środa, 11 września 2013

III. Rozdział VII - Spotkanie cz.1

Cześć! Na sam początek chciałabym Was bardzo przeprosić za moją nieobecność. Chciałabym obiecać poprawę, ale obawiam się, że byłabym niesłowna. 
Poniższa notka powstawała chyba już od marca, także z każdą chwilą, kiedy włączałam bloggera lub otwierałam dokument starałam się coś dopisać. Czasami wychodziło dość sporo, czasami jedno zdanie, a czasem nic. 
Dziękuję Wam za cierpliwość.
A Foxy dziękuję szczególnie ;* za motywacyjnego kopniaka w dupę <3

********************
Przez kolejne tygodnie zapierniczałam w Zakonie jak niewolnik. Standardowa misja plus dodatkowa. Po cztery misje w weekendy, które zazwyczaj były wolne. Wszystko po to by Najwyższa zobaczyła, że nie opierdalam się po kątach, a pracuję jak niewolnik w polu, by przychyliła się do mojej prośby. Choć oczami wyobraźni widziałam Shiroyamę, który pewnie nieustannie podjudza biedną kobietę i nadaje na mnie co chwilę. 
Zresztą kilka razy, gdy spotkaliśmy się przypadkiem na korytarzu, to niezbyt dyskretnie dał mi do zrozumienia, że bardzo by się cieszył niwecząc moje plany. Ten człowiek naprawdę potrzebuje zajęcia w życiu.
Jeśli chodzi o Harringtona to nie widziałam go od czasu, gdy odwiózł mnie od rodziców do Londynu. Wysłuchał tylko mojej historii, wypytał o kilka nieistotnych szczegółów, pożegnał się i od tej pory go nie zobaczyłam. No cóż, nie powiem, żebym miała czas się tym przejmować. Choć w głębi serca miałam nadzieję, że zaproponuje mi jakąś współpracę czy coś. Eh, życie jest okrutne. 

Pogrążona w czarnych myślach, powłócząc nogami niefortunnie potknęłam się o coś na zimnych płytach korytarza. Ledwo uratowałam się od upadku, łapiąc za barierkę, która na szczęście pojawiła się w zasięgu ręki. Odetchnęłam i powoli odwróciłam się, by obejrzeć przyczynę mojego prawie-upadku. Przyczyna stała tam z pełnym satysfakcji uśmiechem na ustach.
- Tora – westchnęłam lustrując blondynka wzrokiem –  Shiroyama płaci ci za każdą taką akcję? 
- Robię to z przyjemnością – wyszczerzył się jeszcze bardziej. 
Nie chcąc wdawać się w niepotrzebną kłótnię, odwróciłam się z zamiarem odejścia od tej chodzącej definicji głupoty. Jednak jak widać miał on inne plany, ponieważ w mgnieniu oka pojawił się tuż przede mną.
- Jeśli szukasz guza to źle trafiłeś – mruknęłam próbując wyminąć go. Jednak drągal wyciągną rękę, skutecznie blokując mi drogę. 
Nosz cholera jasna, ten głupek zatruwa mi życie odkąd Shin potraktował go ostatnio mocnym uderzeniem w łeb. Shina oczywiście zostawił w spokoju, jako że po pierwsze jest z nim w zespole, a po drugie w tym zespole dowodzi Shiroyama, który urwałaby mu łeb jakby ze ślicznej główki Shina spadł choć jeden włos. 
Zmierzyłam go wzrokiem, popchnęłam rękę i chciałam przejść do przodu. Dłoń blondyna wystrzeliła w powietrzu, zaciskając się na moim ramieniu. Dość mocno. Skrzywiłam się z bólu.
- Puść mnie – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. 
- W tej kwestii postulowałbym po stronie Seonidal – usłyszałam głos za Torą. Znajomy głos. 
Blondas odwrócił się zirytowany, ale gdy zobaczył insygnia na mundurze Harringtona natychmiast spotulniał. Nawet jeśli nie znał Harringtona to oznaka Niezależnego Egzorcysty robiła na nim stosowne wrażenie. 
- Wybacz, mistrzu – mruknął puszczając mnie – jednak nieporozumienie pomiędzy nami to nie pańska sprawa. 
- Obawiam się, że tak. Jednak mam sprawę do Seonidal, także jestem skłonny uwierzyć, że wasza kłótnia może zostać przełożona na później. Zgadza się? 
Jego ton nie pozostawał wiele do powiedzenia. Tora natychmiast kiwnął głową i cofnął się kilka kroków. 
- W takim razie, pozwoli mistrz, że się oddalę. 
Harrington z łaską kiwnął głową nie patrząc na niego. Jego wzrok był utkwiony we mnie i muszę przyznać, że wzbudzało to dość niekomfortowe uczucia. Gdy Tora oddalił się z zasięgu naszego słuchu, mistrz zwrócił się do mnie.
- Mam nadzieję, że nie masz mi za złe przerwania waszej przyjacielskiej rozmowy?
Westchnęłam.
- Dziękuję mistrzu za przerwanie naszej przyjacielskiej rozmowy – powiedziałam ze znużeniem. 
- Idziesz gdzieś teraz? Nie chcę cię zatrzymywać, a prawdę mówiąc mam do ciebie pewną sprawę. Dokładniej mówiąc „mamy”.
- Jestem wolna – oznajmiłam mimo że kierowałam się do oddziału, w którym przydzielano dodatkowe misję. Jednak, gdy ktoś taki jak Harrington ma do ciebie „sprawę” to lepiej, żebyś nie miał nic do roboty. 
- W takim razie chodźmy. 
Nie pytałam gdzie, ani po co. Po prostu podążyłam za nim. Był irytująco wysoki. W tym typie, że sięgasz komuś ledwo do ramienia i czujesz się jak totalny kurdupel. 
Zaczął grzebać w płaszczu widocznie poszukując czegoś.
- Muszę cię ostrzec, że mimo mojej pozycji nie obrażę się, jeśli zaczniesz zadawać pytania, także śmiało - oznajmił z ciepłym uśmiechem wręczając mi wyłuskaną z wewnętrznej kieszeni kartkę. 
Zagłębiłam się w jej treść. Misja dodatkowa. Poziom... piętnaście plus.
- Czy mistrz chce mnie zabrać na misję z tym poziomem? - zapytałam niepewnie. Do grobu mi się nie spieszyło. 
- Spokojnie, poradzisz sobie - znów ten uśmiech - poza tym ja tam będę. 
- I? 
- I? - powtórzył unosząc brwi. 
- Powiedziałeś "mamy" sprawę - przypomniałam mu.
- Owszem - kiwnął głową. Nic nie dodał, widocznie uznając tą odpowiedź za wystarczalną. 
Świetnie, idę na samobójczą misję ze swoim idolem... Przynajmniej zginę szczęśliwa...
Na usta cisnęło mi się jeszcze jedno pytanie. Dlaczego ja? Po co do cholery miał by brać kogokolwiek na misję, a co dopiero mnie. Już miałam je zadać, jednak doszliśmy do komnaty z portalami. Harrington wybrał oznaczenie świata i gestem zaprosił mnie do wkroczenia na krąg wyryty w marmurowej podłodze. Bez wahania stanęłam w już lekko startym podeszwami ciężkich buciorów kręgu. Brunet stanął koło mnie. Po chwili poczułam tak mocne i niespodziewane szarpnięcie, że odruchowo złapałam za łokieć sąsiada. Co się kurwa dzieje, pomyślałam zdenerwowana wpijając palce w ciężki materiał płaszcza mężczyzny. 
Gdy wylądowaliśmy myślałam, że się porzygam. Nigdy w życiu nie przechodziłam przez taki portal. To było gorsze od techniki teleportacji, którą uskuteczniał na mnie Itachi od czasu do czasu. Itachi... Śliski temat. Skup się. Przeniosłam wzrok na Harringtona, przed którym kolejny raz zrobiłam z siebie nieudolną egzorcystkę. Pięknie. Widać upokarzanie się przed moim autorytetem to moja nowa specjalna umiejętność. Spróbowałam wyprostować się z choć krztą godności i wtedy zauważyłam, że nadal zaciskam dłoń na ręce faceta. Zabrałam ją jak oparzona i wymruczałam ciche przepraszam. Egzorcysta zdawał się nie przejmować moim zachowaniem. Zamiast tego ruszył przed siebie. 
- Portal był dość kłopotliwy, ponieważ z tym światem nie łączy nas najlepsze połączenie. W sensie logistycznym - spojrzał na mnie. Za grosz nie rozumiałam co mówi i chyba moja twarz odzwierciedlała to wyśmienicie. 
- To oznacza, że w tym świecie nie ma źródeł Energii takich jak ludzie, czy inne istoty żywe. Roślin jak widać też za wiele tu nie ma. Jak zapewne wiesz brak Energii powoduję gorszy przepływ i przez to nie możemy się łatwo tu dostać. Misję 15+ w większości są właśnie w takich miejscach dlatego, że nikt ich nie chce, bo nie opłacają się Zakonowi.
- I my je chcemy, bo...? - coś już tam rozumiałam.
- Też ich nie chcemy -  oświadczył. 
Ok, jednak nic nie rozumiałam.
- Zaraz zrozumiesz - powiedział nagle ni z tego, ni z owego. Jego ton było pewny, mimo to miałam lekkie wątpliwości, co do słuszności partycypacji mojej osoby w tej misji. 
Był moim idolem, wzorem i w ogóle, ale tak naprawdę nie znałam go osobiście i kto tam wie, czy właśnie nie ma zamiaru mnie związać, pokroić i ugotować na wzór Lecter'a, a później podać na talerzu jako wytrawnie przyrządzoną potrawę... 
Stop. 
Rozejrzałam się. Zewsząd otaczała nas pustka, czarna ziemia rozciągała się aż po horyzont. Niebo miało szarą barwę. Nie widziałam słońca, księżyca, ani gwiazd. Panował półmrok. Idealna planeta dla zabiedzonych dekadentów. Pomijając to, że trudno byłby na tej ziemi hodować piołun, czy maki. 
- Daleko jeszcze? - wyrwało mi się. Natychmiast pożałowałam pytania zadanego znużonym głosem. Nie powinnam tak się odzywać do mistrza.  
- Już niedaleko - odpowiedział cierpliwie Harrington, nie przejmując się moim tonem. Boże coraz bliżej było mu do mojego wyśnionego ideału. 
- W sumie to nie chciało mi się na was czekać - usłyszałam bardzo znajomy głos. Zmrużyłam oczy by zobaczyć sylwetkę mężczyzny, który stał kilkanaście metrów przed nami. To było za wiele na jeden wieczór. Najpierw mój idol zabiera mnie na misję ze sobą, idziemy do jakiegoś zapomnianego świata, a na dokładkę spotykam osobę, której nie widziałam dobre kilka lat. 
- Mistrzu! - krzyknęłam z radością i pobiegłam na spotkanie staruszkowi, który w sumie wcale tak staro nie wyglądał. 
- Seon - uśmiechnął się, jednak uśmiech zaraz zszedł mu z twarzy, gdy przyłożyłam mu w ten jego siwy łeb. 
- Gdzie byłeś cały czas?! Nie mogłeś zadzwonić? Napisać? Cokolwiek! Zostawiłeś mnie na pastwę tych żmij z Zakonu! Ja ledwo wyrabiałam w tej pierdolonej Europie, a ty pewnie dupy wyrywałeś na Florydzie! Mistrzu...
Przerwałam. Po tyradzie stałam zdyszana ze łzami w oczach, patrząc na pokrytą siateczką zmarszczek twarz, która teraz oprócz bólu wyrażała także zmartwienie. Zaraz potem jednak westchnęłam i objęłam staruszka ramionami przytulając go mocno. 
- Mmm, widzę, że dorosłaś - mruknął. Oderwałam się od niego jak oparzona. 
- Boże! Prawie zapomniałam jakie masz upodobania - westchnęłam, przecierając twarz dłonią. 
- Nie martw się, dalej nie masz u mnie szans, podlotku - puścił mi oko. On i te jego obleśne akcje. 
- I chwała niebiosom!
- Chociaż Seon - spoważniał natychmiast, a ja wiedziałam do czego zmierza. I nie wiedzieć czemu boleśnie nie chciałam, żeby do tego zmierzał. - Gdzie ty miałaś rozum? 
- Serce nie sługa - odpowiedział za mnie Harrington. - Mistrzu Garath musimy się pospieszyć. Później to wyjaśnicie. 
Odchrząknęłam i podniosłam rękę.
- Nie chcę być niemiła, ale nurtuje mnie teraz kwestia obecności mistrza Harringtona.
Mistrz Lorcan (tak, tak się mój mistrz nazywa - Garath Lorcan) westchnął. 
- Boże Lance, dlaczego jej nic nie wyjaśniłeś. Teraz będzie mnie męczyć. 
- Podobnie jak ty bylem szkolony pod okiem mistrza Lorcana - odparł brunet.
Popatrzyłam się z wyrzutem na staruszka. 
- I nic mi nie powiedziałeś, przez ten cały czas? 
- Bo nie ma nic przyjemniejszego od zwierzania się małej gówniarze. Dobra. Wystarczy, idziemy, bo nas Najwyższa zabije.
- Najwyższa? - prawie się zakrztusiłam.
- Na litość boską! 
***
Miejscem zebrania, czy czegokolwiek to miało być, była ogromniasta grota. Nie było zbyt wiele ludzi. Oczywiście rozpoznałam Shiroyamę i Thomsona oraz paru innych egzorcystów wyższej rangi. Stawiałam na to, że Ci których nigdy nie widziałam to po porostu Niezależni. 
Co ja robię na takim elitarnym spotkaniu? What is going on?! 
Gdy weszliśmy panowała dość napięta atmosfera, szepty, ciche rozmowy. Nawet Niezależna nie zaczęła wymieniać nieuprzejmości z moim mentorem, co zazwyczaj czyniła z wielką przyjemnością. I jeszcze ta dziwna zbieranina. Jestem tu chyba najmłodsza rangą. I wiekiem... No nie powiem, żebym czuła się z tym lekko. 
Nagle zapadła cisza. Najwyższa wstała przyciągając wzrok wszystkich zebranych. Nie było więcej niż piętnaście osób. 
- Jak się już pewnie domyślacie nie sprowadziłam was na to odludzie bez powodu - zaczęła grobowym głosem, co niezbyt mnie pocieszyło.
- Od dłuższego czasu dochodziły mnie słuchy, plotki. Dlatego zebrałam najbardziej zaufanych mi ludzi. Panie i panowie informacja jest już potwierdzona. Mamy kreta w oddziałach. Na bardzo wysokim stanowisku. Kreta, który nie jest tam zwykłym sobie szpiegiem. 
- Według informacji uzyskanych przez oddziały mistrza Griffin'a wiemy, że formują się oddziały przeciwko aktualnej władzy oraz jej postaci w Zakonie Egzorcystów. Nie znamy ich nazwisk, nie znamy ich planów, nie znamy powodów, a co najważniejsze nie znamy przyczyny tego buntu oraz jego dowódcy. I to właśnie będzie zadanie tego oddziału. Będziemy się tu spotykać raz na jakiś czas. Wszyscy pod przykrywką misji dodatkowej, z różnych portali, z różnych światów. Spotkania takie jak te będą odbywać się rzadko. Uformujecie trzy osobowe zespoły, z których kapitan będzie informował was o ewentualnych spotkaniach.
Najwyższa przerwała i zlustrowała nas poważnym wzrokiem. Pod jej oczami rysowały się ciemne cienie, a sama zdawała się być kilka lat starsza. 
- Chyba nie muszę wspominać, że panuje absolutna dyskrecja, a nic co zostało tu powiedziane nie może dojść do zewnętrze uszu. Nieważne czy to wasze żony, mężowie, czy przyjaciele. Absolutna dyskrecja. Jakieś pytania? 
Chciałam podnieść rękę i zapytać dlaczego więc ja tutaj jestem, ale szczerze mówiąc spękałam przy tych wszystkich personach. Na szczęście Najwyższa chyba miała w planach rozmowę twarzą w twarz z moją skromną osobą. 
- Koniec spotkania. Shiro, Lloyd, Harrington wy zostajecie. Ty Garath też.
Lekko oszołomiona podeszłam do Najwyższej, która nie zwróciła na mnie najmniejszej uwagi i od razu zaczęła przydzielać rozkazy dla Harrington'a. 
- Jak cię już informowałam zajmiesz się Seon. Tu się nic nie zmienia. - zaczęła. - Ale ma przejść twój test, wtedy możesz zacząć ją szkolić, jeśli nie to wiadomo. 
Przeniosła wzrok na mnie.
- Jak widzisz nie mamy wiele ludzi, którym możemy zaufać, także robimy co możemy. Na razie jesteś tu, ponieważ Garath ci ufa, a ja ufam jego osądom. Masz się stać silniejsza, jeśli chcesz się na coś przydać i jeśli chcesz przeżyć. Jak ci się nie uda przejść testu Lance'a zapomnisz o tym spotkaniu i tym co powiedziałam. 
- Co to za test? - zapytałam szybko, bo Najwyższa wyglądała jakby miała jeszcze sporo do powiedzenia. 
- Każdy może poprosić mistrza Harringtona o nauki, z tym że musi zdać jeden test - wtrącił Shiroyama z uśmiechem - jak dotąd nikt nie zdał tego testu, prawda Lance? Może spuścisz poprzeczkę dla Seon? 
- Nie planuję narażać jej na niebezpieczeństwa - odpowiedział dyplomatycznie Harrington. 
- Kiedy odbędzie się ten test? - zapytałam cedząc ostatnie słowa. 
- Zaraz. Jak wrócimy do Zakonu - uśmiechnął się brunet. No to pięknie.
- I przestań już łazić na te dodatkowe misje, bo za niedługo dostanę skargi, że nie zostawiasz nic dla innych - powiedział z przekąsem białowłosy dupek. 
- Twój zespół na pewno nie będzie płakał - mruknęłam. 
- Idzie sobie już - westchnęła Najwyższa - Oprócz ciebie Garath. 


***
Po powrocie do Zakonu, Harrington zaprowadził mnie do jednej z sal treningowych, znajdujących się w dolnych piętrach. Było ich całkiem sporo i całkiem sporo pozostawało wolnych. Cóż, niewiele egzorcystów miało czas i ochotę na nadgodziny w postaci treningów... Sala była zbudowana na planie prostokąta, w rogu na przeciwko drzwi wejściowych znajdowała się spora komoda ze sprzętem treningowym. Do każdego rodzaju treningu, czy to siłowego, czy może zawierającego użycie Energii. 
Harrington podszedł do komody i wyciągnął z niej zrolowany materac. Rozłożył go na podłodze i gestem nakazał mi usiąść. Sam zajął miejsce obok mnie. Dziwnie się czułam siedząc jak na pikniku obok człowieka, który jeden był moim idolem, dwa miał mnie uczyć, jeśli zdam jakiś test, trzy jest praktycznie ideałem z tą swoją uprzejmością. 
- Test będzie polegał na dość trudnym dla egzorcysty zagadnieniu, który niestety nie każdy w jest w stanie opanować, a które jest niezbędną podstawą do dalszych treningów. Także, jeśli jak dotąd odniosłaś wrażenie, że test jest tak trudny, ponieważ nie chcę mieć uczniów to jak widać nie. Będziesz trenować w tej sali, także zapamiętaj numer i drogę. Widzisz ten rysunek na tamtej ścianie?
Wskazał na krótszą ścianę, na której narysowany był okrąg o średnicy około jednego metra, w który wpisany był kwadrat, a w ten kwadrat trójkąt. Całą figurę przecinały dwie przekątne oraz dwa odcinki pionowy i poziomy, które dzieliły figurę na kolejne dwie części. Ekhem, mam złe przeczucia...

- Zadanie dla ciebie to wytworzyć tyle energii, o takim kształcie, która pokryłaby się z tym rysunkiem. Ma być to jednolita warstwa i nie może przylegać do ściany. Masz utworzyć tak jakby hologram z Energii zaraz przed tą figurą. Same linie mają być niewidoczne, tak jak... - urwał na chwilę - zresztą pozwól, że ci pokaże.
Wstał, podszedł do ściany i staną jakiś metr przed nią. W ciągu ułamku sekundy wytworzył identyczny zlepek małych figur, które w rezultacie odzwierciedlały obraz na ścianie, a gdy stanęło się na przeciwko nim, wydawało się, że linie namalowane na ścianie przecinają wirtualną figurę, choć w rzeczywistości były to tylko cząstki mocy... 
Suuuper... Teraz się nie dziwnie niskiej zdawalności, przepraszam zerowej zdawalności. Taka kontrola kształtu, ilości Energii i jeszcze ilości samych figur jest niesamowita i wymaga ogromnej koncentracji. 
- Żadnych pytań? - zapytał się odwracając w moja stronę. Moja twarz chyba wyrażała dobrze co myślę. 
- Wpadnę za trzy dni, zobaczyć jak postępy - powiedział - teraz musisz mi wybaczyć, ale obowiązki wzywają.
Posłał mi lekki uśmiech i skierował się do wyjścia. 
- Mistrzu! - zawołałam, gdy położył dłoń na klamce.
- Tak? - spojrzał na mnie.
Zawahałam się. 
- W sumie to już nic. Przepraszam. 
- W porządku, Seon. Miłego dnia - powiedział i opuścił salę. 
Miłego dnia? Taaa, na pewno. 
Odwróciłam się w stronę figury. Skonstruowana była tak by każdy kształt znajdował się wewnątrz niej. No pięknie. Skupiłam się. 
Bardzo powoli zaczęłam wypuszczać Energię. I formować ją tak by pasowała poszczególnym figurom, zaczynając od wnętrza. Utrzymanie w ryzach tak rozproszonej Energii nie było proste. Stałam tak z dziesięć minut. Czułam metkę, która gryzła mnie lekko w kark, włosy, których krótsze końcówki łaskotały mnie po szyi, prawy nadgarstek swędział mnie delikatnie. 
Ale udało się. 
Starałam się stłumić narastającą ekscytację. Jakimś cudem, ten potencjalnie trudny test poszedł mi dość prosto. Problemem był tylko czas. Dezaktywowałam Energię i rozluźniłam mięśnie. Wyciągnęłam ręce do góry czując miłe rozciąganie w kościach. 
Coś poszło mi prosto. Wow. Po ostatnich wydarzeniach, nie sądziłam, że takie rzeczy mogą mi się jeszcze przydarzyć. Teraz tylko zwiększyć prędkość i gotowe.  


***
- Gotowe - powiedziałam, gdy dzień później mistrz wpadł na chwilę i poprosił mnie o pokazanie postępów. Figura wyszła idealnie i dość szybko. Noc treningów nie poszła na marne. W sumie to nie musiał przychodzić tak wcześnie, bo miałam w planach opanowanie tego cholerstwa i zrobienie sobie ze dwóch dni wolnych. Człowiek nie robot, odpoczywać musi. No ale los widocznie chciał inaczej. Dezaktywowałam figurę i spojrzałam na mistrza czując uśmiech samozadowolenia cisnący się na usta.
- Ładnie, Seon - pochwalił mnie, a ja zaczęłam słyszeć cichy śpiew chórów anielskich wprost z bram niebios - choć przeczuwałem, że tak szybko i sprawnie ci pójdzie - pieśń ucichła, a ja zostałam brutalnie sprowadzona na ziemię. Widocznie moja mina mówiła sama za siebie, bo Harrington pospieszył z wyjaśnieniami.
- Uczył nas ten sam mistrz, a on miał swoje techniki. Skupiał się na czym innym niż przeciętny program nauki egzorcystów realizowany w Akademii. Dlatego też twoje zdolności pozwoliły ci na przejście mojego testu.
- Ah - westchnęłam. To by było na tyle jeśli chodzi o moje wybitne zdolności. 
- Nie dąsaj się - uśmiechnął się lekko i zrobił coś bardzo dziwnego... Pogładził mnie po włosach. - Jesteś bardzo zdolna, a ja postaram się rozwinąć twoje zdolności. Pamiętaj tylko, że podstawy mamy identyczne od mistrza Lorcana. Ja opracowałem swoją własną technikę na postawie jego technik i ty musisz zrobić to samo. Masz moją technikę i jego. Mogę cię nauczyć swojej i nauczę cię, ale jestem pewny, że nie będzie ci odpowiadała w stu procentach. Także na razie patrz się i ucz, a potem dostosujesz ją do siebie. Teraz kolejne twoje zadanie...

***
kilka tygodni później


Nie mogłam się na niczym skupić. Szłam jak na jakiś pieprzony egzamin. Czułam się tak jakby ciało, które jakimś cudem porusza się do przodu, nie należało do mnie. Było mi zimno. To uczucie kiedy mocno się stresuję. Zesztywniałe usta.
Otworzyłam drzwi... Pusto...
Spóźni się czy nie przyjdzie? 
Usiadłam na krześle. Przejechałam dłonią po stole, niby przecierając kurz. Przeszłam na łóżko. Ręka odruchowo zacisnęła się na drewnianej ramie. Zaraz potem wstałam, przemierzyłam pokój wzdłuż. Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Nagle klamka się poruszyła, drzwi zaczęły otwierać się miarowo. Szczupła sylwetka, czarne włosy, blada skóra.
Itachi zamknął za sobą drzwi, ściągnął płaszcz i rzucił na krzesło. Zero kontaktu wzrokowego, prócz szybkiego spojrzenia zaraz po wejściu. Czekałam i obserwowałam. Oparł się o stół, krzyżując ręce na torsie. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po mnie i skupiło na czymś ponad moim ramieniem. Na bladej skórze fioletowe cienie pod oczami odcinały się znacząco. Wyglądał na zmęczonego, jego cera miała niezdrowy, szarawy odcień.
- Chciałaś porozmawiać - jego beznamiętny ton przeciął ciszę - oto jestem - rozprostował ręce.
Zrobiłam kilka kroków w przód. Był urażony. Nie dziwię mu się zresztą. Miałam cały miesiąc na przeanalizowanie swojego zachowania. Cóż, szczeniackie to odpowiednie słowo. Stałam milcząc.
- Może się łaskawie odezwiesz? - gładko odbił się od stołu i podszedł do mnie. - Co teraz? Masz zamiar spotykać się tak co kilka tygodni na dzień, dwa? A może wymyśliłaś jakieś magiczne wyjście? Bo szczerze mówiąc mi przeszło przez myśl kilka. Nie powiem, żeby jakiekolwiek mnie satysfakcjonowało.
Słuchałam go. Tak... Patrząc na te wąskie wargi, gestykulujące ręce, włosy. Na tors unoszący i opadający pod ciemnoszarym swetrem. Tak, słuchałam go. 
- Do tego to po prostu jest... - przerwał, gdy zrobiłam krok do przodu, teraz dzieliły nas centymetry. Westchnął. Ciepły oddech owiał moją twarz. Stanęłam na palcach i musnęłam chłodne usta bruneta. Sekundę później moje wargi wpiły się w nie, rozchylając niecierpliwie. Wsunęłam język do zapraszającego wnętrza, czując znajome, przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Gdzieś wewnątrz mnie. Narastające podniecenie. Dłoń objęła mnie w pasie, a ciało Itachiego napierało coraz bardziej. Zrobiłam kilka kroków w tył, usiadłam na łóżku pozwalając by opadł na mnie. Nasze ręce bez jakiegokolwiek opanowania próbowały chociażby rozluźnić koszulę. Jednak w chaosie szarpaniny nasze ubrania dalej pozostawały w najbardziej niepożądanym miejscu. Na nas. W końcu udało mi się rozpiąć swoją cholerną koszulę, nie miałam głowy do mankietów, także koszula przynajmniej częściowo jeszcze na mnie została. Dałam sobie spokój i zaczęłam rozpinać Itachiemu spodnie. Poszło mi znacznie zręczniej. Znów pocałunek głęboki, intymny, cholernie utęskniony. Poczułam jak brunet wchodzi we mnie w dwóch pewnych, gwałtownych ruchach. Wygięłam się, palcami wszczepiając w jego koszulę. Zamknęłam oczy oddając się szybkiemu, choć płynnemu rytmowi. Moje wargi znajdowały się przy jego policzku, a między westchnieniami i jękami szeptałam imię ukochanego. Objęłam go nogami w pasie czując jak nasz rytm zmienia się w krótszy i szybszy. Ręka Itachiego zaciskająca się na mojej tali wpiła się w nią mocniej, a sam brunet westchnął głośno dochodząc w moim wnętrzu. W satysfakcji byłam tuż za nim. Jego głowa opadła na mój dekolt, a moją skórę przeszył kolejny dreszcz rozkoszy kiedy owiał ją ciepły oddech bruneta.
- O bogowie - westchnęłam kładąc rękę na czole i próbując uspokoić rozszalały oddech - o czym to rozmawialiśmy wcześniej? - zapytałam zdyszana nie kryjąc lekkiego uśmiechu.
- Nie każ mi pamiętać - odparł cicho gładząc mój obojczyk opuszkami palców. Podniósł głowę. I złożył na moich wargach delikatny pocałunek, zaraz potem uśmiechnął się i dodał - ty mała, podstępna złośnico.
Zadrżałam lekko, gdy zimy podmuch, którego nie powstrzymały widocznie nieszczelne okna, otulił pokój. Zrzuciłam z siebie bruneta i sięgnęłam po kołdrę. 

- Hej! - krzyknął zdziwiony i zaraz wsunął się pod moje przykrycie.
Przytuliłam go pod kołdrą wtulając się w jego tors i kradnąc te kilka chwil spokoju i milczenia dla siebie. Zamknęłam powieki, a niechciane obrazy zaraz pojawiły się przed moimi oczami. I znów słowa bruneta sprzed kilku chwil. 

- Nie mam pojęcia jak odpowiedzieć na twoje wcześniejsze pytania, Itachi - szepnęłam nie podnosząc wzorku. - To jest tak... beznadziejne...nasza sytuacja i to wszystko... - podniosłam wzrok czując, że jak nad sobą nie zapanuję to znów zrobię z siebie płaczliwą beksę. Nasze oczy spotkały się, a ja widząc jego ciepłe spojrzenie i wargi wciąż wykrzywione w uśmiechu, nie wytrzymałam i zaraz z moich oczu popłynęło kilka ciepłych łez. Podniosłam się do pozycji siedzącej, niezdarnie próbując zetrzeć łzy. 
- Na razie może być ten raz na miesiąc - wyszeptał zakładając niesforny kosmyk moich włosów za ucho. - Później jak Zakon się uspokoi zdziałamy coś więcej - dokończył miękkim głosem i złożył pocałunek na mojej skroni.
- Jak mówisz to tym w ten sposób, to prawie ci wierzę - wypaliłam wciąż denerwująco płaczliwym tonem. 
- Zaufaj mi. Nigdzie się chyba nam nie spieszy? Mieliśmy swoje pół roku, teraz możemy poczekać. 
- Z tego pół roku dla nas było pewnie ze dwa tygodnie, ale mniejsza o to - spojrzałam mu prosto w oczy nie mogąc powstrzymać uśmiechu - Itachi jeden mały numerek strasznie zmienił twój punkt widzenia. Powinnam zapamiętać to na przyszłość - powiedziałam szyderczym tonem, przypominając sobie jego zimną i "jestem obrażony i koniec" postawę z przed dosłownie kilku minut. 
Itachi spojrzał na mnie i roześmiał się. 
- Pamiętaj, pamiętaj jeszcze ci się na pewno przyda - odparł ubawiony. Objął mój policzek dłonią i znów mnie pocałował. Tym razem wolniej, zdawał się upajać chwilą. 
- Opowiesz mi co z tobą wyprawiali w Zakonie - powiedział, gdy już odsunął się odrobinę - ale przed tym mam zamiar kochać się z tobą, aż będziesz błagała żebym przestał.
- Brzmi obiecująco - mruknęłam z uśmiechem odchylając się do tyłu. Tym razem jego pocałunek był mocniejszy, ręka zacisnęła się na moim nadgarstku, gdy chciałam ją przenieść na jego szyję. Sprawnie pozbawił mnie resztek ciuchów, które wylądowały po bocznej stronie łóżka. Zaraz obok nich wylądowały męskie spodnie i bokserki. Brunet usadowił się między moimi nogami, a jego usta wytaczały ścieżkę w dól mojego brzucha. Gdy sięgnęły celu, z moich warg wydobyło się gardłowe jęknięcie, a dłonie wpiły w prześcieradło.
- Itachi - wyszeptałam, gdy język bruneta pozbawiał mnie rozsądku. Wygięła biodra do przodu, chcąc go czuć głębiej.
- Powoli, bez nerwów - usłyszałam jego stłumiony, aczkolwiek rozbawiony głos. Ahh... jak mógł mnie tak denerwować. Niewiele mu trzeba było żeby doprowadzić mnie do szczytu rozkoszy, aczkolwiek czułam, że specjalnie spowalniał to jak najbardziej mógł. Gdy znów znalazł się nade mną zacisnęłam kolana razem.
- Seon? - zapytał unosząc brwi. Pocałowałam go. I spróbowałam zrzucić z siebie. Nie wyszło, bo jakby inaczej. Może ubyło mu, ku mojemu zmartwieniu, odrobinę kilogramów, ale nadal pozostawał silny jak cholera. 
- Złaź - nakazałam. Chyba domyślił się do czego zmierzał, bo posłusznie płożył się na plecach, dając mi usiąść na swoich biodrach. Oj, dziwnym trafem nie przepadał za tą pozycją. Dominant pieprzony. 
Uniosłam się i zaczęłam wsuwać się na jego męskość. Z początku powoli, by zaraz wypełnił mnie całą. Jęknęłam cicho i zaczęłam poruszać się powoli. W górę i w dół, i znów, i jeszcze raz. Przyspieszyłam tempa, odchylając głowę do tylu, jęcząc gdy zaciskał dłonie na moich piersiach. Poruszałam się teraz mocno i szybko czując że zbliżającą się rozkosz... Doszliśmy razem... Jak rzadko. 
Opadłam na jego tors, zdyszana, pozwalając by zatopił palce wśród moich włosów. 
- Oh, Seon - wyszeptał składając pocałunek gdzieś w okolicach mojego czoła. Jego dłoń zacisnęła się na moim pośladku. - Tęskniłem. 
Roześmiałam się. 
- Bardzo zabawne - pokazałam mu język. 
Obrócił się i objął mnie ramieniem. 
- Jeszcze? 
- Mhm - pokiwałam głową z uśmiechem...
****
- Jestem głooodna! Zamów coś... - westchnęłam przeciągając się na łóżku. 
- Dobra, dobra zaraz coś zamówię. Nie zostawię cię przecież samej z moim jedzeniem - powiedział z przekąsem Itachi.
- Spadaj - burknęłam wbijając wzrok w materac. 
- Żartowałam głuptasie - mruknął ujmując mnie za podbródek. Pocałował mnie w czubek nosa i uśmiechnął się lekko. - Na co masz ochotę?
- Na twój łeb w pomidorach - prychnęłam obwiązując się prześcieradłem i wychodząc z łóżka. Robią drobne kroczki podeszłam do okna i rozejrzałam się. 
- Myślisz, że jesteśmy tu bezpieczni? - zapytałam lustrując okolicę. 
- Ze mną jesteś wszędzie bezpieczna - szepnął teatralnie, zachodząc mnie od tyłu. Odwróciłam się posyłając mu pełne politowania spojrzenie. 
- Twój dobry humor jest dla mnie zagadką - odparłam - ale odpowiedz na moje pytanie. 
- Będziemy musieli się przenieść - powiedział normalnym już tonem sięgając po telefon - myślę, że jak zjemy i ubierzemy się. Rozważałem Wioskę Mgły. Tam patrole są małe a shinobi przekupni. Także idealnie odkąd oddziały specjalne cały czas węszą po lasach. 
- Coś się stało? 
- Na razie nic - odpowiedział - ale szykuje się coś dużego. 
- Akatsuki szykuje? - drążyłam.
- Być może, ani Madara, ani Pein nie wtajemnicza już mnie w swoje plany.
- Już? - zakryłam się szczelniej prześcieradłem. Nie wiedzieć czemu, obawiałam się odpowiedzi.
- Tak, jestem... - Itachi skupił się na rozmowie przez telefon, pozostawiając mnie ze swoimi myślami. 
Co się działo przez ten miesiąc w Brzasku? Co robił Itachi? Zebrali już demony? Jeśli tak to ile? Musiałam o wszystko wypytać bruneta. Mimo że Akatsuki nie obchodziło mnie wiele to Uchiha wciąż tam przebywał...

*******************
Ehh, ludzie skończę to opowiadanie, nie wiem kiedy, ale na pewno pociągnę je do końca. Nie mogłabym tak tego zostawić. Napiszę co mam w głowie i koniec. Mam nadzieję, że zmieszczę się w 10 rozdziałach...

To moje pierwsze opowiadanie, mam do niego ogromny sentyment ;) Jak czytam stare rozdziały to z jednej strony się wstydzę mojego niedojebizmu literackiego, a z drugiej uśmiech ciśnie mi się na usta ;) Bo to takie nostalgiczne ^^


Mam nadzieję, że rozdział Was nie zanudził, bohaterowie nie są już zapomniani, a obecność Itacha doplusowała wszystko ;) 

Wasza 
Black 

PS W kolejnym rozdziale więcej ItaSeo... więcej rozmów ;) 
PPS Odpowiedziałam na Wasze komentarze pod poprzednimi postami ;) 

30 komentarzy:

  1. CUUUUUUUUUUDNIE <3
    ~Tamara

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo zaskakująca notka. I w pierwszej części spodziewałam sie czegoś zupełnie innego i w drugiej podobnie. Wyczuwam że niedługo historia Zakonu zapętli się albo z Akasiami albo generalnie z ich światem. Tylko czemu Itaś zmizerniał ;< bardzo nieładnie ucięłaś końcówkę wiesz? ;( żeby tak nagle i niespodziewanie i przed rozmową. Teraz znowu będę wyczekiwała jak głupia co będzie dalej.
    Polecam się na przyszłość z motywującymi kopniakami ;3
    Foxy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, Foxy skłamałabym jeśli powiedziałabym, że Twoje przewidywania są dalekie od prawdy... Kurczę i jak tu nie spojlerować :P
      Itaś zmizerniał, bo mu się tęskniło i Akasie trochę... no spochmurnieli ;P Atmosfera już nie ta.
      Postaram się dodać coś za niedługo, ale nic nie obiecuję. Teraz najgorszy okres w czasie studenta (oprócz sesji), tzn. przeprowadzka, cały majdan znów przenosić i w ogóle xD No i do tego zmieniłam kierunek nam mój wymarzony, także odmładzam się o rok ;D
      A rozmawiać będą dość długo, w ogóle rozważam jeszcze dwie wersję pewnych zdarzeń. Pewnie będzie ona zależna od mojego humoru ;)
      A kopniaki mile widziane od czasu do czasu ;*

      Usuń
    2. Akasie spochmurnieli :< zatłuc madare, pain na prezydenta i wszyscy są happy ;3 może pojawi się jakiś przerywnik z serii "tymczasem w siedzibie dum dum dum duuuum" xd hm? Jaki kierunek to ten tak wymarzony, ze chciało Ci się jeszcze raz zaczynać?

      Usuń
    3. Hahhahah, dobry pomysł ;P Może się pojawi... ;)
      A zmieniłam uczelnię na UJ a kierunek to studia dalekowschodnie ;) U siebie na antropologi się nudziłam dość i tak we mnie kiełkował cały rok pomysł zmiany... z tym że musiałam poprawić angola rozszerzonego, bo miałam tylko 70%, ale w tym roku udało się go napisać na 89, także spoko się dostałam) no i jak dotarły do mnie wyniki to już wiedziałam, że idę na UJ ;)

      Usuń
    4. o, czyli siedzisz w Krakowie. Byłaś może na ostatnim magnificonie?
      Antropologiaa... Kojarzy mi się tylko z Kościami ;p ale tam chyba antropologia sądowa była, czy jakoś tak, więc pewnie nie to samo. Jednak miłość do Azji zwyciężyła ^^ ja w tym roku dopiero walczę z maturą, i jak się uda zwyciężyć z rozszerzoną królową nauk to być może będziemy mieszkać po sąsiedzku ;p tyle że ja raczej celuję w politechnikę

      Usuń
    5. Byłam i bardzo fajnie wspominam ;P No w sumie antropologia ma wiele "podkategorii" ale u mnie była akurat historyczna ;)
      Tak, zdecydowanie ten kierunek to moje marzenie ^^
      Oj zleci Ci ten rok raz dwa ^^ a polibuda to niezły wybór, a dokładnie jaki kierunek rozważasz?
      Matma rozszerzona... hmm nie dla mnie ;P

      Usuń
    6. jaki kierunek rozważam ehh... beznadziejne pytanie. Chciałabym wylądować na budownictwie albo energetyce, ale to z czystego rozsądku. Osobiście uważam że byłabym lepszym hodowcą kotów, cukiernikiem, albo czymkolwiek.
      A powiedz mi, będąc sobie na magniaku, nie widziałaś gdzieś blondwłosego, zniewieściałego asha ketchuma? ^^

      Usuń
    7. Hahahha, wiem też nie przepadałam za takimi pytaniami ;P
      Kurczę Asha kojarzę z magni, ale cholera nie pamiętam dokładnie xD Nie mów, że to byłaś Ty? No nie, mogłyśmy się wcześniej zgadać ;P

      Usuń
    8. https://scontent-b-lhr.xx.fbcdn.net/hphotos-ash4/q71/s720x720/992986_687668671248512_1539910621_n.jpg
      huehueheuh ;3

      Usuń
    9. wow moja pamieć do twarzy/ludzi generalnie sucks, wybacz mi <3 ale cosplay przedni ^^ w ogóle to panujesz być na nast Magni? Pamiętam że (rok temu) to było zaraz po maturach ale i tak w sumie pojechałam :D

      Usuń
    10. znam to uczucie, moja pamięć do człowieków very sucks ;p a następne Magni zależy właśnie od matur. Bo jak będzie zaraz po, to pewnie będę, ale jak jakoś w między czasie to już nie jestem pewna.

      Usuń
    11. no w sumie, u mnie wypadło zaraz po moich maturach, ale ci co pisali bardziej niekonwencjonalne przedmioty typu historia sztuki itp to pewnie musieli sobie Magni opuścić. A co planujesz zdawać? ;P

      Usuń
    12. matme i angielski na rozszerzeniu, czyli nic specjalnie dziwnego ;)

      Usuń
  3. Ohayo! :3
    Wpadłam do ciebie z ciekawości, zaczęłam czytać i muszę powiedzieć, że fantastycznie piszesz!
    Co prawda nie nadrabiałam jeszcze poprzednich rozdziałów, dlatego ciężko mi było na początku ogarnąć wszystkie postacie, ale w końcu można powiedzieć, że dałam radę. :D
    Masz niesamowity styl pisania, który ogromnie przypadł mi do gustu. Rozdział jest dość długi, jednak nie mogłam się od niego oderwać. Taką twórczość aż chce się czytać! :3
    Chciałabym, jeśli pojawi się u ciebie coś nowego, żebyś mnie o tym poinformowała, jeśli to nie problem oczywiście.
    Korzystając z okazji chciałabym też zaprosić cię do siebie, a nóż coś ci się spodoba? :3
    sasuke-i-erin.blog.pl
    naruto-school-stories.blog.pl
    Cóż, na koniec pozostało mi życzyć ci mnóstwa weny i czasu na pisanie, bo przynajmniej u mnie, z tym ostatnio krucho. Czekam z niecierpliwością na kontynuację. Buziaki. ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) bardzo się cieszę, że Ci się podobało ^^ no cóż poprzednie rozdziały nie są za dobre ;p
      Poinformuje Cię oczywiście ;)

      Usuń
  4. Elo, elo 320 ;)
    Skomentowałaś ostatnio rozdział na moim blogu, a, że pojawił się kolejny z miłą chęcią Cię na niego zapraszam.
    http://dark-fanfiction-naruto.blogspot.com/
    Pozdrawiam,
    - N.

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże !!!!!!!!!! Tu coś jest i to od prawie miesiąca a ja nic nie widziałam -.- Ehhh xD Lece czytać uuuuuu *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. No coz, chyba najkrocej rzecz ujmujac, rozdzial nieziemski, na to tak dluuuugo czekalam, i wiem, zabrzmi to samolubnie, ale czuje niedosyt, KONIECZNIE musisz opublikowac druga czesc kochana :D pozdrawiam, stala czytelniczka LP

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepraszam za mój brak aktywności. Po prostu od wakacji załapałam taki etap w życiu, ze dosłownie nie mam na nic czasu :f. W najbliższym czasie postaram się nadrobić wszelkie zaległości :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja, twój głos sumienia niniejszym przemawiam: nadszedł najwyższy czas - siadaj i stukaj w klawiaturę ;]

    OdpowiedzUsuń
  9. Cześć,
    Od dawna czytam to opowiadanie, ale teraz naszła mnie ochota i zniknęło lenistwo, żeby cos napisac :) może jest to spowodowane faktem, że nie mogę sie doczekać dalszych części :P chociaż bardziej podobał mi się początkowy zamysł, Seon w Akatsuki. Szczerze, to nie bardzo łapię się o co chodzi z tym całym Brzaskiem :) Ale mój ulubiony Itachi jest! :D przydałaby sie też jakaś ciąża, albo chociaż obawa takowej, w końcu tyle razy bez gum xD Pozdrawiam Cię i życzę szybkiego powrotu weny twórczej, bo fani usychają z tęsknoty :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jeju tak sie ciesze że dodałaś nowy rozdział! Tak mi brakowalo czytania tych zajebistych notek <3
    Dużo weny Black! I żebyś jak najszybciej dodała nową notke bo już się doczekać nie mogę!

    Pozdrawiam Tori~

    OdpowiedzUsuń
  11. Sesja, sesja ;) I jak zwykle żeby się nie uczyć siedziałabym i pisała ;P Ale nie mogę ^^ mam nadzieję, że wena po sesji mnie nie opuści ;) Trzymajcie za mnie kciuki <3
    Ściskam Was serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Chciałabym zaprosić czytelników i blogerki/ów do mnie na Post Walentynkowy oraz główne opowiadanie! (komentarze i obserwowanie mile widziane^^)
    Zapraszam i pozdrawiam!
    Bang!
    http://sztuka-to-eksplozja-katsu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. No Black mam nadzieje że jednak w maju doczekam się nowego rozdziału :* :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Haha... Jestem głupia xD Z każdym kolejnym słowem zdawałam sobie sprawę że gdzieś już to wszystko czytałam a jak skończyłam zobaczyłam mój komentarz z przed paru miesięcy... roku xD Trudno. Przeczytałam raz kolejny i zrobiła bym to jeszcze raz. Świetny. Pare literówek zauważyłam ale to takie blachę błędy dla mnie że możemy o nich zapomnieć.
    - Na co masz ochotę?
    - Na twój łeb w pomidorach
    To było piękne xD
    Ruszam dalej :P

    OdpowiedzUsuń