodał z uśmiechem.
- Kłamca.
- Nieprawda. Jatylko...
- Nieważne – urwałam wstając. Czułam, że ból w ramieniu jest coraz mniejszy, a moje samopoczucie się poprawia. Chociaż jedna osoba cały czas psuła mi humor. Osławiony szpieg Akatsuki noszący imię Inoue doprowadzał mnie na skraj cierpliwości. Zapieczętowałam plecak z powrotem do zwoju i włożyłam go do kieszeni, w której przyjemnie zaszeleścił plik pieniędzy przypominając mi o niedawnej rozgrywce. Ciekawe czy w Akatsuki umieją grać w pokera.Cóż Kakuzu na pewno, co do reszty nie mogłam mieć pewności. Przetestuję ich po powrocie. Gdy wszyscy byli gotowi ruszyliśmy w powrotną drogę, która zapowiadała się wyjątkowo ciężko.
***
- Co to znaczy,że nie ma wolnych pokoi?! - wydarłam się tak głośno, że z pewnością każdy w hotelu mnie usłyszał. - Dlaczego w tej całej cholernej wiosce nie ma ani jednego wolnego pokoju?!
- Przykro mi proszę pani, jednak w związku z trwającym festiwalem wszystkie pokoje są zajęte bądź zarezerwowane.
- Może jednak coś pan znajdzie – uśmiechnęłam się uroczo dyskretnie podając mu kilka banknotów.
- Poszukam. O – udał zdziwienie i zaraz na jego usta wypłyną sztuczny uśmiech – widzę, że mamy coś wolnego. Jeden trzyosobowy pokój. Może być?
- Oczywiście –odparłam również ze zniewalającą sztucznym uśmiechem.Jednak wewnętrzny głos krzyczał rozpaczliwie, żeby stąd odejść i poinformować czekających na nią facetów, że wszystkie pokoje są zajęte. Jashinie, ja sama z tym dupkiem Inoue i Itachimw pokoju. Ratujcie!
Jednak zaraz przybrałam pozę stosownego do sytuacji opanowania i przyjęłam od recepcjonisty klucze wręczając mu ukradkiem drobną zaliczkę. Podziękowałam i odwróciłam się dając znak reszcie, że wszystko załatwione. Po całym dniu drogi chciałam tylko wziąć gorący prysznic i położyć się do łóżka nie przejmując się czy rano obudzę się ze swoją cnotą czy już bez niej. Odpędziwszy się od dziwnych myśli poszłam w stronę wind ignorując gadającego jak przekupka na ruskim targu Inoue. Pięć minut później staliśmy przed drzwiami naszego pokoju,wsadziłam klucz do zamka i przekręciłam. Popchnęłam klamkę otwierając drzwi na oścież i pierwsza weszłam do pokoju.
- Zajmuje łazienkę! – usłyszałam za sobą głos blondyna, który nie patrząc na nikogo wparował do łazienki w takim tempie jakby gonili go pięciu kage. Tłumiąc westchnienie usiadłam na łóżku najbliżej okna i lekko przymknęłam oczy.
- Itachi? -zapytałam dalej nie otwierając oczu – Od jak dawna znasz Inoue?
Nie mogłam zobaczyć reakcji czarnowłosego, jednak zaraz rozległ się jego chłodny głos.
- Kilka razy eskortowałem go do organizacji, po raz pierwszy jakieś dwa latatemu.
- I jak z nim wytrzymywałaś? - pytałam dalej, a słysząc szum wody w łazience utwierdziłam się w przekonaniu, że nic nie dojdzie do uszu wścibskiego blondyna.
- Najlepiej jest go ignorować, poza tym został tylko dzień drogi.
- A będziemy musieli eskortować go z powrotem?
- Nie, Lider na pewno wyznaczy do tego inną parę.
- Co za ulga – westchnęłam – nie znam go za dobrze, a już mam go dość.
Itachi nie odpowiedział, szum wody ustał i usłyszałam odgłosy rozsuwanej kabiny. Mimo tego, że Inoue był wnerwiającym facetem to miał naprawdę szybkie tempo. Po chwili wyszedł kompletnie ubrany z lekko mokrymi włosami.
- Teraz ja –otworzyłam oczy i wstałam z łózka. Powolnym krokiem przeszłam przez pokój rozkoszując się miękkim dywanem, który delikatnie pieścił moje zmaltretowane drogą stopy. Gdy położyłam rękę na klamce poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę przypierając mnie tym samym do drzwi.
- Weź kochanie szybki prysznic i zaraz pójdziemy się przejść – z tymi słowami Inoue niebezpiecznie przybliżył się do mojej twarzy.Położyłam mu dłonie na torsie i spróbowałam odepchnąć,jednak bezskutecznie.
- Nie mam ochotynigdzie iść – powiedziałam wściekła. Blondyn oparł jednąrękę tuż nad moim ramieniem, a drugą delikatnie ujął mójpodbródek.
- Na pewno masz,kotku, od czasu do czasu musisz się zabawić – jego oddech owiał mi policzki, skrzywiłam się i coraz bardziej wściekła z rozmachem kopnęłam go kolanem między nogi. Z pełną satysfakcją oglądałam jak zaskoczony blondyn z cierpieniem wymalowanym na twarzy osuwa się na podłogę trzymając za krocze.
- Mówiłam,że nie mam ochoty, kotku – oznajmiłam słodko odwracając się i wchodząc do wnętrza łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i powoli zaczęłam ściągać z siebie pojedyncze ciuchy. Naga weszłam pod prysznic i puściłam strumień gorącej wody. Przyjemność kąpieli przerwał przeszywający ból w ramieniu. Syknęłam cicho i powoli rozwiązałam opatrunek. W prawdzie rana na zewnątrz już się goiła, jednak przypuszczałam, że kunai uszkodził jakiś ważniejszy mięsień. Wypuściłam bandaże z rąk słysząc jak z cichym pluskiem upadają na dno brodzika. Przyłożyłam wolną dłoń do rany i skupiając się mocno wytworzyłam wokół niej fioletową otoczkę energii. Moja moc miała kilka zastosować: po pierwsze przydawała się w atakach, po drugie pomagała mi w egzorcyzmach, a po trzecie: leczyła, jednak w porównaniu z medycznym jutsu była o wiele bardziej skomplikowana i trudna do kontroli. Dlatego też bardzo rzadko używałam jej w celach medycznych, ponieważ wystarczyła chwila dekoncentracji i mogłam wszystko spaprać. Otworzyć głębiej ranę bądź spowodować krwotok wewnętrzny, lista skutków ubocznych była naprawdę długa.
Zamknęłam oczy i skupiłam się delikatnie uwalniając energię. Rana zapiekła mocno,ale na szczęście zaczęła się goić. Po kilku chwilach już nie było po niej śladu, a mała wewnętrzna sonda którą zrobiłam kontrolnie wskazała, że mięśnie i tkanka są w stanie nienaruszonym. Z ulgą odjęłam dłoń od ramienia oglądając rezultaty. Naprawdę ładnie, pomyślałam i z zadowoleniem wróciłam do zwykłych czynności prysznicowych. Jakieś pół godziny później wyszłam z łazienki ubrana w czarną piżamę na którą składały się krótkie spodenki i bluzka na szelkach. Itachi leżał na łóżku, wydawało mi się, że zasną. Podeszłam do niego i pochyliłam się tuż nad jego twarzą napawając oczy widokiem jego regularnych rys i ładnie wykrojony chust. Jeden z kosmyków opadł mu na czoło, wyciągnęłam rękę i najdelikatniej jak mogłam przesunęłam go w stronę skroni. Nagle Itachi drgnął lekko i otworzył oczy. Gwałtownie odsunęłam się od niego i usiadłam na swoim łózko udając, że grzebie w plecaku.
- Seon –usłyszałam jego lekko zaspany głos. Zdziwiło mnie to, że pozbawiony był chłodu i rezerwy – gdzie jest Inoue?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Rzeczywiście blondyna nie było w pokoju.
- Pewnie poszed łsię przejść.
- Nie chciałaś iść z nim?
- Nawet jakbym musiała to bym nie poszła – odparłam podnosząc głowę znad plecaka i patrząc mu prosto w oczy. Wydawało mi się, że tonę w tej czarnej, bezdennej otchłani, czułam jak mój puls przyspieszył. Natychmiast odwróciłam wzrok pozbywając się natrętnych odczuć. Jashine czy ja wariuję?
- W każdym razie łazienka wolna – mruknęłam powracając do bezsensownego grzebania w plecaku. Kątem oka zauważyłam, że Itachi wstał i bezszelestnie przeszedł do drugiego pomieszczenia. Gdy zamknął za sobą drzwi odrzuciłam plecak na podłogę i walnęłam się na łóżko rozpościerając ręce na boki. Co ja wyprawiam, pomyślałam zakrywając twarz w dłonie. Być może to zmęczenie źle działa na moją psychikę, która i tak jest już nieźle spaczona. Jashinie ratuj! Jeśli tak dalej pójdzie to do reszty zwariuję! Próbując się uspokoić wstałam i podeszłam do małej hotelowej lodówki. Wyjęłam z niej lodowatą wodę z zamiarem wylania jaj sobie na głowę, jednak poprzestałam na wypiciu kilku orzeźwiających łyków.Zapowiada się ciężka noc...
Wyjątkowo sprężyłam się z napisaniem tej notki. Jest ona poniekąd wstępem do następnej. Rozważam dwa możliwe rozwiązania akcji jeden bez fajerwerków, a drugi...hmmm.... W każdym razie następna notka ukaże się za niedługo ^^ Jak zwykle za komcie arigato gozaimasu =* w szczególności Iskierce, Arisie i Mishine ^^ Do następnej notki =*
- Najlepiej jest go ignorować, poza tym został tylko dzień drogi.
- A będziemy musieli eskortować go z powrotem?
- Nie, Lider na pewno wyznaczy do tego inną parę.
- Co za ulga – westchnęłam – nie znam go za dobrze, a już mam go dość.
Itachi nie odpowiedział, szum wody ustał i usłyszałam odgłosy rozsuwanej kabiny. Mimo tego, że Inoue był wnerwiającym facetem to miał naprawdę szybkie tempo. Po chwili wyszedł kompletnie ubrany z lekko mokrymi włosami.
- Teraz ja –otworzyłam oczy i wstałam z łózka. Powolnym krokiem przeszłam przez pokój rozkoszując się miękkim dywanem, który delikatnie pieścił moje zmaltretowane drogą stopy. Gdy położyłam rękę na klamce poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę przypierając mnie tym samym do drzwi.
- Weź kochanie szybki prysznic i zaraz pójdziemy się przejść – z tymi słowami Inoue niebezpiecznie przybliżył się do mojej twarzy.Położyłam mu dłonie na torsie i spróbowałam odepchnąć,jednak bezskutecznie.
- Nie mam ochotynigdzie iść – powiedziałam wściekła. Blondyn oparł jednąrękę tuż nad moim ramieniem, a drugą delikatnie ujął mójpodbródek.
- Na pewno masz,kotku, od czasu do czasu musisz się zabawić – jego oddech owiał mi policzki, skrzywiłam się i coraz bardziej wściekła z rozmachem kopnęłam go kolanem między nogi. Z pełną satysfakcją oglądałam jak zaskoczony blondyn z cierpieniem wymalowanym na twarzy osuwa się na podłogę trzymając za krocze.
- Mówiłam,że nie mam ochoty, kotku – oznajmiłam słodko odwracając się i wchodząc do wnętrza łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i powoli zaczęłam ściągać z siebie pojedyncze ciuchy. Naga weszłam pod prysznic i puściłam strumień gorącej wody. Przyjemność kąpieli przerwał przeszywający ból w ramieniu. Syknęłam cicho i powoli rozwiązałam opatrunek. W prawdzie rana na zewnątrz już się goiła, jednak przypuszczałam, że kunai uszkodził jakiś ważniejszy mięsień. Wypuściłam bandaże z rąk słysząc jak z cichym pluskiem upadają na dno brodzika. Przyłożyłam wolną dłoń do rany i skupiając się mocno wytworzyłam wokół niej fioletową otoczkę energii. Moja moc miała kilka zastosować: po pierwsze przydawała się w atakach, po drugie pomagała mi w egzorcyzmach, a po trzecie: leczyła, jednak w porównaniu z medycznym jutsu była o wiele bardziej skomplikowana i trudna do kontroli. Dlatego też bardzo rzadko używałam jej w celach medycznych, ponieważ wystarczyła chwila dekoncentracji i mogłam wszystko spaprać. Otworzyć głębiej ranę bądź spowodować krwotok wewnętrzny, lista skutków ubocznych była naprawdę długa.
Zamknęłam oczy i skupiłam się delikatnie uwalniając energię. Rana zapiekła mocno,ale na szczęście zaczęła się goić. Po kilku chwilach już nie było po niej śladu, a mała wewnętrzna sonda którą zrobiłam kontrolnie wskazała, że mięśnie i tkanka są w stanie nienaruszonym. Z ulgą odjęłam dłoń od ramienia oglądając rezultaty. Naprawdę ładnie, pomyślałam i z zadowoleniem wróciłam do zwykłych czynności prysznicowych. Jakieś pół godziny później wyszłam z łazienki ubrana w czarną piżamę na którą składały się krótkie spodenki i bluzka na szelkach. Itachi leżał na łóżku, wydawało mi się, że zasną. Podeszłam do niego i pochyliłam się tuż nad jego twarzą napawając oczy widokiem jego regularnych rys i ładnie wykrojony chust. Jeden z kosmyków opadł mu na czoło, wyciągnęłam rękę i najdelikatniej jak mogłam przesunęłam go w stronę skroni. Nagle Itachi drgnął lekko i otworzył oczy. Gwałtownie odsunęłam się od niego i usiadłam na swoim łózko udając, że grzebie w plecaku.
- Seon –usłyszałam jego lekko zaspany głos. Zdziwiło mnie to, że pozbawiony był chłodu i rezerwy – gdzie jest Inoue?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Rzeczywiście blondyna nie było w pokoju.
- Pewnie poszed łsię przejść.
- Nie chciałaś iść z nim?
- Nawet jakbym musiała to bym nie poszła – odparłam podnosząc głowę znad plecaka i patrząc mu prosto w oczy. Wydawało mi się, że tonę w tej czarnej, bezdennej otchłani, czułam jak mój puls przyspieszył. Natychmiast odwróciłam wzrok pozbywając się natrętnych odczuć. Jashine czy ja wariuję?
- W każdym razie łazienka wolna – mruknęłam powracając do bezsensownego grzebania w plecaku. Kątem oka zauważyłam, że Itachi wstał i bezszelestnie przeszedł do drugiego pomieszczenia. Gdy zamknął za sobą drzwi odrzuciłam plecak na podłogę i walnęłam się na łóżko rozpościerając ręce na boki. Co ja wyprawiam, pomyślałam zakrywając twarz w dłonie. Być może to zmęczenie źle działa na moją psychikę, która i tak jest już nieźle spaczona. Jashinie ratuj! Jeśli tak dalej pójdzie to do reszty zwariuję! Próbując się uspokoić wstałam i podeszłam do małej hotelowej lodówki. Wyjęłam z niej lodowatą wodę z zamiarem wylania jaj sobie na głowę, jednak poprzestałam na wypiciu kilku orzeźwiających łyków.Zapowiada się ciężka noc...
*****************
Wyjątkowo sprężyłam się z napisaniem tej notki. Jest ona poniekąd wstępem do następnej. Rozważam dwa możliwe rozwiązania akcji jeden bez fajerwerków, a drugi...hmmm.... W każdym razie następna notka ukaże się za niedługo ^^ Jak zwykle za komcie arigato gozaimasu =* w szczególności Iskierce, Arisie i Mishine ^^ Do następnej notki =*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz